Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

czwartek, 29 grudnia 2011

Słodkie lato - Mari Jungstedt

Wydawnictwo:Bellona
Tytuł oryginału: I Denna Ljuva Sommartid
Oryginał w języku szwedzkim.
Tłumaczenie: Ewa Wojaczek
Ilość stron: 355
Opis wydawcy: Wyjątkowo upalne lato sprawiło, że na Gotlandię ściągają tłumy turystów. Ogromnym szokiem dla letników odpoczywających na jednym z campingów jest morderstwo dokonane z nietypowej broni na jednym z gości. Ofiarą jest najzwyklejszy z pozoru obywatel i drobny przedsiębiorca Peter Bovide. Śledztwo prowadzone przez komisarza Knutasa i jego zastępcę Karin Jacobsson przebiega wielotorowo i wymaga międzynarodowej współpracy. Z biegiem czasu okazuje się bowiem, że ofiara była uwikłana w nielegalne formy zatrudniania pracowników zagranicznych oraz być może w równie niezgodny z prawem handel alkoholem. Dochodzenie jest niezwykle trudne i początkowo niezbyt owocne. Analiza różnych wątków każdorazowo doprowadza bowiem policjantów na ślepy tor. Kolejnym wstrząsem dla śledczych staje się drugie morderstwo, popełnione kilka tygodni później przez najwyraźniej tego samego sprawcę. 

 
Lato to najlepsza pora roku na zupełne oddanie się swoim pasjom. Zazwyczaj wyjeżdżamy wtedy daleko od domu aby odpocząć, poznać nowe miejsca i ludzi, a także umocnić więzy rodzinne. Nie zawsze jednak lato jest prawdziwie słodkie, co udowadnia nam Mari Jungstedt w siódmej już powieści o Andersie Knutasie. Dotychczas nie czytałam żadnej z książek szwedzkiej autorki, ale zainteresowana opiniami czytelników z chęcią zatraciłam się w lekturze.

Upalne lato sprawiła, że pole kempingowe na wyspie Farö odwiedza coraz więcej spragnionych odpoczynku turystów. Jednym z nich jest mąż, ojciec dwójki dzieci i właściciel firmy budowlanej, Peter Bovide. Nic nie wskazywało na to, że to lato będzie ostatnim w jego życiu. Peter, jak co dzień, wybiera się na poranny jogging, jednakże biegnąc wzdłuż plaży zostaje wypatrzony przez uzbrojoną i pełną zemsty osobę... Analiza zwłok wykazuje, że do mężczyzny strzelono w głowę i kilka razy w brzuch. Sposób, w jaki Peter został zamordowany wskazuje, iż to było dzieło chorego psychicznie człowieka. Zrozpaczona żona denata nie może otrząsnąć się z szoku. Kto i dlaczego zabił Petera?

Śledztwo początkowo jest mało owocne, analizy co rusz sprowadzają funkcjonariuszy na ślepy tor. Detektywi z czasem odkrywają, że Peter kilkakrotnie odbierał w pracy głuche telefony, miewał też wrażenie, iż jest obserwowany. Ale dlaczego ktoś miałby zabijać tak przyjaznego i pomocnego człowieka? Chyba że Peter był sam sobie winien wplątując się w nielegalne działalności... Podczas popełnienia morderstwa, komisarz policji kryminalnej, Anders Knutas, przebywa na urlopie. W ten sposób chce naprawić relacje między nim a żoną. Plan niweczy wieść o postrzeleniu Petera. Knutas kosztem szczęścia małżeństwa powraca aby pomóc swojej koleżance, Karinie Jacobsson, w rozwiązaniu zagadki.
Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy ginie kolejna osoba. Tym razem jest to Morgan Larsson, strzałowy w kamieniołomie. Ginie w identyczny sposób jak Peter Bovide. Pozorny brak motywów mordercy i brak powiązania obu ofiar stanowią dla śledczych prawdziwą tajemnicę. Kim jest morderca? Czy cienie przeszłości powrócą ze zdwojoną siłą? Niebezpieczeństwo jest coraz bliżej, a zabójca nadal krąży po wyspie...

Akcja powieści mknie z prędkością światła. Autorka narzuca szybkie tempo wydarzeń już na pierwszej stronie i nie zwalnia aż do samego zaskakującego końca. Jednak co za dużo to niezdrowo. Często musiałam się zatrzymywać aby przetworzyć, co właśnie przeczytałam. W mojej głowie pojawił się niemały chaos spowodowany nie tylko pędzącymi bez wytchnienia wydarzeniami, ale też i dużą ilością przeróżnych charakterów. Co kilka stron autorka koncentruje się na innej postaci, przedstawia jej uczucia i wspomnienia. Trudno więc określić kto tak naprawdę jest głównym bohaterem „Słodkiego lata”. Niełatwo też zrozumieć osobiste sprawy postaci nie zapoznawszy się z poprzednimi częściami serii. W końcu dałam radę, a moje szare komórki ledwo zipały ze zmęczenia. Często dezorientował mnie również podział książki. W jednej chwili czytałam o danym zdarzeniu, w drugiej już byłam zupełnie gdzie indziej i z innymi postaciami.

Fabuła budowana jest na wielu płaszczyznach, a główną jej cechą jest wielowątkowość. Jak już wspomniałam, autorka „skakała” z jednego bohatera na drugi prezentując to nowe poglądy na daną sytuację. Nie potępiam tego, ponieważ taki zabieg dodaje książce napędu, ale tych zróżnicowanych wątków było zbyt wiele.

Nie mogę natomiast krytykować warsztatu autorki. Opisy są niezwykle ciekawe oraz idealnie obrazują dane wydarzenia. Cała konstrukcja powieści jest dokładnie przemyślana. Widać, że Mari Jungstedt ma doświadczenie w pisaniu, które jej samej sprawia dużo satysfakcji. Nic dziwnego, w końcu seria jest międzynarodowym bestsellerem wydawanym w kilkunastu krajach.

„Słodkie lato” pozostawiło wiele sprzecznych odczuć, a podczas lektury autorka spowodowała w mej głowie zamęt. Tak więc czy polecam tę książkę? Tak, bo mimo wszystko jest dobrze przemyślanym i skonstruowanym kryminałem. Porywa od pierwszej strony i zachwyca różnorodnością charakterów. Czuję, że historia na długo pozostanie w mojej pamięci. Jeśli będę miała taką okazję, z chęcią sięgnę po inne książki z serii o komisarzu Knutesie.

Ocena książki: 7/10
Dobry kryminał, umiejętnie przeprowadzona akcja, ale trudne do ogarnięcia wątki dotyczące z osobna każdego bohatera.

DODATKI:

CIEKAWOSTKA:
Tak naprawdę "Słodkie lato" to piąta powieść o inspektorze Knutasie, ale Wydawnictwo Bellona wydało części serii w innej kolejności.

O SERII:
Cykl z Andresem Knutasem:
(podana data napisania powieści)
1. 2003 r. Niewidzialny (Den du inte ser)
2. 2004 Niewypowiedziany ( I denna stilla natt)
3. 2005 We własnym gronie (Den inre kretsen)
4. 2006 Umierający dandys (Den döende dandyn)
5. 2007 Słodkie lato (I denna ljuva sommartid)
6. 2008 Upadły anioł (Den mörka ängeln)
7. 2009 Podwójna cisza (Den dubbla tystnaden)
Dwie pierwsze powieści zostały zekranizowane przez szwedzką telewizję.

O AUTORCE:
Mari Jungstedt to szwedzka dziennikarka oraz autorka popularnych powieści kryminalnych. Prowadzi w telewizji program rozrywkowy dla kobiet. W 2003 roku ukazała się jej debiutancka powieść - Niewidzialny.Mari mieszka wraz z mężem w Sztokholmie. 

LINKI:
Strona autorki: KLIK
Polska strona serii: KLIK

Baza recenzji Syndykatu ZwB

środa, 28 grudnia 2011

Dziedziczka smoka Tom 1. Testament Thubana - Licia Troisi

Wydawnictwo: Videograf II
Tytuł oryginału: "La ragazza drago. L'eredita di Thuban"
Oryginał w języku włoskim.
Tłumaczenie: Anna Gogolin
Ilość stron: 300
Opis wydawcy: Bohaterką powieści jest 13-letnia wychowanka domu dziecka, która dowiaduje się, że nosi w sobie geny potężnego smoka Thubana. Adoptowana przez tajemniczego profesora dziewczynka musi podjąć dzieło swego przodka i stoczyć walkę z jego odwiecznym wrogiem Nidhoggrem, Strażnikiem Ciemności, który zagraża królestwu natury.







