Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

środa, 30 marca 2011

Książę mgły - Carlos Ruiz Zafón


Wydawnictwo : MUZA S.A.
2010
Moja ocena książki: 8/10
Polecam: osobom, które szukają trzymającej w napięciu, wzruszającej i wciągającej książki na kilka godzin

Carlosa Ruiza Zafóna pokochałam dzięki Marinie. Cień wiatru natomiast był niewypałem, ale wierzyłam, że debiut sławnego hiszpańskiego pisarza po prostu musi być cudeńkiem. Ciekawa byłam, jak różnią się pierwsze powieści autora od tych wcześniej w Polsce wydanych. Czy Zafón z czasem nauczył się tak pięknie pisać czy jednak miał to we krwi?

13-letni Max Craver, wraz z rodzicami i dwoma siostrami przeprowadzają się w 1943 roku do małej osady rybackiej, dawnej posiadłości Fleischmannów na wybrzeżu Atlantyku. Nie wszystkim podoba się ta zmiana. Tym bardziej, że już od samego początku dzieją się tam dziwne rzeczy. Za domem znajduje się ogród pełen posągów przerażających postaci cyrkowców. Na samym środku ogrodu stoi posąg uśmiechającego się przerażająco klauna. W dodatku Max czuje, że ktoś go obserwuje... Niedługo potem, zaprzyjaźnia się z Ronaldem, chłopakiem o tajemniczej przeszłości.
Max znajduje przypadkiem w garażu stare nagrania, w których występuje Jacob, zaginiony syn Fleischmannów. Co się z nim dokładnie stało – tego nie wiadomo. Na domiar złego, posągi są ustawione inaczej niż teraz, a klown zdaję się lekko poruszać. Jakie tajemnice skrywa dom u wybrzeży Atlantyku? Co ma z tym wspólnego zatopiony niedaleko statek? Max Craver postanawia odpowiedzieć na te pytania. Już niedługo dawny wróg powróci, aby zabrać ze sobą to, co mu się należy...

Fabuła jest dla mnie zupełnie czymś nowym i świeżym. Niemożliwe było przewidzieć, co zdarzy się za kilka stron. Książę Mgły był pełen tajemnic i sekretów, w które czytelnik zagłębiał się wraz z bohaterami coraz bardziej i bardziej. Carlos potrafił mnie zaskoczyć licznymi zwrotami akcji. Tajemniczą atmosferę książki podsycał legendami o zatopionym statku oraz o rodzinie Fleischmannów. Czytelnicy, tak jak bohaterowie, muszą pokonać strach i wkroczyć w sekrety domu Carverów, co nie jest prostym zadaniem, ponieważ w książce występuje wiele sytuacji, które wywołują gęsią skórkę. Naprawdę, po "wypadku" młodszej siostry Maxa, Iriny, bałam się, że coś wypełźnie w nocy z szafy.

Poświęcenie. To ważne słowo, które zazwyczaj wywołuje smutek i wzruszenie. Kto byłby zdolny oddać własne życie za Ciebie? Otóż prawdziwy przyjaciel. Przyjaźń to prawdziwy dar, gdy już się pojawi – trzeba go pielęgnować. Pamiętać o tym, że niepodlewany kwiat w końcu usycha. Jednak nawet gdy zabraknie najlepszego przyjaciela, przyjaźń jest trwała i nierozrywalna.

Debiut Zafóna nie był tak zachwycający jak późniejsze powieści autora, fabule przydałoby się kilka małych poprawek, ale uważam, iż nie zawiodłam się na Księciu Mgły. Jest tajemniczy klimat, ale jednak nie tak bardzo odczuwalny jak np. w Marinie. W sumie to nie wiem, dlaczego porównuję debiut Książę Mgły do innych powieści Zafóna, ponieważ każdy pisarz rozwija się wraz z każdą nową książką.

Książę Mgły bardzo mi się podobał, ponieważ jest to książka, która wzrusza, smuci ale i trzyma w napięciu. 

