Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

niedziela, 9 września 2018

Błękit szafiru - Kerstin Gier




Czas płynie nieubłaganie szybko - dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem... Ogranicza ludzi, nie szczędzi ani chwili, ciągle mknie do przodu. A gdyby tak można było oszukać czas?

Uważaj, bo lada chwila ziemia osunie Ci się spod nóg, a Ty znajdziesz się zupełnie w innym miejscu. Innej epoce. To Ty możesz być trzynastym podróżnikiem w czasie.

Po zapoznaniu się z ekscytującą „Czerwienią rubinu”, przystąpiłam do lektury drugiej części Trylogii Czasu pod tytułem „Błękit szafiru”. Kerstin Gier swoim dziełem wzbudziła zachwyt czytelników, a seria stała się międzynarodowym bestsellerem. Co takiego wyjątkowego znajdziemy w Trylogii Czasu? Przede wszystkim ciekawą tematykę, mnóstwo sekretów i wyraziste, nieprzewidywalne postacie. Po raz drugi czytam już tę serię i niezmiennie odczuwam radość z czytania o losach Gwen.

Gwendolyn Sepherd to ostatnia z dwunastu podróżników w czasie. Reprezentuje rubin spowity tajemnicą magii kruka. Sama do końca nie wie, czym tak właściwie jest owa magia. Jak więc można spełnić misję, nie zdając sobie sprawy, jaka jest stawka? Wiadome jest jedno – Lucy i Paul skradli jeden z dwóch chronografów umożliwiających podróż w czasie i do odkrycia Tajemnicy Dwanaściorga brakuje im już tylko krwi Gwen oraz Gideona. Gwendolyn ma jednak wątpliwości, czy faktycznie jej krewni ukradli chronograf w tym celu. Komu więc ufać? Czy hrabii de Saint Germain, założycielowi Kręgu Strażników, czy też przeczuciom tlącym się w głowie dziewczyny? Świeżo upieczona podróżniczka w czasie stara się być kimś więcej niż tylko nic nierozumiejącą lalką manipulowaną przez Strażników. Okazuje się bowiem, że nawet najbardziej zaufana osoba może stać się wrogiem. A wróg przyjacielem.

Odległość czasowa między wydarzeniami zakańczającymi pierwszy tom trylogii, a rozpoczynającymi drugi, wynosi nie więcej jak kilka minut. Znajdujemy się w tym samym miejscu, w tej samej sytuacji. Z tą różnicą, że pojawia się nowy bohater, Xemerius (ale o tym pociesznym stworzeniu napomknę później). Trochę zbił mnie z tropu fakt, iż cała akcja dwóch części odbywa się na przestrzeni kilku dni. Nie potrafiłam się z tym pogodzić biorąc pod uwagę fakt, że Gwen tak szybko przyzwyczaiła się do przeskoków w czasie. Nie wspominając już o uczuciu między nią a Gideonem, ale to ot, czepianie się szczegółu.

Książka napisana jest współczesnym językiem, bez żadnych zawiłych zdań i bogatych opisów. Autorka w lekki sposób snuje swą opowieść nie oszczędzając przy tym humoru i ironii. Mamy również do czynienia z komizmem postaci. Za idealny przykład może posłużyć wspomniany wcześniej Xemerius. Jest to nowy bohater, duch demona w postaci kamiennego gargulca, którego widzi tylko Gwendolyn. Xemerius z początku wydał mi się być niepotrzebnym dodatkiem do fabuły, lecz z czasem przekonałam się do jego humorystycznych, ale zarazem jakże przydatnych, wypowiedzi oraz charakterystycznego stylu bycia. Jeśli jesteśmy już przy bohaterach, chciałabym również zważyć na główną bohaterkę oraz Gideona. Główną bohaterkę z każdym tomem lubię coraz bardziej. Coraz częściej jestem w stanie zrozumieć jej zachowanie, a także utożsamiam się z nią podczas lektury. Zdaję sobie sprawę, że w sytuacjach, w jakich znalazła się Gwendolyn, zrobiłabym dokładnie to samo co ona. Gideon, mimo zmienności humorów, stał się jednym z moich ulubionych chłopaków w literaturze. Nie jest on kolejnym „Panem Idealnym” i właśnie to wyróżnia go spośród innych postaci z książek młodzieżowych. Nadal jednak nie wiadomo, co tak naprawdę łączy go z Gwen. Czy to tylko zauroczenie, może miłość, a może podstęp? Wszystko wyjdzie na jaw w następnym tomie i dopiero wtedy Gideon będzie mógł pokazać, na co go stać.

O ile „Czerwień rubinu” odebrałam jako wielki wstęp do Trylogii Czasu, o tyle po „Błękicie szafiru” spodziewałam się porywającej akcji i uchylenia choć rąbka tajemnicy. Powieść za to okazała się być powolna, akcja przesunęła się mały kroczek do przodu, a zamiast wyjaśnień, otrzymałam jeszcze więcej sekretów. Z jednej strony książkę czytało się wolniej i z łatwością mogłam się od niej oderwać, ale z drugiej – więcej zabawy zasmakujemy odkrywając tajemnice przy lekturze trzeciego tomu. Tajemniczy klimat „Błękitu szafiru” podsycają prolog i epilog pozostawiając czytelnika w niecierpliwym oczekiwaniu na „Zieleń szmaragdu”. Nawet jeśli chodzi o mnie, ponieważ serię czytałam kilka lat temu i duża część fabuły zdążyła mi wylecieć z głowy.

Tych, którzy jeszcze nie zapoznali się z Trylogią Czasu, odsyłam do lektury recenzji „Czerwieni rubinu” oraz do księgarni. Uwierzcie mi i innym czytelnikom, że naprawdę warto. Tym natomiast, którzy dali się już wciągnąć w świat podróży w czasie, polecam „Błękit szafiru”. To ciekawa i tajemnicza powieść, która dostarczyła mi kilka godzin dobrej zabawy i oderwania od rzeczywistości.


1 komentarze:

Recenzja mnie zaintrygowała, planuję więc przeczytać :)
 

Prześlij komentarz