Przed wiekami świat ludzi i natury stanowił jedność. Na Ziemi panowało dobro, szczęście i radość. Stróżem porządku było Drzewo Świata, które stanowiło źródło energii dla wszystkiego co żywe. To ono odpowiadało za zmianę pór roku, rozkwitanie roślin i rodzenie dorodnych owoców. Jednak nie wszyscy kochają piękno natury i dobro. Wywerny, władcy ciemności, postanowili podbić Ziemię, zniszczyć Drzewo Świata i pogrążyć świat w chaosie. Thuban, najpotężniejszy ze smoków, zdołał pokonać wroga o imieniu Nidhoggr i wtrącił go do podziemi. Sam zawarł sojusz z ludźmi i nakazał wszystkim dobrym smokom zdeponować w ludzkich ciałach swoje dusze aby w przyszłości ktoś przejął ich rolę i stawiał opór złu.

Trzynastoletnia Sofia nosi w sobie potężnego Thubana, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Przebywając w sierocińcu nie widzi nadziei na lepszą przyszłość aż do momentu gdy profesor Schlafen postanawia ją zaadoptować. Sofia wprowadza się więc do nowego domu i z czasem odkrywa tajemnice świata smoków. Dowiaduje się też, że musi wypełnić misję jaką powierzył jej mieszkający w niej Thuban. Zadaniem dziewczynki jest walka z rosnącym w siły Nighorrem i odnalezienie owoców Drzewa Świata. Czy Sofia zdoła wydobyć z siebie moc Thubana? Czy uratuje świat przed władcami ciemności?

Życie nigdy nie układa się tak, jak byśmy sobie życzyli. Zdobywając jedno, często tracimy coś innego.”*

„Dziedziczka Smoka. Testament Thubana” to pierwszy tom serii autorstwa Licii Troisi, która zasłynęła trzema trylogiami opowiadającymi o Świecie Wynurzonym. Do lektury zachęciła mnie przede wszystkim tematyka, ponieważ dawno nie czytałam żadnej powieści o smokach. Chciałam się też przekonać czy warto sięgnąć po inne książki autorki. Po zapoznaniu się z „Dziedziczką smoka” stwierdzam, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Licii Troisi nie było tak fascynujące jak się spodziewałam. Nie znaczy to jednak, że czas poświęcony lekturze uważam za stracony.

Fabuła powieści niestety nie zaskakuje pomysłowością. Mimo że wątek wnikania dusz smoków w ludzkie ciała jest bardzo ciekawy, to wszystkie inne fragmenty nie przyciągają uwagi czytelnika. Autorka kładzie nacisk przede wszystkim na walkę dobra ze złem przedstawiając ją w okolicznościach, które zdawać by się mogło nie wymagały większego namysłu i zaplanowania. Jednocześnie fabuła jest prosta i do bólu przewidywalna. Już po kilkudziesięciu stronach historia nie była dla mnie żadną tajemnicą. Osobiście lubię stopniowo wnikać w świat przedstawiony i odkrywać jego sekrety, być zaskakiwaną następującymi zdarzeniami. Niestety „Dziedziczka smoka” nie dała mi tej przyjemności.

Mimo że autorka niedokładnie zaplanowała przebieg wydarzeń, to jednak język jakim się posłużyła zasługuje na pochwałę. Widać, że Licia Troisi ma doświadczenie w swoim fachu. Ciekawymi opisami pobudza wyobraźnię czytelnika, tworzy w jego głowie magiczny świat. Gdyby tylko fabuła byłaby bardziej interesująca, z takim wykonaniem z pewnością książka zyskałaby wielu fanów.

Czytelników do lektury może zniechęcać fakt, iż główna bohaterka ma zaledwie trzynaście lat. W końcu sama autorka stwierdza, że „Dziedziczka smoka” to powieść dla młodszej młodzieży. Z tym faktem nie mogę się do końca zgodzić. Z jednej strony mamy tutaj mroczne wywerny i ludzi z metalowymi skrzydłami co sugeruje, że książka skierowana jest do młodzieży, ale z drugiej reszta historii jest skonstruowana tak, iż mogą ją czytać dzieci. Dlatego też trudno określić komu właściwie można polecić powieść. „Dziedziczka smoka” musi po prostu trafić w gust odbiorcy. Ja osobiście miałam wrażenie, że jestem na nią po prostu za stara.

Książka zalicza się do grona tych, które przeczyta się raz, a i tak za chwilę wylatują z pamięci. „Dziedziczka smoka” nie zostawia po sobie żadnego śladu, nie niesie przesłania, nie jest ambitna. Mimo wszystko mile zajmuje czas, odrywa na chwilę od rzeczywistości. Lekka, przyjemna, w sam raz na nudne wieczory. Być może z ciekawości sięgnę po kontynuację jednocześnie mając nadzieję, że tym razem fabuła mnie zaskoczy. Polecam mało wymagającym czytelnikom.
*Dziedziczka smoka tom 1. str. 236

Ocena książki: 5,5/10
Przewidywalna, prosta ale zarazem ciekawie napisana, przyjemnie się czyta. 


DODATKI:


O SERII:
Na serię "Dziedziczka smoka" składają się:
1. Testament Thubana,
2. Drzewo Idhunn,
3. Klepsydra Aldibaha,
4. I Gemelli di Kuma.

O AUTORCE: 
Licia Troisi to włoska pisarka, która zasłynęła trylogiami Kroniki Świata Wynurzonego, Wojny Świata Wynurzonego, Legendy Świata Wynurzonego i serią Dziedziczka smoka. Pierwsze opowiadanie napisała w wieku 7 lat. Licia mieszka w Rzymie i pracuje w tamtejszym obserwatorium jako astrofizyk. 

LINKI:
Strona autorki: KLIK
Wywiad (wprawdzie po włosku, ale może ktoś korzysta z tłumacza stron internetowych): KLIK

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Videograf II za co bardzo dziękuję. 

czwartek, 15 grudnia 2011

Recenzja: W pół drogi do grobu - Jeaniene Frost + wyniki ankiety i patronaty Sztukatera

Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2011
Tytuł oryginału: Halfway to the Grave
Tłumaczenie: Anna Reszka
Ilość stron: 440
Opis wydawcy: Półwampirzyca Catherine Crawfield z zemsty zabija nieumarłych, mając nadzieję, że jeden z nich okaże się jej ojcem, odpowiedzialnym za zniszczenie życia jej matce. Schwytana przez Bonesa, łowcę nagród polującego na wampiry, zostaje zmuszona do współpracy. W zamian za znalezienie ojca Cat zgadza się trenować z seksownym nocnym łowcą, aż dorówna mu umiejętnościami walki. Jest zdziwiona, że nie kończy jako jego przekąska. Czyżby rzeczywiście istniały dobre wampiry? Wkrótce Bones przekona ją, że bycie mieszańcem nie jest wcale takie złe. Ale zanim Cat zdąży się nacieszyć nowo zdobytym statusem pogromczyni demonów, oboje będą ścigani przez grupę zabójców. Cat musi opowiedzieć się po jednej ze stronie… a Bones okaże się dla niej równie kuszący jak żywy mężczyzna.


Gdy pierwszy raz ujrzałam powieść „W pół drogi do grobu” autorstwa Jeaniene Frost w zapowiedziach, byłam przekonana, że będzie to kolejna pozycja pozbawiona oryginalności. W końcu ileż można czytać o tym samym? Z pewnością książka byłaby mi obojętna gdyby nie entuzjastyczna reakcja użytkowniczek forum książkowego na wieść o premierze. Późniejsze pozytywne recenzje spowodowały, że miałam ogromną ochotę na przeczytanie powieści. Jakie są moje wrażenia po lekturze? Czy faktycznie zasługuje ona na zachwyty czytelników?

Catherine Crwafield to ambitna uczennica college'u. W wolnym czasie zajmuje się... zabijaniem wampirów, których krew płynie i w jej żyłach – jest ona bowiem pół człowiekiem, pół wampirem. Jak to się stało? Matka dziewczyny została zgwałcona przez żadną krwi bestię, a dziecko, które było owocem koszmarnej nocy, otrzymało cechy obu rodziców. Od tej pory Cat zabija krwiopijców z nadzieją, że odnajdzie wśród nich ojca odpowiedzialnego za zniszczenie życia jej matce. Kieruje się wpajanym od dzieciństwa stwierdzeniem, że każdy wampir jest zły i podstępny. Za niedługo dowiaduje się, że nawet najgroźniejsza bestia zdolna jest do miłości.