 

niedziela, 27 marca 2011

Mroczny sekret - Libba Bray

Wydawnictwo Dolnośląskie
2009
Moja ocena książki: 10/10
Polecam: fanom epoki wiktoriańskiej, poszukiwaczom magii i przygód

Mroczny sekret to pierwsza część trylogii Magiczny Krąg autorstwa Libby Bray, najlepszy debiut roku 2003. Absolutnie nie spodziewałam się, że ta książka powie mnie tak, iż będę ją czytać do 2 w nocy. Trudno było mi się oderwać od lektury.

Akcja powieści rozgrywa się w wiktoriańskim Londynie, gdzie dziewczyny były wychowywane wyłącznie na dobre żony, gospodynie i matki. Ich zdanie dotyczące małżeństwa nie miało żadnego znaczenia. Najlepiej wyjść za mąż za bogatego mężczyznę, nawet jeśli ma ponad 50 lat i jest obrzydliwym leniem. Włosy upinane są w koki, zakładane są gorsety, nieodsłaniane nawet kostki. Dziewczęta muszą być pełne wdzięku, delikatności i powabności jak na damę przystało. Panna nie może przynieść hańby i wstydu swojej rodzinie, nie może nawet ujawnić się ze swoją chorobą przed innymi osobami, a tym bardziej przed mężem. Kobieta ma zadowolić i przynieść powody do dumy swojemu małżonkowi. Uwielbiam książki o starszych czasach. Możemy poznać, jak kiedyś traktowano kobiety i jak sobie z tym wszystkim radziły. Czego się uczyły, jak mogły i jak nie mogły postępować.

Na samym początku książki, w pierwszym rozdziale, jesteśmy ostrzegani przed autorkę, iż zanim cokolwiek powiemy, powinniśmy się nad tym dobrze zastanowić. Słów bowiem nie można cofnąć. Mają w sobie ogromną moc, która może budować ale też i burzyć. Nie powinniśmy mówić niemiłych rzeczy pod wpływem własnych emocji. Dlatego też głównej bohaterce, Gemmie, trudno jest zapomnieć jakie były jej ostatnie słowa do osoby, której już nigdy nie ujrzała.

Akcja książki jest przede wszystkim iście dopracowana, oryginalna i po prostu czarująca. To zupełnie coś nowego, bez ograniczających schematów. W Mrocznym sekrecie wszystko jest urzekające – fabuła, postacie, wiktoriańska Anglia i często śmieszne dialogi, dzięki którym można od czasu do czasu uśmiechnąć się pod nosem.
Każda postać jest wspaniale wykreowana i dopracowana. Każda ma niepowtarzalny, wyjątkowy charakter.
Gemma Doyle, główna bohaterka powieści jest osobą zadziorną i buntowniczą. Często wpierw robi, potem myśli. Jest łatwowierna i naiwna, ale nie umie zrozumieć dlaczego dziewczyny są mniej ważne od mężczyzn, dlaczego muszą nosić gorsety, dlaczego to one muszą siedzieć w domu, gotować, sprzątać, szyć. Często nie zachowuje się jak dama. Chce być po prostu wolna. A na to pozwalają jej przyjaciółki i międzyświat.
Ann, współlokatorka Gemmy jest odtrącana przez społeczeństwo. Uważa się za nic nie wartą i brzydką. Ma niski poziom samooceny, nie chce i nie umie się bronić przed środowiskiem. Mnie osobiście denerwują takie osoby, ponieważ Ann gdyby tylko chciała, umiałaby się obronić.
Najbardziej polubiłam Felicity. Zadumana w sobie gwiazdka, ale mimo wszystko to odważna, twarda dziewczyna z szalonymi pomysłami. Bardzo rozbawił mnie jej pomysł o podkradaniu księdzu whisky.
Każda postać jednak jest nieprzewidywalna. Autorka co chwila zmyla czytelnika, ponieważ bohaterowie potrafią pokazać się z zupełnie innej strony niż się przypuszcza.

