Są książki, które wpisują się do
kanonu, są wielce cenione i niosą za sobą wiele mądrości. Są też lektury, które
czytamy typowo dla rozrywki, zapełniają one wolny czas i wciągają bez pamięci.
I są takie, które teoretycznie powinny relaksować, a jedynie irytują swoją
naiwnością i nieumiejętnie poprowadzoną fabułą. „Nigdy się nie dowiesz”
S.R.Mastersa niestety zalicza się do tej ostatniej grupy.
Nastoletni Will postanawia sobie,
że zostanie seryjnym mordercą, ale przyjaciele nie biorą tego na poważnie. Wiecie
jak to u dzieciaków – z nudów czasem im odbija, mają bujną wyobraźnię. W tym
wszystkim jedynie Adeline zauważa coś niepokojącego. Mijają lata i Adeline
wraca do Blythe, aby spotkać się ze znajomymi z dzieciństwa. Jedynie Will nie przybywa na miejsce. Wkrótce
roznoszą się informacje o zabójstwie dwóch osób, a paczka znajomych doszukuje
się w tym dzieła niepokojącego kiedyś Willa. Próbują dowiedzieć się prawdy o chłopaku,
jednocześnie zostają wciągnięci w grę o ich życie.
Zawiodłam się na tej książce.
Fabuła może brzmi interesująco, ale niestety – zamiast akcji otrzymujemy
przegadaną opowieść, która ani przez chwilę nie trzyma w napięciu. O zaskakującym
zakończeniu, zwrotach akcji i fałszywych tropach możemy zapomnieć. Co w takim
razie znajdziemy we wnętrzu książki? Przede wszystkim rozmowy grupy nastolatków,
którzy mentalnie nie prześcignęli jeszcze dzieci. Bawią się w pochody, w głupie
gierki, które dobitnie świadczą o ich naiwności. W dodatku rozmowy między nimi
są puste, momentami uwłaczające samej młodzieży. Ileż można rozmawiać o filmach
i muzyce? Naprawdę, wy, będąc nastolatkami, po szkole zasiadaliście przed
telewizorem i oglądaliście różnorodne
filmy? Pomijając już to, byłam po prostu
znudzona gadaniną,z której i tak nic nie wynikało.
„Nigdy się nie dowiesz” to
powieść, która nie oferuje czytelnikowi niczego ciekawego. W żadnej kwestii nie
jest interesująca czy oryginalna, nie pozwala nawet dobrze się bawić. Dlatego
nie mam nic więcej do dodania. Po prostu nie polecam.
1 komentarze:
Prześlij komentarz