Podczas jednej z wieczornych akcji, Catherine zostaje schwytana przez przystojnego łowcę nagród polującego na wampiry. Bones zmusza ją do współpracy. W zamian za pomoc w odnalezieniu ojca Cat zgadza się trenować z seksownym wampirem aby zjednoczyć siły by pokonać zabójców odpowiedzialnych za zaginięcia młodych dziewczyn. Żadne z nich nie przeczuwa, że połączy ich wyjątkowe uczucie... Cat wie, że układ zawarty z Bonesem ani trochę nie spodoba się jej matce.
Spragnione krwi wampiry atakują miasto, a tylko dwójka nocnych łowców może powstrzymać spragnionych krwi bestii. Kto wygra? Co stanie się z miłością?

Powieść tak mnie zaczarowała, że nie wiem od czego zacząć. Swoje odczucia mogłabym z pewnością wyrazić w kilku słowach (posłużę się przykładem: „to było GENIALNE!”), jednakże postaram się ubrać moje zachwyty w bardziej szczegółowy sposób. Przejdźmy więc do fabuły. Może pomysł autorki nie był zbyt zaskakujący i oryginalny, ale wkład niesamowitych postaci oraz przedstawienie historii sprawiły, że książka „W pół drogi do grobu” wznosi się na wyżyny gatunku. Porywa już od pierwszej strony, zasysa do klimatycznego świata i nie pozwala oderwać się od niego chociażby na chwilę. Akcja mknie w szybkim tempie, nie zwalnia aż do końca. Nie było ani jednej chwili, ani jednej strony, ani sekundy żebym się nudziła, a za to ogromny plus.

Książka pełna jest walk, pościgów, tajemnic i odrobiny erotyzmu. Nie jest to kolejna paranormalna love story z niewinnymi całusami, flirtem i brakiem emocji. „W pół drogi do grobu” wywołuje bowiem silne uczucia, pobudza wyobraźnię oraz angażuje czytelnika w całą historię. Jest to powieść z pazurem, zdecydowanie dla strasznej młodzieży, a także dorosłych.

Opowieść poznajemy z punktu widzenia Cat. Doszłam do wniosku, że książki czyta mi się lepiej, gdy narrator jest pierwszoosobowy. W tym wypadku nie mogło być inaczej, ponieważ żal byłoby ominąć okazję dogłębnego poznania bohaterki, której po prostu nie da się nie lubić. Cat jest bowiem dwudziestodwuletnią kobietą, która swoją siłą zadziwia niejednego wampira. Waleczna, energiczna, twarda, ale zarazem uczuciowa. Diametralnie różni się od często spotykanych w literaturze nieporadnych i naiwnych dziewczyn, które zapatrzone w wielką miłość zapominają o zdrowym rozsądku. Catherine to dorosła kobieta zdeterminowana aby zabijać wampiry, a jednak jak każdy człowiek zmienia się pod wpływem miłości. Trudne jest też dla niej przyznanie się matce do zawartego z Bonesem paktu. W końcu każdy ma jakieś słabości. Postać dziewczyny jest jednym z największych plusów powieści.

Wspomnę też o drugim ważnym bohaterze książki, mianowicie o naszym seksownym wampirze zabijającym przedstawicieli swojego gatunku, czyli Bonesie. Od jedenastu lat walczy z jednym z najpotężniejszych krwiopijców – Hennesseyem, który bezlitośnie morduje mieszkańców miasta. Bones zdecydowanie różni się od innych wampirów. Wprawdzie potrzebuje ofiar do zaspokajania pragnienia krwi, ale nie zabija przy tym ludzi, potrafi się kontrolować. Poza tym łączy w sobie cechy takie jak odwaga, honor, stanowczość i uczuciowość, opiekuńczość, zrozumienie. Autorka uczyniła Bonesa tajemniczym w taki sposób, że z każdą stroną poznajemy go coraz bardziej, ale mimo wszystko jego poczynania mogą nas zadziwić. On i Catherine idealnie do siebie pasują, tworzą niepowtarzalną i zgraną drużynę. Ciekawa jestem jak autorka poprowadzi wątek miłosny w następnej części serii.

Jeszcze jednym bardzo ważnym aspektem jest język, jakim posługuje się pani Frost. Nie znajdziemy tu wielu 'wykwintnych' sformułowań na miarę doświadczonego pisarza, ale proste, ciekawe i pobudzające wyobraźnię opisy, a także ciekawe dialogi. Chociaż spodziewałam się większej dawki humoru, to nie raz uśmiechnęłam się pod nosem przy każdej uwadze Bonesa na temat seksapilu i ciętych ripost Cat. Rozmowy prowadzone między bohaterami są mistrzowskie.

Mogłabym długo wymieniać wszystkie zalety powieści „W pół drogi do grobu”, a i tak nie byłabym w stanie wyrazić jak bardzo podobał mi się warsztat autorki i genialne postacie, które tworzą mieszankę wybuchową. Najchętniej zaczęłabym lekturę od nowa. Czekam z niecierpliwością na drugą część i dodam, chociaż chyba nie jest to konieczne, GORĄCO POLECAM!!

Ocena książki: 8,5/10
Świetna powieść, idealna na nudne wieczory, poprawia humor i odrywa od rzeczywistości. 

DODATKI:
 
O AUTORCE:
Jeaniene Frost jest autorką kilkunastu bestsellerowych powieści fantasy i paranormal. Jej najsłynniejsza seria, "Nocna Łowczyni", zapewniła jej sławę i czołowe miejsca na listach New Yourk Times'a i USA Today. Obecnie mieszka wraz z mężem na Florydzie.

O SERII:
Na serię "Nocna Łowczyni" składa się obecnie sześć tomów:
1. W pół drogi do grobu ("Hwafway to the Grave")
2. Jedną nogą w grobie ("One Foot in the Grave")
3. Na końcu grobu ("At Grave's End") [premiera w USA: 30.12.2008, premiera w Polsce: pierwszy kwartał 2012]
4. "Destined for an Early Grave"[premiera w USA: 28.7.2008 premiera w Polsce: 2012 rok]
5. "This Side Of The Grave" [ premiera w USA: 22.2.2011]
6. "One Grave at a Time" [premiera w USA: 30.8.2011]

LINKI:
Strona autorki: KLIK

CIEKAWOSTKI:
Prawa do wydania powieści zostały sprzedane do czternastu krajów.
Na razie nie podpisano żadnej umowy dotyczącej ekranizacji serii, ale autorka ma nadzieję, że historia Cat i Bonesa kiedyś pojawi się na ekranach. Pani Frost określa to jako wisienkę na torcie. 

***

Prócz recenzji pozwoliłam sobie umieścić w tym poście parę informacji dotyczących mojego bloga i patronatów Sztukatera.

Wyniki ankiety:
Pytanie: O jakich stworzeniach paranormalnych lubisz czytać najbardziej?
Liczba ankietowanych: 80
Odpowiedzi:
wampiry - 19 głosów; 23%
wilkołaki - 5 głosów; 6%
wróżki - 0 głosów; 0%
czarownice - 15 głosów; 18%
anioły - 18 głosów; 22%
syreny - 7 głosów; 8%
hybrydy - 2 głosy; 2%
inne - 8 głosów; 10%
nie czytam takich książek - 6 głosów; 7%
Podsumowanie:
Serdecznie dziękuję wszystkim za oddane głosy. Było ich aż 80. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że tyle osób weźmie udział w ankiecie. :) Zdecydowanie najbardziej lubicie czytać o wampirach, a także o aniołach, które uzyskały zaledwie jeden głos mniej. Czyli jednak nie wszystkim znudziły się owe istoty. Dziwi mnie natomiast, że nikt nie zagłosował na wróżki. Przecież seria pani Melissy Maar uzyskuje bardzo dobre opinie. Kto powiedział, że muszą to być latające robaczki zapylające kwiatki? Wróżki mogą być równie mroczne i niebezpieczne jak wampiry ;)

Patronat portalu Sztukater:

