Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

poniedziałek, 26 lutego 2018

Zmiana, czyli ze średniego na gorsze



RECENZJA BEZSPOILEROWA DO OBU TOMÓW

Na samym stępie trzeba to przyznać - "Rozgrywka" oraz "Zmiana" J. Sterling to książki, które idealnie wpasowują się w schematy i niczym nie wyróżniają z masy podobnych powieści. Już sam opis mówi nam o historii praktycznie wszystko i nie każe się za wiele spodziewać. Ale po kolei, zacznijmy od bardzo ogólnego nakreślenia sytuacji, na której opiera się głównie tom pierwszy.

Cassie, młoda, ułożona artystka, poznaje w college'u Jacka Cartera. Chłopak nie pozostaje obojętny żadnej dziewczynie, Cassie natomiast zamiast uganiać się za przystojnym baseballistą, postanawia nie mieć z nim nigdy nic wspólnego. Jack zawsze dostawał to, czego chciał, więc zakazane uczucie jeszcze bardziej go pociąga. Czy faktycznie chodzi tylko o chęć zdobywania? Co kryje się za zainteresowaniem Jacka i czy odważy się zaufać dziewczynie i podarować jej swoje serce? W tej rozgrywce może ucierpieć sportowa kariera lub gorące uczucie. Czy można liczyć na remis?

"Rozgrywka" wpadła w moje ręce przypadkiem. Pewnego nudnego wieczoru, dla odstresowania, po prostu przeczytałam tę książkę, na raz. I to chyba największe atuty tej historii - czyta się ją niezwykle lekko, szybko, zapewnia ona odpoczynek i oderwanie od codziennych spraw. Za to jestem jej wdzięczna, umiliła mi wieczór i jeśli szukacie takiej powieści, niezobowiązującej, to "Rozgrywka" się sprawdzi. Natomiast nie ma co więcej oczekiwać od tej historii, bo jest dokładnie taka sama jak reszta powieści z gatunku. Schematyczność wyziera z każdego zakamarka i mimo że nie czytałam NA nie wiadomo jak dużo, to każdy tą powtarzalność w historii Cassie i Jacka zauważy.

Jeśli zaś chodzi o "Zmianę", mamy tutaj sztandarowy przykład słabego drugiego tomu. Już "Rozgrywka" oscylowała na granicy koszmarku i quilty pleasure, a jej kontynuacja to totalne sięgniecie poziomu dna i wodorostów. Cała akcja jakby rozwleczona na siłę, i chociaż jest to lektur cienka i lekko napina, wyczekiwałam końca z utęsknieniem.  Historia opisana w dwóch tomach spokojnie mogłaby zmieścić się w jednym, ale i tak wymagałaby dużej korekty. Powiewu oryginalności, świeżości, wywołania u czytelnik większej sympatii do postaci. A właśnie...

Żeby chociaż bohaterowie byli interesujący, historia tylko na tym zyskałaby naprawdę dużo. Niestety, zapewne już sami znacie Jacka od podszewki, po samym opisie. Standardowy playboy, pewny siebie, niegrzeczny, przystojny, uwodzicielski... I do tego dziewczę, które z założenia miało być artystką, a jednak tej kreatywności i artyzmu w książce nie ma. Autorka mogła bardziej skupić się na ubarwiających historię szczegółach, dać tym bohaterom coś, co sprawiłoby, że byliby wyjątkowi. Rozwinąć temat fotografii i sportu, sięgnąć po relacje rodzinne i przyjacielskie, a nie wysuwać na pierwszy plan denny wątek miłosny, który w znacznej mierze jest czytelnikowi obojętny. Kartki same się przewracały, a ja pozostawałam niewzruszona i bierna w całej historii.

"The perfect game" to kolejny słaby "zapychacz" sklepowych półek pod szyldem "dla młodych dorosłych". O ile pierwszy tom był jeszcze znośny, to drugi skutecznie dobił całą serię. Nie ma tutaj bowiem nic nowego, odkrywczego, a nawet przyjemność z lektury maleje wraz z rosnącą liczbą przeczytanych stron. Trochę mam wrażenie marnowanie papieru, czasu i pieniędzy. Istnieje  wiele lepszych romansów sportowych, daleko szukać nie trzeba. A wybór pozostawiam już Wam.

0 komentarze:

Prześlij komentarz