Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

wtorek, 25 września 2018

Pęknięta korona - Grzegorz Wielgus



W liceum historia była moim prawdziwym koszmarem. Aż wstyd się przyznać, ale do dziś pamiętam zaledwie kilka dat, nie potrafię też sprawnie łączyć faktów, które są podstawą dla każdego szanujacego się Polaka. No cóż… Do historii zaczęłam się przekonywać przez serial „Biała królowa”, a także przez powieści w tej tematyce. Przyznam nawet, że w takiej formie wydarzenia i obyczajowość dawnych lat są bardziej przystępne, a w dodatku potrafią bawić. Dlatego bez obaw sięgnęłam po „Pekniętą koronę” Grzegorza Wielgusa. I chociaż faktycznie aspekt historyczny był ciekawym punktem wyjścia, to jednak cała opowieść nie zachwyciła mnie tak bardzo, jak się spodziewałam.

Cofamy się do roku 1273, do Krakowa. W tym czasie ma miejsce seria brutalnych morderstw. Nad brzegiem Wisły zostaje odnalezione zmasakrowane ciało mężczyzny. Śledztwa podejmują się Gotfryd – doświadczony inkwizytor oraz dwoje rycerzy z Małopolski – Jaksa oraz Lambert. Wszystkie ślady prowadzą do miejsca owianego złą sławą, do zamku Lemiesz. Wrótce po tym roznosi się wieść o kolejnym morderstwie. Tym razem chodiz o zwęglone zwłoki rycerza, który zginął prawdopodobnie podczas jednego z pogańskich obrzędów. Rozpoczyna się prawdziwe śledztwo i prawdziwa przygoda. Kto stoi za morderstwami? Czy są w jakiś sposób ze sobą powiązane?

Okazuje się, że powieść historyczna powieści historycznej nie równa. Te, które do tej pory mnie oczarowały, były przede wszystkim napisane tak, że opowieść wsysała i powodowała falę różnorodnych emocji. Wtedy też klimat dawnych czasów był czarujący, zwłaszcza gdy intrygi, zdrady, tajemnice odbywały się w scenerii przypominającej średniowiecze. Suknie, rycerze, zamki, biedne wioski, dziwne zwyczaje. Mimo że „Pęknięta korona” pozornie pasuje do tego klimatu i odtwarza go z wielką dokładnością, to jednak od powieści bije swoistego rodzaju surowość. Nie wiem, czy to dlatego, że autor jest mężczyzną, ale coś w tym jest, iż kobiety piszą trochę inne powieści historyczne – bardziej subtelne, emocjonalne, po prostu urokliwe. Tutaj zaskoczył mnie brutalny, zimny klimat, a także sama stylistyka językowa. Z jednej strony umiejętna, pełna anarchizmów, dobrze odtworzona, a jednak blokująca swobodny odbiór treści. Wskutek tego można dobrze odczuć klimat średniowiecznej Polski, ale kosztem wciągnięcia się w historię. Niestety, ja tej opowieści nie przeżyłam, nie czekałam z niecierpliwością na to, co wydarzy się dalej.

Moje niezadowolenie na pewno wynika też z faktu, że nie lubię się z opowiadaniami i krótkimi powieściami. Wtedy prawie zawsze mam problem, aby przejąć się czytaną historią. Przed chwilą wsponiałam o minusach, ale myślę, ze gdyby ta opowieść była bardziej rozbudowana, większa objętościowo, poruszająca więcej wątków – wtedy mogłabym lepiej w nią wsiąknąć. Cierpią na tym zwłaszcza bohaterowie, którzy aż proszą się o lepsze rozbudowanie.

„Pęknięta korona” to książka dopracowana pod względem stylistycznym, ale jednak pozostawia czytelnika obojętnego na treść. Brak tutaj jakiejś głębi, intrygującego celu, historia wiele traci też na swojej małej objętości. Autor ma świetny pomysł, spore zasoby językowe, dobrą wyobraźnię, ale nie czyni swojej historii ciekawą, wciągającą. Jeżeli to pierwszy tom serii, to istnieje realna szansa, że następne części bardziej mnie do siebie przekonają i wtedy już całkiem wciągnę się w losy bohaterów. Póki co pozostaję z mieszanymi uczuciami.

1 komentarze:

Będę mieć książkę na uwadze, świetna recenzja. Co do historii - jestem byłym nauczycielem historii i wiem (obserwując co niektórych po fachu), można swoją osobowością zrazić do niej uczniów. Pozdrawiam wieczornie :)
 

Prześlij komentarz