Myślę, więc nie jestem
Anna Pliszka
Warszawska Firma Wydawnicza 2011
Myślę, więc nie jestem to debiutancka książka 29-letniej Anny Pliszki. Autorka urodziła się i wychowała w małym miasteczku niedaleko Bydgoszczy. Przyjechawszy do Warszawy, zajęła się tematem suicydologii i to zagadnienie podejmuje w Myślę, więc nie jestem. Rozpoczęła edukację na kierunku medycznym, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do człowieka i pojąć istotę życia. W przygotowaniu kolejna zaskakująca, przesycona realistycznym światem powieść Transformacja. Myślę, więc nie jestem to swoista pętla czasowa. Główna bohaterka musi zmierzyć się oko w oko ze swoimi demonami, a także odkryć sens życia. Myślę, więc nie jestem to realistyczna opowieść o osobie, która walczy z własnymi myślami, z samą sobą. To pewnego rodzaju kanibalizm ego. Co myśli osoba, która nie odnajduje sensu życia? Czego pragnie? Jak ją postrzegają inni? Czy w ogóle zauważają, że problem samobójstwa coraz bardziej się nasila? Główną bohaterką książki jest młoda dziewczyna z małego miasteczka, która pewnego razu zawiera internetową znajomość. Od tego momentu rozpoczyna się jej spowiedź życia, a w międzyczasie… próby unicestwienia się. Dziewczyna porusza istotne zagadnienia, takie jak np. postrzeganie niedoszłych samobójców i zbyt mała ilość stowarzyszeń pomagających w uporaniu się z czarnymi myślami. Zwrot akcji następuje w momencie, gdy dziewczyna postanawia spotkać się osobiście z wirtualnym „przyjacielem”. Czemu osoba zza monitora nie chce jej poznać? A co, jeśli tak naprawdę nie istnieje i bohaterka wszystkie te maile pisze… sama do siebie? Wpadamy w pewnego rodzaju malignę, aby na końcu dowiedzieć się, jaka jest prawda i gdzie w tym wszystkim była rzeczywistość.

Zapraszam na stronę portalu: KLIK

To chyba byłoby na tyle :) Jeszcze w tym miesięcu spodziewajcie się świątecznego stosiku, życzeń oraz recenzji książek "Zawładnięci" i "Pomiędzy światami". Mam tylko nadzieję, że blokada czytelnicza, która od długiego czasu nie daje o sobie zapomnieć, przejdzie wraz z dniami wolnymi.

Miłego piątku i weekendu. Mój będzie bardzo miły, bo wybieram się do koleżanki na imprezę urodzinową. :)

niedziela, 4 grudnia 2011

Mistyfikacja - Candace Camp

Tytuł oryginału: Indiscreet
Wydawnictwo: Mira
Ilość stron: 445
Lord Benedict Wincross i panna Camilla Ferrand od chwili poznania serdecznie się nie znoszą. Mimo wzajemnej niechęci, szybko zdają sobie sprawę, że ich przypadkowo zawarta znajomość może być  korzystna dla obojga. Camilla potrzebuje mężczyzny, który towarzyszyłby jej podczas pobytu w domu dziadka. Pragnie, by starszy pan uwierzył, że jest zaręczona i nie martwił się dłużej o przyszłość wnuczki. Dla Benedicta to wspaniała okazja, by bez podejrzeń dostać się do rodzinnej posiadłości Camilli.  Ma nadzieję wytropić tam niebezpieczny spisek, który stanowi zagrożenie dla kraju. Para zawiera układ. Będą udawać kochających się narzeczonych. Realizując każde swój cel, Benedict i Camilla coraz dalej brną w kłamstwa. Są pewni, że po skończonej maskaradzie już nigdy się nie spotkają. Pochłonięci odgrywaniem swoich ról nie zauważają jednak, jak rodzi się między nimi prawdziwe uczucie…



 OSZUSTWO NAPRZECIW UCZUCIU
Kłamstwo zawsze wychodzi na jaw, nie przynosi korzyści. To przez nie można utracić zaufanie bliskich, które odbudować jest bardzo trudno. Prawda może boleć, ale będzie ona mniej dotkliwa niż oszustwo. A może jednak kłamstwo ma w pewnych przypadkach odwrotne skutki? W końcu dla głównej bohaterki „Mistyfikacji” było ono drogą do zaznania ogromnego szczęścia.
Camilla Ferrand wie, że niedługo jej dziadek umrze. Aby starzec przestał martwić się o przyszłość córki, dziewczyna kłamie, iż jest zaręczona. Nie wie jak wybrnąć z oszustwa tym bardziej, że nie chce wychodzić za żadnego, nawet najbogatszego i najsławniejszego mężczyznę. Rozwiązanie pojawia się dość niespodziewanie. Camilla poznaje lorda Benedykta Wincross'a w niezbyt przyjemnych okolicznościach - gdy mężczyzna ucieka przed uzbrojonym ludźmi przy okazji zabijając woźnicę Camilli. Kobieta od początku jest przekonana, że Benedict łamie prawo i gdyby nie fakt, że tylko on może ją zawieść bezpiecznie na dwór, nigdy więcej by się nie spotkali. Wkrótce oboje odkrywają, iż ta znajomość może przynieść im korzyści. Benedict ma udawać narzeczonego Camilli, a przy okazji będzie mógł poszpiegować, oczywiście tak, aby domniemana wybranka o tym nie wiedziała. Układ to nic innego jak ciągłe udawanie, jednak z czasem nienawiść Benedicta i Camilli przeobraża się w coś znacznie poważniejszego.

HISTORIA O DWÓCH OBLICZACH
Dzięki wartkiej ciekawej akcji, powieść czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie. Porwała mnie już od pierwszej strony do świata pozbawionego nowoczesnych sprzętów, techniki i zupełnie innego stylu życia. Nie spodziewałam się zbyt oryginalnej fabuły, bo w końcu co może zaskoczyć mnie w zwykłym historycznym romansie? Zdziwienie było ogromne, gdy okazało się, że „Mistyfikacja” przerosła moje oczekiwania. Autorka idealnie wplotła w wymyśloną przez siebie historię miłosną wątek kryminalny, który dodał powieści atrakcyjności. Z jednej strony obserwujemy relacje „małżonków”, a z drugiej mamy do czynienia z tajnymi organizacjami, spiskami i przemytnikami. Oba wątki ładnie się ze sobą komponują tworząc oryginalną i ciekawą historię. Natomiast język, jakim posługuje się Candace Camp, niczym się nie wyróżnia, a jednak idealnie przedstawia następujące zdarzenia. Urzeka lekkością i prostotą. Często używana ironia oraz humor udzielają się czytelnikowi sprawiając, że książkę czyta się jeszcze przyjemniej. To opowieść w sam raz na nudne deszczowe dni, kiedy czytanie okazuje się najlepszą alternatywą dla zabicia czasu.

REKOMENDACJE
„Mistyfikacja” to powieść pełna intryg, uczuć i ciepła. Może nie jest ambitną czy dającą do myślenia lekturą, ale potrafi mile zająć czas i poprawić humor. Idealnie poprowadzone wątki miłosne i kryminalne z pewnością przypadną do gustu każdemu czytelnikowi. Nie żałuję czasu spędzonego z tą powieścią. Koniecznie muszę się zapoznać z innymi dziełami Candace Camp. Serdecznie polecam.

Ocena książki: 7/10

Gratulacje dla wydawnictwa za wspaniałe wydanie.

O AUTORCE:
Candace Camp - amerykańska autorka romansów historycznych, która zaczęła pisać opowiadania już w wieku 10 lat. W Polsce dzięki Wydawnictwu Mira ukazało się kilka powieści jej autorstwa, między innymi "Panna z dobrego domu", "Żona dla hrabiego" czy "Tajemnica panny Hamilton".


LINKI:
Strona autorki: KLIK
Informacje i inne książki: KLIK

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Mira za co bardzo dziękuję.


środa, 23 listopada 2011

Chata - Wm. Paul Young

Wydawnictwo: Nowa Proza
Tłumaczenie: Anna Reszka
Ilość stron: 285
Opis wydawcy: Największy fenomen wydawniczy 2008 roku już w Polsce!!! Najmłodsza córka Mackenziego Allena Phillipsa Missy została porwana podczas rodzinnych wakacji. W opuszczonej chacie, ukrytej na pustkowiach Oregonu, znaleziono ślady wskazujące na to, że została brutalnie zamordowana. Trzy lata później pogrążony w Wielkim Smutku Mack dostaje tajemniczy list, najwyraźniej od Boga, a w nim zaproszenie do tej właśnie chaty na weekend. Czytając "Chatę", uświadomiłem sobie, że pytania, które pojawiają się w tej zniewalającej powieści, są tymi samymi, które nosiłem głęboko w sobie. Piękno tej książki nie polega na tym, że udziela ona łatwych odpowiedzi, ale że zaprasza czytelnika, żeby zbliżył się do łaski i miłości Boga, w którym znajdujemy nadzieję i uzdrowienie. 



Moja ocena książki: Tym razem nie chcę oceniać powieści, ponieważ jest ona zupełnie inna od tych wszystkich, które kiedykolwiek czytałam.