Podobało mi się przedstawienie odległej, magiczne krainy nazywanej międzyświatem. Tam wszystko co niemożliwe może być rzeczywistością. Gratuluję autorce pomysłu i przepięknych opisów krainy.

Trudno uwierzyć, że Mroczny sekret to debiut, ponieważ pani Bray tak swobodnie pisze sypiąc pięknymi zdaniami i dialogami, iż można pomyśleć, że jest doświadczoną pisarką. Jej sposób pisania jest po prostu śliczny. Cud, miód i orzeszki.

Gorąco polecam tę książkę tym, którzy szukają czegoś nowego i świeżego na zabicie czasu. Mroczny sekret zaczaruje każdego czytelnika. 


 

Dziedzictwo mroku - Bree Despain

Wydawnictwo: Galeria książki
2010
Moja ocena książki: 7,5/10
Polecam: nastolatkom, które chcą oderwać się od codzienności na kilka dłuższych chwil i mile zająć sobie czas.

Dziedzictwo mroku napisane przez Bree Despain jest jedną z najpopularniejszych pozycji z gatunku paranormal romance. Jak powszechnie wiadomo, teraz najwięcej książek to właśnie tego typu utwory. Tak więc czy Dziedzictwo mroku to kolejna taka pozycja? Ginąca w tłumie klonów? Opis wydawał mi się pospolity i niczym niewyróżniający. Co sprawiło, ze sięgnęłam po tę książkę? Może okładka, może opinie innych czytelników – sama nie wiem.

Trzy lata wcześniej stało się coś złego. Nieprzytomny i skąpany w krwi Jude, zniknięcie dobrego przyjaciela – Daniela Kalbiego i tajemnica co stało się tamtej nocy. Tajemnica, której dotąd Grace Divine nie umie rozwiązać. Wszystko w jej życiu poskładało się do kupy, do czasu, gdy pewnego dnia pojawia się Daniel. Chłopak coraz bardziej zbliża się do Grace, lecz jej rodzina nie ukrywa nienawiści do niego, a szczególnie Jude. Wkrótce Grace odkrywa tajemnicę tamtej strasznej nocy. Czy zdoła poświęcić własne życie dla kogoś, kogo obdarzy nieśmiertelnym uczuciem?
Opowieść jest opisywana w narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia głównej bohaterki, Grace. Czasy w tej książce są wymieszane, ponieważ aby dodać książce tajemniczości, pani Bree wstawiła gdzieniegdzie fragmenty z przeszłości, również z punktu widzenia Grace. Dzięki temu czytelnik jak najszybciej chciał poznać tajemnicę tego, co stało się trzy lata wcześniej.

Akcja książki rozkręca się powoli. Przez mniej więcej połowę jej objętości poznajemy dokładnie bohaterów i wraz z Grace zagłębiamy się w tajemnice Daniela Kalbiego. Niestety muszę stwierdzić, iż po opisie koszulki (!) chłopaka, domyśliłam się kim on jest. To znane już nam od dawna stwory, tylko że inne są tylko historia ich powstania oraz nazwa plemienia. Cóż, miałam szczerą nadzieję, że chociaż pani Despain pokaże na co ją stać i przedstawi nam nowe potwory.
Czy Dziedzictwo mroku jest przewidywalną książką? Dla mnie osobiście – tak. Jak już napisałam, szybko zgadłam, kim jest Daniel oraz kto jest bestią. Ta wiadomość ani trochę mnie nie zdziwiła. Dla mnie był tylko jeden podejrzany.

