Przeczytałam w swoim życiu kilkaset
książek, a nigdy nie natrafiłam na coś podobnego do twórczości Amo Jones.
"Srebrny łabędź" był najbardziej niepokojącą, wciągającą i tajemniczą
historią, z jaką się spotkałam. Żadne
oczekiwanie na dalsze losy bohaterów innych serii nie było tak rozpaczliwe jak
na kontynuację tej właśnie opowieści. Żaden nawet thriller nie sprawił, że tak
bardzo chciałabym odkryć wszystkie tajemnice, zrozumieć każdy szczegół w fabule
tak, iż ta ciekawość przysłoniła wszelkie drobne mankamenty. Jeżeli jeszcze nie
czytaliście "Srebrnego łabędzia", rzućcie okiem na moją recenzję
TUTAJ, jednak w poniższej recenzji postaram się uniknąć wszelkich spoilerów do
tomu pierwszego. I tak ciężko byłoby cokolwiek zaspoilerować przy tej serii,
uwierzcie.
Madison była do tej pory niczym
marionetka. Kukła, pociągana za sznurki i manipulowana przez grę Królów. To oni
rozpoczęli grę, w której tak naprawdę nie ma żadnych zasad, a przegrana oznacza
śmierć. Powinni już dawno zabić dziewczynę, oni jednak bawią się z nią w kotka
i myszkę. Są dobrzy czy źli? Chcą jej dobra czy przeciwnie, manipulują po to,
aby zabawić się naiwną dziewczyną, a na sam koniec patrzeć jak cierpi? Jaką
rolę w tym wszystkim odgrywa Madison? Nadchodzi czas na zamianę ról. Dziewczyna
po części wie, kim jest i zaczyna samodzielnie rządzić swoim życiem. Kto
dyktuje teraz warunki gry?
Ja wiem, że opis jest bardzo zdawkowy,
ale uwierzcie - im mniej wiecie tym lepiej. Zresztą w samej lekturze nie
dowiecie się wielu rzeczy. Przez całą akcję zastanawiamy się, kim są członkowie
Elite Kings Club, autorka tylko pod koniec lekko zaczyna rozjaśniać sprawę, ale
i tak nie mam pojęcia o co chodzi, w którym kierunku wszystko pójdzie i jaką
rolę odgrywają poszczególne postacie. Drugi tom, "Marionetka", wiele
nie wyjaśnia. Wampiry, sataniści, psychole, zboczeńcy, okultyści? O co chodzi z
członkami Elite King's Club? Ta tajemnica napędza wszystko, sprawia, że
czytelnik może poczuć momentami szalony, psychodeliczny klimat i zacząć
wariować z emocji, niepewności i oczekiwania na więcej. Wszystko jest
podporządkowane sekretom klubu, nieznane nam są zamiary Bishopa, przywódcy
Królów, także niewiele wiemy z przeszłości Madison.
W "Marionetce" zaczynają
wychodzić nowe sprawy, również te dotyczące głównej bohaterki. Wątki i pozornie
niezgodne elementy zaczynają się mnożyć i mieszać tak, że autorka swobodnie
manipuluje czytelnikiem śmiejąc mu się prosto w twarz. Śmiem twierdzić, że
tytułową "marionetką" staje się właśnie czytelnik. To niesamowite i
niepokojące uczucie mieć całkowicie świadomość, że autorka manipuluje nami
poprzez tak tajemniczą historię, w której niczego nie można być pewnym.
"Srebrny łabędź" nie był dla
mnie lekturą oburzającą i gorszącą. Fakt, może niektóre wypowiedzi chłopaków,
zwłaszcza Bishopa, powodowały nieprzyjemne ciarki, to jednak nie dochodziło do
jakiś obrażających scen. W "Marionetce" tych mogących gorszyć
elementów mamy znacznie mniej. Bishop nadal pała się podduszaniem i nabijaniem
siniaków podczas seksu, potrafi zwrócić się do Medison słowami "zamknij
się" (w bardziej dosadnym sformułowaniu), ale przebija się coraz częściej
jego wrażliwość (tak, jakaś przecież istnieje) i opiekuńczość. Nadal jestem
daleka od stwierdzenia, że go lubię, trzeba zaś przyznać, że zmienia się na
plus. Również Madison wydaje się być bardziej
zdecydowana, poważna i stanowcza. Już w "Srebrnym łabędziu" miała
ostry charakterek, a jednak przy przystojnym Królu jej zadziorność szła w las.
Tutaj jej osobowość jest bardziej ujednolicona, Madison polubiłam w związku z
tym jeszcze bardziej. W książce też pojawia się nowa postać, która z pewnością
wiele namiesza w historii, jednak nie będę zdradzać, kto to. Widziałam w
recenzjach kilku osób, że powstrzymują się od zdradzenia tego elementu, dlatego
ja nie będę odbiegać od reszty. Im mniej wiecie tym lepiej.
Z założenia, że im więcej tajemnic,
tym lepsza lektura, wychodzi sama autorka. Sprytna osóbka, niezwykle
inteligentna i widać, że ma określony plan na całą fabułę. Cierpię przy tym
niesamowicie, ale to cierpienie jest przyjemne. Ubolewam nad tym, że nadal
niewiele wiem, a z drugiej strony gdyby nie to, nie czekałabym na kolejne tomy
tak bardzo i kto wie, może nawet historia Madison w ogóle by mnie nie
zainteresowała. Nawet jeśli na sam koniec tajemnica Królów okaże się być nie
tak spektakularna, jak można by się spodziewać, to dla samej tej drogi do
rozwiązania, warto czytać.
Z czystym sumieniem stwierdzam, że
"The Elite King's Club" to jedna z moich ulubionych serii w ogóle.
Ten klimat robi wszystko - mroczny, szalony, niepowtarzalny, mącący w głowie. Zarówno
"Srebrny łabędź" jak i "Marionetka" są powieściami bardzo
specyficznymi, dlatego mają węższe grono potencjalnych zadowolonych odbiorców
niż inne popularne powieści. Rozumiem, że ktoś nie polubił klimatu, że dla
kogoś było zbyt niepokojąco, zbyt mrocznie, zbyt przerażająco. Jednak jest też
szansa, iż jeśli tylko nie poczujecie się nieswojo, to pokochacie historię
Madison, jak ja. Zależy co w książkach lubicie i jaką macie wrażliwość. Warto
dać Amo Jones szansę i sprawdzić na własnej skórze jak to jest być
"marionetką" w rękach autora.
Ja tymczasem przebieram nóżkami w
oczekiwaniu na tom trzeci i mam nadzieję, że czegoś się w końcu dowiem. Albo...
niech tam będzie chociaż tyle samo klimatu jak w poprzednich częściach, ja
wówczas nadal będę zadowolona. A rozwiązanie... oczekuję na nie, bardzo, ale
niech ta zabawa się szybko nie kończy. Na szczęście słyszałam, że końcówka tomu
trzeciego wskazuje na możliwość kontynuacji. Niech tylko Amo Jones szybko
pisze, a Wydawnictwo Kobiece szybko wydaje. Nie mogę sobie pozwolić na
książkowego kaca po raz kolejny. A po "Marionetce" pewnie jeszcze
długo nie dojdę do siebie.
Za egzmeplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
1 komentarze:
Prześlij komentarz