"Tam, gdzie tragedia zderza się z wiecznością"

Każdy człowiek styka się z różnego rodzaju problemami. Próbujemy sobie radzić z każdą małą trudnością, ale co jeżeli spadnie na nas ciężar prawdziwej tragedii? Dlaczego w ogóle istnieje coś takiego jak cierpienie? Przecież Bóg, chociażby jedną myślą, mógłby usunąć całe zło ze świata. Na głównego bohatera powieści „Chata” Williama Paula Younga, odpowiedź czekała w dość zaskakującej formie...

Mack wyjeżdża wraz ze swoimi dziećmi i żoną na kemping, aby odpocząć od codziennej monotonii i umocnić więzi rodzinne. Nie przeczuwa jednak, że owa podróż będzie najgorszą w jego życiu. Jesse, syn Macka, wypływa kajakiem na jezioro, które po chwili przewraca łódkę. Wszyscy ruszają chłopcu na pomoc pozostawiając sześcioletnią Missy samą na terenie obozu. Jessowi nic się nie dzieje, za to córeczka Macka znika bez śladu. Jedyną poszlaką jest spinka z biedronką włożona między strony kolorowanki Missy. Policja, próbując znaleźć drogę ucieczki porywacza, natrafia na starą chatę. Znalezione tam dowody wykazują, że właśnie w tym miejscu popełniono zabójstwo dziewczynki. Całą rodzinę ogarnia Wielki Smutek, a Mack obwinia siebie za śmierć Missy. Tragedia znacznie oddala go do Boga.

Trzy lata później, do Mackenziego dociera tajemniczy list informujący o tym, że pewien „Tata” chce spotkać się z nim w chacie; tym strasznym, przywodzącym tragiczne wspomnienia miejscu. Czyżby był to list od samego Boga? Nan, żona Macka, nazywała go właśnie Tatą... A jeżeli to tylko podstęp wymyślony przez mordercę? Mack chce zaryzykować własne życie, aby zaspokoić ciekawość. Poza tym – co ma do stracenia skoro wszystko straciło sens już trzy lata temu?

Nie muszę karać ludzi za grzechy. Grzech sam w sobie jest karą, pożera cię od środka. Nie chcę go piętnować, tylko plenić.”

Największym zaskoczeniem doświadczonym przeze mnie podczas lektury jest samo przedstawienie Boga. Nie jako poczciwego starca z długą brodą mówiącego staromodnym językiem, ale jako trzech postaci diametralnie różniących się od siebie pod względem fizycznym. Tata jest bowiem kobietą, Jezus niezbyt przystojnym mężczyzną, a Duch Święty małą dziewczynką. Dlaczego autor w taki właśnie sposób przedstawił Trójcę Świętą? Z pewnością po to, aby udowodnić, że Bóg jest duchem, którego żaden człowiek nie może ogarnąć rozumem. William Young chciał również w ten sposób przybliżyć nam boską osobę porównując ją do kochającej matki. Ludzie kurczowo trzymają się stereotypów, czy wyobrażeń, zapominając o tym, co naprawdę ważne. Boga najczęściej wyobrażamy sobie jako człowieka podniesionego do potęgi n-tej z dodatkiem bezgranicznej dobroci. Jak jest naprawdę?

„Chata” jest dla mnie wielkim skarbem, ponieważ przedstawiła pewne znane mi od dawna prawdy w całkiem nowy i zaskakujący sposób. To, co było dotąd oczywiste i proste, zyskało większy sens i wiarygodność. Mack, ze względu na ogarniającego go Wielki Smutek, przestaje wierzyć, że Bóg naprawdę go kocha. Każdy z pewnością wie, że miłość boska jest bezgraniczna, ale ten fakt staje się tak oczywisty, ze nie ma w nim nic niezwykłego. A może by spojrzeć z innej perspektywy? Możemy zrobić to wraz z Mackiem, który jako kochający ojciec, dzięki pomocy Taty, sam doświadcza jak trudne jest wysłanie kilku ze swoich dzieci do piekła. Każde chciałby przed tym uchronić, nawet gdyby miał zapłacić życiem.

Jestem szczerze oczarowana tą powieścią. Znacznie zmieniła ona mój tok myślenia, dała odpowiedzi na dręczące pytania. Każdy czytelnik może spojrzeć na pewne sprawy w zupełnie inny sposób, nawet na takie trudne jak śmierć. „Chata”, mimo początkowej tragedii, pozostawia w czytelniku radość i nadzieję. Z pewnością nie będę w stanie szybko zapomnieć o tej powieści. Dała mi duży materiał do przemyślenia. Zapraszam wszystkich do wstąpienia do mrocznej chaty, która w jednej chwili może przeobrazić się w kwitnący ogród waszego serca, którym opiekuje się sama Tata. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Nowa Proza oraz portalowi Sztukater.

Przy okazji chciałabym też podzielić się pewną informacją. Mianowicie okazało się, że Tosia jest Tośkiem, a Kasia dzisiaj zniosła już drugie jajeczko :) (Dla niewtajemniczonych - chodzi o papużki) :)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Recenzja: Zapach spalonych kwiatów - Malissa De La Cruz + wyniki konkursu

Wydawnictwo: Znak literanova
Tytuł oryginału: The Witches of East End
Tłumaczenie: Ewa Polańska
Ilość stron: 300
Opis wydawcy: Freya wiedziała, że igra z ogniem, a mimo to nie potrafiła się powstrzymać. W powietrzu od niewyobrażalnego napięcia czuć było zapach spalonych kwiatów. Czuła, że jakaś nieopisana siła pcha ją w ramiona mężczyzny. Sęk w tym, że zupełnie nie tego, co trzeba - brata własnego narzeczonego. W miejscu zupełnie nie tym, co trzeba - na własnym przyjęciu zaręczynowym. Czuła pod skórą, że zbliżają się kłopoty. Nie ona jedna... Joanna od kilku dni przeczuwała, że coś niedobrego dzieje się w miasteczku. Kiedy zobaczyła martwe ptaki na plaży, wiedziała już, że to nie przypadek. Znała te oznaki. Do tego wszystkiego Ingrid, na pozór najspokojniejszą z kobiet z rodu Beauchamp, zaczęły dręczyć niepokojące koszmary...


Moja ocena książki: 7/10 

 
 „Zapach spalonych kwiatów” to powieść autorstwa Melissy De La Cruz, słynnej amerykańskiej pisarki. Spod jej pióra wyszli między innymi „Błękitnokrwiści”. Seria ta otrzymała w znacznej części mało przychylne opinie, często czytelnicy krytykowali styl autorki. Miałam jednak nadzieję, że „Zapach spalonych kwiatów” okaże się oryginalną i ciekawą pozycją na nudne wieczory. Czy mogę to potwierdzić po lekturze?

Autorka zbiera nas do małego, nieatrakcyjnego pod żadnym względem miasteczka North Hampton, gdzie mieszkańcy od pokoleń tworzą zżyte, zamknięte klany. To właśnie w tym, zapomnianym przez ludzi i rozwój cywilizacji miejscu, mieszkają trzy niezwykłe kobiety z rodu Beauchampów. Dlaczego niezwykłe? Każda z nich ma nadprzyrodzone moce, które pod żadnym pozorem nie mogą zostać ujawnione. Przynajmniej teoretycznie. Tajemnicza siła pcha Feryę ku Killianowi, bratu swojego narzeczonego. Dziewczyna nie wie już, kogo obdarza prawdziwym uczuciem. Jak długo będzie w stanie oszukiwać narzeczonego? Freya wie, że igra z ogniem, a podświadomość zapowiada nadchodzące niebezpieczeństwo. Ingrid z kolei prowadzi spokojne życie bez miłosnych dylematów. Dzięki pracy w bibliotece odnajduje wewnętrzny ład. Rychło niszczy go sytuacja przyjaciółki, Tabity, która nie może zajść w ciążę. Ingrid postanawia pomóc dziewczynie dzięki swoim magicznym zdolnościom. Joanna Beauchamp, matka Feryi i Ingrid, również nie może oprzeć się pokusie ujawnienia swoich mocy. Kobieta odczuwa tęsknotę do pełnienia roli kochającej matki, dlatego też postanawia wziąć pod opiekę małego chłopca, któremu szybko ujawnia swoje zdolności. Jakby tego było mało, po miasteczku roznosi się wieść o latającym UFO. Czy faktycznie Joanna na miotle wyglądała jak duży krążek?

Tajemnicze znaki, koszmary i niepokojące przeczucia świadczą o tym, że do życia wszystkich trzech kobiet lada chwila wedrą się czarne moce.