Warto jednak powiedzieć co nieco o bohaterach. Otóż Grace (z ang. łaska) jest córką miejscowego pastora. „Przechlapane”, ktoś by sobie pomyślał. Uważam, że wcale nie jest tak źle. Grace jedynie w dwóch momentach wypowiada krótką modlitwę, a autorka nie zdradza nam jej treści. Dla mnie to zwykła dziewczyna. Była jednak taka.... pusta. Z charakteru podobna do innych bohaterek paranormali, które są raczej nieśmiałe, ale jak przyjdzie co do czego, stają się odważne jak lwy. Mogą poświęcić wszystko dla ukochanego. Pospolite.
Za to Daniel Kalbi był dla mnie takim wezwaniem, ponieważ trudno było go rozgryźć. Na początku wydawał mi się taki jak wielu innych paranormalnych przystojniaków, ale z czasem poznałam jego prawdziwą naturę. Był po prostu zagubionym, samotnym chłopaczyskiem, który dałby wszystko, aby cofnąć czas i pozostać z rodziną Grace. Jednej nocy stracił dom, a co za tym idzie – bliskich. Miał przykrą przeszłość. Bity przez ojca szukał schronienia w domu Divine'ów. Czasami było mi nawet żal Daniela. Przecież był taki dobry, odważny. Znowu więc powraca pytanie: co stało się tamtej nocy, że najlepszy przyjaciel Grace zniknął, a powrócił po trzech latach?

Dziedzictwo mroku jest książką jedną z wielu podobnych paranormali, ale ma coś w sobie, co sprawia, że jest wyjątkowa. Może to ciekawa historia, może tajemniczy klimat. Wiem tylko, że ta książka ma to coś, choć nie wiem dokładnie czym to coś jest. 

 

sobota, 26 marca 2011

Złodziejka książek - Zusak Markus

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
rok 2008
Moja ocena książki: 10/10
Polecam: osobom, które lubią się czasem posmucić i wzruszyć.



Markus Zusak jest znanym autorem głównie dzięki „Złodziejce książek”, popularnej pozycji klasycznej wydanej w 2008 roku przez wydawnictwo Nasza Księgarnia. Od dawna słyszałam o tej książce wiele dobrego, jednak ciągle odwlekałam kupno. Pewnego wieczora coś mnie ruszyło i zamówiłam „Złodziejkę książek”. Czy zgadzam się z opiniami innych osób o tymże dziele?

Historia toczy się w Niemczech za czasów panowania Adolfa Hitlera. Książka opowiada o Liesel Meminger, która żyje w trudnych czasach. Radość dzieciom potrafi sprawić jeden karmelek, jest wiele ubogich rodzin, bliscy zostają wysyłani do wojska, a podczas nalotów wszyscy mieszkańcy muszą się kryć w piwnicach. Dzięki tej książce mogłam poznać, jakie konsekwencje II wojna przyniosła na sąsiedni kraj.

Narratorem dzieła jest sama Śmierć, a raczej SAM, ponieważ ta postać jest przedstawiona w rodzaju męskim. Jak się okazuje, śmierć ma serce. Serce, które (tak jak ludzkie) dotyka lęk, żal, zmęczenie, wzruszenie. Pan Zusak z niewidzialnej siły utworzył niewidzialnego bohatera, który przechadza się między ludźmi, a z umierających ciał wyjmuje dusze delikatnie niosąc je w swych ramionach. Postać ta jest nieśmiertelna, a więc może opowiedzieć nam historię Liesel od początku do samego, można by dodać, pięknego końca.

Ktoś by zapytał - dlaczego Śmierć opowiada historię zwykłej dziewczynki?
Ta książka dzięki opowieści o Liesel pokazuje do czego zdolna jest przyjaźń, miłość i tęsknota. Piękno tych wartości jest przedstawione w fenomenalny sposób. Jak wiele może uczynić mała dziewczynka dla ludzi wokół.

Historia dziewczyny jest pełna pięknych chwil, ale także tych smutnych. Dlatego czytając „Złodziejkę książek” byłam w tstanie melancholii. Klimat książki jest szary i przygnębiający, ale można też dojrzeć w powieści czarny humor. Chciało mi się płakać nawet wtedy, gdy nie miałam powodów. Ale dopiero pod koniec lektury mogłam całkowicie wypuścić z siebie zalegający smutek i wzruszenie.

Książka upomina, że trzeba cieszyć się każdym dniem i kochać bliźnich, bo nigdy nie wiadomo kiedy mogą odejść. A kiedy ich zabraknie, możemy żałować tego, że nie wykorzystaliśmy do końca ich obecności.

