Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

sobota, 4 sierpnia 2018

Chłopiec, który widział - Simon Toyne


Josef Engel to z pozoru zwykły krawiec, który nigdy nie opowiadał szczegółowo o swojej przeszłości. Był jednym z czterech Żydów, nazwanych die Anderen, ocalałych z obozu Schneider Lager. Nic więc dziwnego, że jego wnuczka, Marie-Claude, zapragnęła dowiedzieć się jak najwięcej o przeszłości dziadka, a także o pozostałych uratowanych. Kobieta nie zważa na ostrzeżenia Josefa o tym, że nie powinna brnąć w poszukiwania zbyt głęboko. Niedługo później dziadek zostaje brutalnie zamordowany, a obok jego zwłok zabójca umieścił pewną wiadomość – „Skończyć to, co zostało rozpoczęte”. Marie-Calude zdaje sobie sprawę, że musi uciekać wraz ze swoim synkiem, Leo. Wkrótce na jaw wychodzą tajemnice i brudne układy sięgające II wojny światowej, a tylko tajemniczy Salomon Creed może zapobiec kolejnym morderstwom.

Od razu przyznam, że nie spodziewałam się tego, co właściwie otrzymałam od lektury „Chłopca, który widział”. Założyłam, iż będzie to typowy kryminał lub thriller, który, standardowo - jak większość takich książek, zahaczy o jakieś tajemnice rodzinne. Być może przeszłość Josefa okaże się być komplikowana i szokująca, może zaangażował się w coś, co angażować się nie powinien – tak właśnie myślałam. Tymczasem wątek kryminalny to zaledwie kwestia poboczna.  Tutaj autor porusza bardzo ważną, ciężką tematykę związaną z rasizmem, nienawiścią do Żydów, antysemityzmem i fałszywym patriotyzmem. I robi to naprawdę ostrożnie, z rozmysłem, aby nie przekroczyć żadnej z cienkich granic pomiędzy tym, co dobre, a tym, co okazało się być tragedią w postaci II wojny światowej. Nie są to też tematy obce współczesnym społeczeństwom. Problem imigracji ludności pochodzenia arabskiego do Europy, dylematy moralne, wybór między człowieczeństwem a zapewnieniem bezpieczeństwa, skrajny „patriotyzm”… Hasło „Polska dla Polaków” nie jest nam obce, prawda? Simon Toyne każe się chwilę zastanowić, czy czasem nawet nieświadomie nie robimy komuś krzywdy. Granica między chęcią zachowania rodzimej kultury i bezpieczeństwa a chęcią krzywdzenia, a nawet mordu obcych „ras”, jest niebywale cienka. W końcu nie bez powodu cały naród poszedł za głosem brutalnego przywódcy, który w ubiegłym wieku zgotował na ziemi piekło.

Jak widać, książka absolutnie nie jest lekturą lekką. Tego się nie spodziewałam i w związku z tym czytało mi się ją mozolnie i z trudem. Już na samym początku czułam się rzucona w wir wydarzeń, które ciężko było sobie poukładać w głowie. Wiele postaci, wiele wątków, a tak naprawdę nie wiadomo, na czym się skupić. To zmieszanie stopniowo ustępowało, ale i tak książkę czytałam dość długo. Końcówka była w tym wszystkim najlepsza, trochę szokowała i dawała do myślenia. „Chłopiec, który widział” wymagał ciągłego skupienia i co rusz dawał nowy temat do refleksji. I zapewne czytając książkę jesienią lub zimą miałabym lepsze wrażenie i byłabym bardziej zdolna do powolnego wgryzania się w lekturę. Ponieważ to dziwne uczucie, gdy wiesz, że coś jest dobre i inteligentne, ale zarazem często nieciekawe, niewciągające i po prostu ciężkie w lekturze.

Mam wrażenie, że wszystko w tej książce jest niebanalne i podszyte dwuznacznością. Główny bohater, Salomon, to postać niezwykle tajemnicza i nieoczywista. Ciężko ustalić jego tożsamość czy nawet pochodzenie, w jego przeszłości jest wiele znaków zapytania. Niby nie działa przypadkowo, ale ciężko odgadnąć jego motywacje. Mam nadzieję, że w kontynuacji dowiem się o tej postaci o wiele więcej.

„Chłopiec, który widział” to powieść inteligentna, potrzebna i poruszająca temat Holokaustu. I mimo że historia zbrodni jest fikcją, to jednak autor przekazuje wiele współcześnie aktualnych tematów do refleksji, nadal są one poruszane chociażby u nas, w Polsce. Opowieść pełna jest zagadek, skomplikowanych tropów, nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania. I mimo że ja musiałam tę książkę czytać kawałek po kawałku, momentami musiałam się przymuszać i czasem nie miałam głowy do połapania się w wątkach, to ostatecznie stwierdzam, że gdybym nie przeczytała tej książki, to dużo bym straciła. Także może za rok, pewnego zimowego wieczoru wrócę do lektury. Wtedy na pewno nastawię się na ponowne przetrawienie tematu i może odkryję coś, co mogło umknąć mojej uwadze.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.



0 komentarze:

Prześlij komentarz