Z pozoru może się wydawać, że najważniejsze w powieści są zdolności nadprzyrodzone. Tak naprawdę „Zapach spalonych kwiatów” opowiada przede wszystkim o kobietach, które starają się poukładać własne życie. Ich relacje ze znajomymi oraz problemy z jakimi się zmagają to aspekty, na które autorka kładzie szczególny nacisk. Wątek paranormalny jest jedynie małym dodatkiem, który ubarwia całą historię, na którą składają się losy trzech spokrewnionych ze sobą ale jakże różniących się od siebie kobiet.

Powieść niestety nie obfituje w zwroty akcji, zdarzenia rzadko kiedy wywołują jakiekolwiek emocje. Jest to największy minus powieści. Ja byłam jedynie obserwatorem, który wprawdzie śledził losy bohaterek, ale nie był w stanie zbytnio przejąć się problemami, z jakimi się zmagały. Szkoda, że autorka nie dała mi możliwości wniknąć w świat przedstawiony. Brak jakichkolwiek emocji ujmuje książce uroku i tajemniczego klimatu, tym samym czyta się ją beznamiętnie. „Zapach spalonych kwiatów” wiele na tym traci.

Bohaterowie wywołali we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony każdy z nich ma jedyny w swoim rodzaju charakter i ciekawe wspomnienia, z drugiej zaś trudno było mi się utożsamić z jakąkolwiek postacią. Autorka mogła bardziej zagłębić się w życie emocjonalne bohaterów, gdyż są oni powierzchowni, wydają się być mało realistyczni. Z pewnością korzystniej by było ustanowić postać główną i dogłębnie wniknąć w jej odczucia niż postawić sobie za cel równomierny podział fabuły dla trzech kobiet.

„Zapach spalonych kwiatów” to pięknie napisana powieść, która mimo że podczas lektury nie wywarła na mnie żadnych emocji, to okazała się być lekka, przyjemna i łatwa w odbiorze. To miła odmiana od wszechobecnych wampirów oraz wilkołaków. Polecam mało wymagającym osobom poszukującym spokojnej powieści z wątkiem paranormalnym. Z chęcią sięgnę po kontynuację gdy tylko pojawi się w polskich księgarniach,

Egzemplarz otrzymałam od Wydawnictwa Znak literanova, za co bardzo dziękuję.



Dzisiaj nadszedł dzień ogłoszenia wyników konkursu, w którym nagrodą jest nowiutki egzemplarz powieści "Zapach spalonych kwiatów". Na moją skrzyknę pocztową napłynęło równo 10 zgłoszeń. Bardzo dziękuję wszystkim za udział w konkursie :)

Wybór był bardzo trudny, ponieważ każda praca była ciekawa i jedyna w swoim rodzaju. Dziękuję Asi i Kasi, moim koleżankom, za pomoc i rady. Samej trudno by mi było wybrać zwycięzcę.
Gdybym tylko mogła, nagrodziłabym wszystkie biorące udział osoby. Niestety, nagrodę mam tylko jedną.

Nie przedłużając- książkę wygrywa Scarlett. Oto zwycięska praca:

Otwieram drzwi i staję w korytarzu. Późno już, ledwo widzę to co jest przede mną. Cienie, mrokiem odkładały się na ścianach. Już od wejścia wiedziałam, że coś jest nie tak jak być powinno. Wszechogarniająca ciemność wzmagała niepokojące uczucia. Zrobiłam krok do przodu. Poczułam zapach. Spalone kwiaty. Ciężki, wręcz piżmowy zapach otulił mnie wonnym kokonem. Był rozleniwiający, a jednocześnie taki podniecający. Miałam ochotę wygiąć się w tym aromacie jak kotka. Był zwodniczo odprężający. Był niebezpieczny, przez to, że wydawał się niegroźny. Kolejny raz zaciągnęłam się odurzającym zapachem. Rozkosz. Rozkosz, która może zabić. Coś za co warto umrzeć. Wspomnienia wirują w mojej głowie, zapominając o chronologii. Strzępy przeszłości łączą się w nielogiczną całość, tworząc dziwnie prawidłowy film. Postacie, zdarzenia, słowa – to moja przeszłość? Nie rozpoznaję w niej siebie. Całość jest piękna, ale nie ma w niej mnie. Bo to nie ja, prawda? Ja taka nie jestem.

Otrząsam się i robię krok dalej.

Scarlett, serdecznie gratuluję :) Proszę o wysłanie danych adresowych na mój email :)

Chciałabym przedstawić Wam jeszcze dwie inne prace, które wraz z jury postanowiłyśmy wyróżnić :)

Dizzy: 

Do mojej głowy napłynęły myśli smutne i chore. Delikatny, nęcący zapach spalonych roślin przypomniał mi zwiędłe kwiaty na grobie, znicze niegdyś zapalone, łzy zapomniane, strach... potworny strach przed samotnością i rozpacz - za moją utraconą miłością. 

Angela: 

 
Ciemność. Wokół słychać tylko delikatny szum liści.
Idę przed siebie szybkim krokiem. Staję. Delikatnie otwieram drzwi i
zamieram na moment.
Wyczuwam ją. Wyczuwam tę woń.
Uderza mnie niewidzialna fala wspomnień.
Tych strasznych wspomnień.
Czuję, że nogi się pode mną uginają.

Widzę dom. Mój dziecięcy dom. A przed nim cudowny ogród pełen róż.
Róże, które kochała babcia.
Widzę dzieci bawiące się w piaskownicy.
I matkę, przygotowującą obiad w kuchni.
Nagle wszystko przyspiesza. Jakby ktoś przewijał film.
Widzę dziewczynkę o lśniących blond włosach w różowej sukience.
Tak, to ja.
Bawi się z innymi dziećmi.
Po chwili, znajduje pudełeczko.
Małe, niepozorne pudełeczko.
A w nim zapałki.
Przekłada jedną z nich w ręce, z zaciekawieniem.
Jedna z towarzyszek wyrywa jej pudełko i objaśnia sposób użycia.
Żądne nowych przygód i doświadczeń, dzieci zmierzają w kierunku ogrodu.
"Wypróbujmy na jednym kwiatku, chcę zobaczyć jak się pali." -
mówi ochoczo jedna z towarzyszek.
Tak też blondwłosa dziewczynka robi.
Dzieci zafascynowane nowym zjawiskiem patrzą jak kwiat zaczyna
obumierać, a przy tym wypuszczać z siebie specyficzną woń.
Niestety na jednej róży się nie skończyło.
Po chwili druga chwyta od niej ogień.
I kolejna, i kolejna.
W końcu cały ogród staje w płomieniach, a nad nim unosi się zapach,
zapach spalonych kwiatów.
Dzieci, ogarnięte strachem uciekają, pozostawiając blondwłosą dziewczynkę samą.
Patrzącą przez ogień na dom, z którego właśnie uciekali wszyscy domownicy.
Wzywają pomoc.
Udaje im się odratować dom, ale ogród zostaje w szczątkach.
Dziewczynka patrzył przez łzy na rodzinę.
Coś jej nie pasuje.
Zastanawia się co.
Po chwili dociera do niej, że nie ma z nimi babci, która przecież też była w domu.
"Mamo, gdzie jest babcia?" - łka.
"Kochanie... W chwili, gdy babcia poczuła zapach tych róż, które... spłonęły, odeszła. Miała zawał serca. Jest teraz w niebie razem z
dziadziem. Teraz jest w pełni szczęśliwa." - mówi kobieta, sama niewierząc w własne słowa.
Dziewczynka niewiele rozumiejąc z tego co właściwie się wydarzyło, po prostu tuli się do matki. By nie musząc patrzeć na to co zrobiła.

Odzyskuję świadomość. Wchodzę do domu i zamykam za sobą drzwi na klucz.
Uśmiecham się i mówię: "Cześć babciu".


Jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział. Z pewnością na moim blogu pojawią się jeszcze inne konkursy :)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Informacje dotyczące konkursu z "Zapachem spalonych kwiatów"

Witajcie,

Dziękuję Wam za wszystkie zgłoszenia do konkursu pachnącego spalonymi kwiatami. Jednakże z pewnych przyczyn postanowiłam przedłużyć konkurs do najbliższej soboty, czyli do 19 listopada do północy. Wyniki postaram się opublikować najpóźniej we wtorek.
Po więcej informacji zapraszam tutaj: klik

Najważniejsza informacja została już podana, ale chciałabym też dodać, że na blogu pojawiła się kolejna sonda.Tym razem chciałabym dowiedzieć się, jakie istoty paranormalne lubicie najbardziej :) Może są to wampiry, wilkołaki i anioły, które co poniektórym już się 'przejadły', albo może groźne syreny, mroczne wróżki, czarownice albo hybrydy? Mam nadzieję, że weźmiecie udział w ankiecie. Ciekawość mnie zżera :)

To by było na tyle. Po raz kolejny przepraszam za blokadę czytelniczą... Dzisiaj wróciłam o 17 do domu (tak wracam ze szkoły w poniedziałki i wtorki), znalazłam chwilkę czasu, żeby poinformować Was o zmianie daty zakończenia konkursu. Dzisiaj był wyjątkowo wredny dzień. Kartkówki z historii, chemii i matematyki, sprawdzian na 9 lekcji z niemieckiego... Byleby do ferii wytrzymać.

Pozdrawiam i życzę więcej wolnego czasu (z pewnością wielu się to przyda) :)

piątek, 11 listopada 2011

Ava Farris. Podwójna tożsamość - Izabela Misztal

Wydawnictwo: Ekwita
Ilość stron: 421
Oprawa: miękka
Opis wydawcy: Wyjechali z ukochanej Marsylii do ponurego miasteczka aby po raz kolejny ukryć się przed odwiecznymi wrogami. Ale tylko ją z całej rodziny przenika strach. Coraz gorsze przeczucia i ogarniający niepokój spędzają jej sen z powiek. Zakłada maskę - skryta, nieprzystępna, niezbyt inteligentna, niewyróżniająca się z tłumu wierzy, że w ten sposób oszuka bezwzględnych prześladowców, którzy mogą czaić się wszędzie. Pewnej wrześniowej nocy poznaje kogoś, kto sprawia, że jest w stanie zapomnieć o grożącym jej niebezpieczeństwie. To dla niego zapragnie zrzucić uciążliwą maskę...






Moja ocena książki: 8/10

 
W pewnych sytuacjach często zakładamy maski. Udajemy kogoś zupełnie innego po to, aby osiągnąć swój cel. Oszukujemy samych siebie, robimy dobrą minę do złej gry. Taką postawę przyjmuje główna bohaterka powieści „Ava Farris. Podwójna tożsamość” autorstwa Izabeli Misztal. Rozpoczynając przygodę z powieścią żywiłam nadzieję, że po raz kolejny polski autor pozytywnie mnie zaskoczy. Czy mogę to potwierdzić po lekturze?

Farrisowie wyjechali z Marsylii do Carlton, ponurego miasteczka, aby chronić się przed odwiecznymi wrogami. Cała rodzina jest pewna, że tutaj nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. Jedynie Ava nadal ma przeczycie, iż wrogowie mogą obserwować ich w każdym miejscu. Dlatego tworzy pozór niezbyt inteligentnej, ponurej i mało towarzyskiej dziewczyny. Zakłada na siebie maskę, skrywa prawdziwe magiczne oblicze. Według własnego postanowienia, zostaje przeniesiona do specjalnej klasy uważanej przez innych uczniów za zbiorowisko przygłupów. Ava musi skrywać nadprzyrodzone umiejętności, dlatego też za wszelką cenę pragnie nie rzucać się w oczy. Rodzice nie mogą zrozumieć postępowań córki. Każdy w rodzinie, prócz Avy, prowadzi normalne życie. Brat jest gwiazdą piłki nożnej, ojciec nadzoruje własną firmę, a matka zajmuje się domowymi obowiązkami.

Życie Avy zmienia się bezpowrotnie po śmierci nauczyciela matematyki. Nowym profesorem zostaje Jeremy Wildroff, który od początku rodzi w dziewczynie nieprzyjemne emocje. Ponadto Ava ma wrażenie, że nauczyciel wie o jej skrywanym przez tyle lat obliczu. Pewnego wrześniowego dnia, podczas spaceru, spotyka Nathaniela, syna Jeremy'ego, który wydaje się być zainteresowany jej osobą. Ale co taki przystojny chłopak może widzieć w nieśmiałej i mało lubianej dziewczynie? Oboje coraz bardziej się do siebie zbliżają. Ava już nie chce ukrywać swojej prawdziwej tożsamości. To dla Nathaniela zechce ściągnąć uporczywą maskę, ale czy ta decyzja pozwoli obronić się dziewczynie przed odwiecznymi wrogami?

Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się być mało oryginalna i nieatrakcyjna, jednakże mnie osobiście przypadła do gustu. Oczywiście powtarzają się tutaj pewne schematy typowe dla powieści paranormal, jednakże biorąc pod uwagę ogół zdarzeń można stwierdzić, że mamy do czynienia z zupełnie nową i niepowtarzalną historią. Autorka zawarła w niej ciekawe wątki, które wywołują w czytelniku prawdziwe emocje w żadnym momencie nie pozwalając się nudzić. Wszystko jest dokładnie przemyślane i wyeksponowane w godny podziwu sposób. Izabela Misztal posługuje się bowiem trzecioosobową formą narracji wnikając w myśli Avy, a jednocześnie nie zaniedbując opisów otoczenia. Moja wyobraźnia, obudzana ciekawym przedstawieniem świata, co chwila podsuwała mi obrazy, które stawały się dla mnie drugą rzeczywistością. Właśnie to najbardziej cenię sobie w tej powieści; z łatwością oderwała mój umysł od codziennych spraw i stała się pasjonująca przygodą, którą musiałam przeżyć wraz z bohaterką.

Magiczna powieść powinna zawierać magiczne postacie. Główna bohaterka, Ava Farris, jest z początku kolejną szarą myszką z niską samooceną. Niektórzy mogą usprawiedliwić to udawaną tożsamością, bo przecież dziewczyna sama w sobie jest wyjątkowa i odważna. Z tym stwierdzeniem zgodzić się nie mogę, ponieważ jeżeli człowiek stara się być kimś, kim nie jest, stopniowo zewnętrzne oblicze wpływa na wnętrze. Na szczęście, dzięki relacjom z Nathanielem, Ava stopniowo nabiera pewności siebie. Cała historia przedstawia zmiany zachodzące w psychice bohaterki, a efekt końcowy może zaskoczyć samą bohaterkę. Nieustannie obserwowałam poczynania Avy z nadzieją, że uda jej się powrócić do prawdziwej siebie.

Postaci drugoplanowych jest mało, jednakże znacznie ubarwiają one całą książkę. Najbardziej polubiłam Thomasa, brata Avy, oraz Nathaniela. Thomas z początku wydał mi się być zwykłym lalusiem. Został liderem zespołu piłki nożnej, wszystkie dziewczyny się za nim oglądały, dużą ilość czasu potrafił spędzić przed lustrem. Z czasem jednak urzekło mnie jego poczucie humoru, pewność siebie i rozwaga. Nathaniel zaś jest często spotykaną w paranormalach postacią „Pana Idealnego”, jednak nie mogłam oprzeć się jego urokowi. Za każdym razem gdy pokazywał, jakim potrafi być dżentelmenem, miała ochotę głośno westchnąć. Po raz kolejny przekonuję się, że przez takie postacie nigdy nie znajdę chłopaka, który sprostałby moim wymaganiom :)

Powieść „Ava Farris. Podwójna tożsamość” jest jedną z najlepszych powieści typu paranormal. Bardzo się cieszę, że mogę to stwierdzenie przypiąć do książki polskiej autorki. Jeżeli szukacie ciekawej, oryginalnej i pełnej emocji pozycji na nudny wieczór, to śmiało możecie sięgnąć po tę powieść. Jestem nią szczerze oczarowana, zapewne jeszcze kiedyś do nie powrócę. Życzę więc miłej lektury, a ja sama z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji przygód Avy. 