Autor jak najbardziej może być dumny z tego dzieła, a czytelnicy z tego, iż mieli okazję przeczytać tak piękną, wzruszającą i poruszającą opowieść.

piątek, 25 marca 2011

Pragnienie - Carrie Jones

Wydawnictwo: Bukowy las
2011
Moja ocena książki: 6/10
Polecam: tym, którzy szukają lekkiej i przyjemnej lektury na zabicie czasu.


Szczerze mówiąc nie miałam zamiaru sięgać po tę książkę ze względu na większość negatywnych opinii, ale jakoś tak byłam zarazem ciekawa, czy moje zdanie na temat „Pragnienia” Carrie Jones różniłoby się od innych. Postanowiłam zająć się tą pozycją na ferie. Co zastałam?

Zara White zostaje wysłana przez swoją matkę do szarego, zimnego miasteczka w stanie Maine, gdzie mieszka jej babcia, Betty. Dziewczyna od samego początku ma dość tego miejsca, szkoły, szalonych znajomych i uciążliwych mrozów. Ale Maine okazuje się nie takie złe, gdy na drodze Zary staje niezwykle przystojny Nick.
Pewnego dnia, przez okno stołówki szkolnej Zara spostrzega stojącego przed lasem mężczyznę, który wskazuje na nią palcem. Na domiar złego pozostawia po sobie złoty pył. Co to może oznaczać? Dlaczego ten mężczyzna śledzi Zarę? Czego chce? Czego pragnie?
Szare miasteczko okazuje się siedzibą najdziwniejszych stworzeń, o których Zara nigdy nie miała pojęcia.

Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się być ciekawa i oryginalna. Czytając „Pragnienie” nie znalazłam w tej książce niczego oryginalnego prócz systemu władzy piksów. To było coś w miarę świeżego i ciekawego, ale taki mały wątek nie zmienił tego, iż książka jest jedną z pospolitych paranormali.

Główną bohaterką książki jest Zara White, która udaje się do Maine, co nie było pomysłem zainicjowanym przez nią samą, lecz przez matkę, która wysyła córkę do domu matki zmarłego męża. Zara powinna w tym miejscu oderwać się od dręczących ją myśli o śmierci ojczyma, którego nazywała tatusiem. Aby zapanować nad swoimi lękami, zaczyna kolekcjonować fobie, które wymienia w krytycznych sytuacjach. Te fobie były według mnie bardzo ciekawym pomysłem, ponieważ o znacznej ich większości nie miałam zielonego pojęcia. Na dodatek każdy rozdział rozpoczęty jest nazwą fobii i jej wyjaśnieniem. Wiedziałyście, że istnieje fobia przed chorobami odbytu albo przed zakochaniem się? Postać Zary zbytnio nie przypadła mi do gustu. Trudno jest określić, jaki jest jej charakter, ponieważ czasami jest odważna, ale czasami zagubiona i czasem wręcz dziecinna. Denerwowały mnie jej liczne komentarze typu „Ale słodziutkie.” A tekst „O Boże, ja złapałam Megan za rękę! Przecież przemoc nie jest dobra” spowodował, że miałam ochotę rzucić książką (a właściwie główną bohaterką) o ścianę. Aczkolwiek było takich momentów mało.
Nick Colt , również bardzo ważna postać w książce, jest przystojnym (a jakby inaczej), umięśnionym chłopakiem, przez którego Zara ma głowę zaprzątniętą myślami typu „Ach, jakie ma piękne kości policzkowe”. Nie było tego dużo, lecz takie teksty nie działają na mnie pozytywnie. Nick jest opiekuńczy, czuły, łagodny i tak można by było bez końca wymieniać. Według mnie nie różnił się od pospolitych idealnych panów typu Edward, Damon itd.
Betty, babcia Zary, ma ponad sześćdziesiąt lat i pracuje w pogotowiu. Zupełnie nie zachowuje się jak babcia. Według mnie zachowywała się trochę za młodzieżowo, ale z dwojga złego lepsze to niż stara babunia z garbatymi plecami i głową owiniętą starodawną chustą.

Piksy. Może warto coś powiedzieć na temat tych istot. Wydawały mi się z opisu książki czymś nowym i ciekawym, ale niestety – okazało się, że to potworki bardzo podobne do wampirów z WzM np. w aspektach takich jak: wampiry bały się żelaza, do domu mogły wejść tylko z zaproszeniem gospodarza. Piksy to nic innego jak znane już wszystkim istoty, tylko że pod inną nazwą. Inne w nich było tylko to, że król pozostawiał za sobą pył, oraz sprawa z pragnieniem królowej. Miałam nadzieję, że piksy będą czymś ciekawszym i oryginalniejszym. Cóż, jeśli o to chodzi – zawiodłam się.

Carrie Jones posłużyła się sprawdzonym schematem – dziewczyna o tajemniczych sekretach rodziców przybywa do całkiem obcego miasta, poznaje megaprzystojnego kolesia, zagłębia się w paranormalne tajemnice miasteczka i oczywiście odgrywa w tym wszystkim kluczową rolę. Odniosłam wrażenie, że „Pragnienie” to mieszanka popularnych paranormali, przede wszystkim „Zmierzchu”. Podobieństw było wiele, ale nie były też bardzo uderzające.
Kolejny minus tej książki to przewidywalność. W dość szybko można było się domyślić kim jest ”czym”. Autorka nie umie po prostu zwieść czytelnika. Niektóre rzeczy w tej książce okazały się aż oczywiste. Denerwowało mnie to, iż reakcja Zary na te „wielkie tajemnice” to opadnięcie szczęki i wybałuszone oczy. Może Carrie myślała, że czytelnik też tak zrobi...

Zdziwiona byłam, dlaczego tak często w tej książce zostaje wymienione nazwisko Kinga oraz tytuły jego książek. Potem dowiedziałam się, że „Pragnienie” jest przez niego rekomendowane. I wszystko jasne – biznes za biznes, bo szczerze mówiąc nie chce mi się wierzyć, że Stephen tak o poleca tę książkę, a w niej przypadkowo pojawiają się wątki o nim. Byłoby to naprawdę dziwne.
Pozwólcie, że jeszcze podzielę się cytatem, który doszczętnie mnie dobił:
„- Teraz cię pocałuję, dobrze?
- Dobrze.”
Chociaż i to nie przebije tekstu z „Szeptem” - „Będziemy się całować”.

Podsumowując – ktoś mógłby sobie pomyśleć czytają moja recenzję, że książka była dla mnie dnem, ale stwierdzam, że tak źle nie było. W sumie to sama nie wiem co myśleć o „Pragnieniu”. Z jednej strony było nawet przyjemnie, ale z drugiej te minusy przeze mnie wypisane są dość istotne. Czy więc polecam tę  książkę? Tak, lecz radziłabym pożyczyć niż kupować.



Isola - Isabel Abedi

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: lipiec 2008
Stron: 280
Moja ocena: 10/10
Polecam: tym, którzy szukają napięcia, emocji i kilka chwil dobrej rozrywki.


Moje pierwsze podejście do twórczości pani Isabel Abedi nie skończyło powodzeniem. Po Whisper. Nawiedzony dom bałam się sięgnąć po Isolę. Postanowiłam jednak dać autorce jeszcze jedną szansę, a nuż Whisper to tylko jednorazowa wpadka. Teraz dziękuję sobie za to.