Trailer:


Strona książki: KLIK
Zapraszam do zapoznania się ze stroną. Znajduje się tu wiele ciekawych informacji.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amok. 
 

piątek, 4 listopada 2011

Stosik i podsumowanie miesiąca

Witajcie,

Dzisiaj chciałabym pochwalić się książkowymi zdobyczami i zasypać Was mało ważnymi informacjami :) 

Na początek statystyki na miesiąc październik:
Liczba wyświetleń bloga wyniosła 2186, z czego 126 odwiedzin dokonali mieszkańcy innych krajów (głównie Stanów Zjednoczonych).
Największą ilością wyświetleń cieszy się post z konkursem - 83.
Najchętniej komentowana notka to  recenzja powieści "Królestwo czarnego łabędzia" - dotąd 24 komentarze.
W ciągu miesiąca przeczytałam zaledwie 6 książek, z czego jednej jeszcze nie zrecenzowałam na blogu. Wynik bardzo, bardzo słaby ale cóż poradzić - mało czasu, mało recenzji. Dano nie miałam takiej blokady czytelniczej... 
Ilość zorganizowanych konkursów: 1 (w dodatku pierwszy na moim blogu :))

Stosik:
Oto zdobycze ksiażkowe jakie udało mi się zdobyć w październiku:


Przepraszam za jakość i tło, ale najzwyczajniej nie miałam pomysłu gdzie rozłożyć książki :)
Od lewej:
1. Anielski ogień - od Wydawnictwa Bukowy Las,
2. W pół drogi do grobu - od portalu Sztukater. Nie mogę doczekać się lektury :)
3. Jutro - wynik wymiany,
4. Dziewczyna, która pływała z delfinami - jw,
5. Ostatni dobry człowiek - od Wydawnictwa Amber
6. Chata - od portalu Sztukater - czytała cała moja rodzina :)
7. Mistyfikacja - od Wydawnictwa Mira,
8. Rico, Oskar i głębocienie - od Wydawnictwa WAM,
9. Dogonić rozwiane marzenia - od Wydawnictwa Mira.
10. Zapach spalonych kwiatów - od Wydawnictwa Znak.

Jeden z dwóch egzemplarzy można wygrać w konkursie. Zadanie myślę ciekawe, nagroda również, a zgłoszeń nadal mało. Zachęcam do wzięcia udziału, wystarczy tylko chwilkę pomyśleć i coś napisać :)

Książki ustawione w stosiku prezentują się tak:


Inne "zdobycze":
W moje progi zawitały też innego rodzaju "zdobycze". Dwie papugi średniej wielkości, kreatywnie nazwane przez mojego tatę:

Kasia:


oraz Tosia:


Na razie nie wiadomo, czy zostaną u nas na zawsze. Mam nadzieję, że tak, bo w ciągu 2 tygodni już się zadomowiły :) A przynajmniej Kasia (nawiasem mówiąc to chyba samiec, bo się puszy i sam wchodzi na ramię). Tosia zaś jest piskliwą i strachliwą wredotą (zapewne samica; do końca nie wiadomo, bo każdy mówi co innego na temat płci), ale za to potrafi śpiewać. Może nie jak ara, ale umie "wypiskać" 2 melodie (nie wiem nawet skąd one pochodzą). W nocy, dzięki Bogu, nie ujawniają swojej obecności. Jedynie czasem Tosia daje rano koncerty :).

To już chyba wszystko. Szczęśliwa będę jeżeli ktoś przeczyta moje wywody :) Na koniec dodam jeszcze, że w ten weekend postaram się napisać recenzję powieści "Ava Farris. Podwójna tożsamość". Zdradzę na razie tyle, że bardzo mi się podoba.

Miłego weekendu! :)

sobota, 29 października 2011

Królestwo czarnego łabędzia - Lee Carroll

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: Black Swan Rising
Tłumaczenie: Alina Siewior-Kuś
Ilość stron: 400
Oprawa: miękka
Kup książkę: KLIK
Opis: Garet James nie jest taka jak inni młodzi, przebojowi single z Nowego Jorku. Tyle tylko, że jeszcze o tym nie wie. Zaczyna się od starej srebrnej szkatułki zamkniętej na amen. Garet ma ją po prostu otworzyć na prośbę słabowitego właściciela sklepu z antykami. Któż by nie odmówił pomocy? Jednak zaraz potem, ni stąd, ni zowąd, wszystko się zmienia. Miasto, w którym się wychowała, zaczyna ukazywać długo skrywane oblicze – mroczne i niebezpieczne: równoległy świat chaosu, dymu i krwi. Puszka Pandory została otwarta, a to, co z niej wyszło, wcale nie zamierza wracać z powrotem…



Moja ocena książki: 5/10

„Królestwo czarnego łabędzia” to debiut literacki autorstwa Lee Carroll. Za owym pseudonimem kryją się Carol Goodman i jej mąż, Lee Slonimsky. Do lektury podeszłam sceptycznie spodziewając się powielania schematów i nieudanej mieszanki dwóch różnych stylów. Pomyślałam jednak, że warto spróbować. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Garet James to dwudziestosześcioletnia projektantka biżuterii i właścicielka galerii sztuki, w której mieszka wraz z ojcem. Trudna sytuacja finansowa oraz liczne kredyty sprawiają, że ledwo wiążą koniec z końcem. Garet nie przypuszczała, że jej życie może być jeszcze bardziej skomplikowane. Przemierzając ulice Nowego Jorku, zauważa stary antykwariat. Nie mogąc oderwać wzroku od pięknych przedmiotów, wchodzi do środka, gdzie tajemniczy sprzedawca, John Dee, prosi ją o pomoc w otwarciu szkatułki. Nie jest to zwykła szkatułka, bowiem na jej wieku widnieje symbol łabędzia - ten sam co na medalionie dziewczyny. Garet nie może przepuścić okazji tym bardziej, że Dee za pomoc oferuje niezłą sumę pieniędzy.

Puszka Pandory zostaje otwarta, a w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Z początku Garet myśli, że cienie są tylko objawem migreny ocznej, ale czy napaść nadprzyrodzonego stworzenia również można usprawiedliwić chorobą? Nie wspominając już o seksownym wampirze, któremu dziewczyna nie powinna ufać, a jednak jej ciało drży pod wpływem jego dotyku.
Nowy Jork ukazuje swoje drugie oblicze pełne mroku, niebezpieczeństw i zła. Czy Garet zdoła uratować świat przed zniszczeniem? Czy ukazujący się w jej wizjach czarny łabędź zdoła wzbić się w niebo?

Muszę przyznać, że autorzy mieli bardzo ciekawy i oryginalny pomysł. Szkoda tylko, że w pełni go nie wykorzystali. Potencjał powieści spada wraz z tempem akcji i coraz bardziej męczącym stylem pisania. Autorzy bowiem nie potrafią zainteresować czytelnika historią, sprawić, aby wciągnął się w przedstawiony świat. Brak jakichkolwiek emocji ujmuje książce uroku i tajemniczego klimatu, tym samym lekturę czyta się beznamiętnie. Każdy może mieć natomiast inne zdanie dotyczące opisów. Dla mnie były zbyt szczegółowe i nic nie wnoszące do lektury. Tutaj możemy przejść w skrajność, bowiem mimo wyczerpujących opisów, moja wyobraźnia rzadko kiedy ujawniała swą obecność. Od książek typu fantasy wymagam przede wszystkim oderwania od rzeczywistości i niemalże namacalnej wizji świata przedstawionego. Niestety, w „Królestwie czarnego łabędzia” tego nie znalazłam.

Pierwszoosobowa forma narracji pozwala czytelnikowi nabyć wielu informacji o głównej bohaterce. Wiemy, że Garet jest półsierotą. Jej matka, przed tragicznym wypadkiem samochodowym, opowiadała córce o innym magicznym świecie i o pięknych dziewicach pod postacią łabędzi. Nigdy jednak nie zdołała wytłumaczyć Garet jak ważną rolę w przeznaczeniu odgrywa ich ród.
Garet jest postacią, którą można łatwo polubić, jednakże jej strona emocjonalna prawie nie istnieje, przez co trudno mi było utożsamić się z bohaterką. Pierwszoosobowa narracja ogranicza też możliwość dogłębniejszego poznania innych bohaterów. Dlatego wydają się oni wyblakli, mało wyraziści i przeciętni. Szczególnie nie polubiłam Willa Hughesa. Dlaczego? Samo to, że był wampirem mnie zniechęciło, a jego postać nie zaskoczyła żadną oryginalną cechą.

Po lekturze „Królestwa czarnego łabędzia” mam mieszane uczucia. Z jednej strony pomysł i fabuła były bardzo ciekawe, z drugiej opisy zbyt szczegółowo obrazujące dane sytuacje i nieskupiające się na emocjach postaci skutecznie zadziałały na niekorzyść powieści. Tak więc czy polecam tę książkę? I tak i nie. Polecam mało wymagającym czytelnikom lubującym się w powieściach fantasy. Uważam natomiast, że lepiej poświęcić czas ambitniejszej lekturze.

Egzemplarz książki otrzymałam od  Wydawnictwa Prószyński i S-ka za co bardzo dziękuję.




Przypominam Wam też o niedawno zorganizowanym na moim blogu konkursie, w którym można wygrać powieść "Zapach spalonych kwiatów". Myślę, że zarówno zadanie jak i nagroda są ciekawe :)
Dotąd zgłosiły się 2 osoby.