Isola po włosku znaczy „wyspa”. Jest to też jednocześnie tytuł produkcji reżyserowanej przez Quinta Tempelhoffa, w której dwunastu nastolatków przybywa na bezludną wyspę: Vera, Elfe, Moon, Kris, Milky, Lung, Alfa, Jorer, Darling, Pearl, Neander i Solo, tak brzmią ich wyspiarkie imiona, którymi mają posługiwać się podczas eksperymentu. . Każdy zabiera ze sobą wybrane trzy rzeczy. Z każdego kąta uczestników obserwują liczne kamery, wszelki ruch, wszelki dźwięk zapisywane są na czternastu monitorach. Brzmi to bardzo ciekawie – trzytygodniowy urlop na wyspie i do tego jeszcze kupa pieniędzy. Ale reżyser zaskakuje uczestników pewną grą, w której udział musi wziąć każdy. Polega ona na tym, że jedna z osób zostaje „mordercą”. Po kolei wybiera swoje „ofiary” i zaprowadza je do kryjówki, z której ofiara zostaje zabrana do domu. Bezpiecznie, szybko, bezproblemowo. Z czasem niewinna gra zaczyna wymykać się spod kontroli i na wyspie dochodzi do prawdziwych zabójstw. O co w tym wszystkim chodzi, kto jest prawdziwym mordercą? W co Tempelhoff zaplątuje wyspiarzy? Wiadomo jedno – na wyspie nie jest bezpiecznie, ale nie ma możliwości jej opuścić. To niczym pułapka, w której każdy obawia się o swoje życie.

Przyznam, że nigdy nie miałam okazji spotkać się z podobną fabułą. Być może dlatego, że nie czytałam Dziesięciu małych Murzynków, (ponoć podobna to tej pozycja) po których nawiasem mówiąc mam ochotę sięgnąć. Pomysł jest według mnie bardzo dobry i oryginalny. Czytając, nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać na następnych stronach. Wszystko było takie niewiadome, tajemnicze. Dzięki temu Isolę czytało się niezwykle szybko, tak, że nie zdążyłam poukładać sobie przeczytanych właśnie informacji, co właśnie się stało, a już czytałam dalej. Nadal mam mały mętlik w głowie i trudno mi wszystko ułożyć do kupy.

Bohaterowie. Było ich tyle, że na początku trudno mi było spamiętać imiona. Uwielbiam, gdy w książkach jest dużo bohaterów. Jednak części osób nie zdążyłam dokładnie poznać, ale każdy był na swój sposób niepowtarzalny. Moją największą sympatię zdobył Milky. Samo jego „wyspiarskie” imię bardzo mi się spodobało i idealnie pasowało do mlecznej cery, piegów i brązowych dredów. Sam wygląd wywołał we mnie coś bliskiego do zaufania i spokoju. Nie umiem do końca tego wytłumaczyć, ale miał coś w sobie...
Vera, główna bohaterka jest dość nieśmiałą osobą. Mało się odzywała, co szczerze mówiąc nie spodobało mi się. Była trochę zagubiona, ale zarazem mądra. Może to też dla tego, ze miała dość trudną przeszłość. Jej rodzice byli narkomanami, a aby zdobyć choć trochę jedzenia trzeba było żebrać. W jej opowieści o swojej przeszłości bardzo zdenerwowało mnie to, że brazylijska policja nie wahała się bić i strzelać do bezdomnych dzieci. „Usuwali je” jak brud z ulicy. Dzięki siostrze, Verą zaopiekowali się przechodni Europejczycy, czym dali szansę rozpocząć nowe życie.
Co do kwestii, że Vera jest odważna można byłoby się sprzeczać. W niektórych momentach jest typowym tchórzem, ale w następnych zmienia się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Solo to chłopak, na którego Vera zwróciła szczególną uwagę. Czymś różnił się od innych uczestników projektu. Wydawał mi się taki zamknięty w sobie, ale jednocześnie wrażliwy. Nie krył się ze swoimi uczuciami. I słusznie. Miałam dość „twardzieli”, których nic nie ruszy.
Każdy bohater jest idealnie wykreowany.

Isabel Abedi dzięki dobrym opisom, ukazuje piękno wyspy i postaci. Dialogi są na przeciętnym poziomie, czasem teksty bohaterów wywołują uśmiech na twarzy. Podoba mi się to, że książka jest typowo młodzieżowa, ale to nie znaczy, że nie mogą jej czytać dorośli.

Baza recenzji Syndykatu ZwB