W liceum historia była moim
prawdziwym koszmarem. Aż wstyd się przyznać, ale do dziś pamiętam zaledwie
kilka dat, nie potrafię też sprawnie łączyć faktów, które są podstawą dla
każdego szanujacego się Polaka. No cóż… Do historii zaczęłam się przekonywać
przez serial „Biała królowa”, a także przez powieści w tej tematyce. Przyznam
nawet, że w takiej formie wydarzenia i obyczajowość dawnych lat są bardziej
przystępne, a w dodatku potrafią bawić. Dlatego bez obaw sięgnęłam po „Pekniętą
koronę” Grzegorza Wielgusa. I chociaż faktycznie aspekt historyczny był
ciekawym punktem wyjścia, to jednak cała opowieść nie zachwyciła mnie tak
bardzo, jak się spodziewałam.
Cofamy się do roku 1273, do
Krakowa. W tym czasie ma miejsce seria brutalnych morderstw. Nad brzegiem Wisły
zostaje odnalezione zmasakrowane ciało mężczyzny. Śledztwa podejmują się
Gotfryd – doświadczony inkwizytor oraz dwoje rycerzy z Małopolski – Jaksa oraz
Lambert. Wszystkie ślady prowadzą do miejsca owianego złą sławą, do zamku
Lemiesz. Wrótce po tym roznosi się wieść o kolejnym morderstwie. Tym razem
chodiz o zwęglone zwłoki rycerza, który zginął prawdopodobnie podczas jednego z
pogańskich obrzędów. Rozpoczyna się prawdziwe śledztwo i prawdziwa przygoda.
Kto stoi za morderstwami? Czy są w jakiś sposób ze sobą powiązane?
Okazuje się, że powieść
historyczna powieści historycznej nie równa. Te, które do tej pory mnie
oczarowały, były przede wszystkim napisane tak, że opowieść wsysała i
powodowała falę różnorodnych emocji. Wtedy też klimat dawnych czasów był
czarujący, zwłaszcza gdy intrygi, zdrady, tajemnice odbywały się w scenerii
przypominającej średniowiecze. Suknie, rycerze, zamki, biedne wioski, dziwne
zwyczaje. Mimo że „Pęknięta korona” pozornie pasuje do tego klimatu i odtwarza
go z wielką dokładnością, to jednak od powieści bije swoistego rodzaju surowość.
Nie wiem, czy to dlatego, że autor jest mężczyzną, ale coś w tym jest, iż
kobiety piszą trochę inne powieści historyczne – bardziej subtelne,
emocjonalne, po prostu urokliwe. Tutaj zaskoczył mnie brutalny, zimny klimat, a
także sama stylistyka językowa. Z jednej strony umiejętna, pełna anarchizmów,
dobrze odtworzona, a jednak blokująca swobodny odbiór treści. Wskutek tego
można dobrze odczuć klimat średniowiecznej Polski, ale kosztem wciągnięcia się
w historię. Niestety, ja tej opowieści nie przeżyłam, nie czekałam z
niecierpliwością na to, co wydarzy się dalej.
Moje niezadowolenie na pewno
wynika też z faktu, że nie lubię się z opowiadaniami i krótkimi powieściami.
Wtedy prawie zawsze mam problem, aby przejąć się czytaną historią. Przed chwilą
wsponiałam o minusach, ale myślę, ze gdyby ta opowieść była bardziej
rozbudowana, większa objętościowo, poruszająca więcej wątków – wtedy mogłabym
lepiej w nią wsiąknąć. Cierpią na tym zwłaszcza bohaterowie, którzy aż proszą
się o lepsze rozbudowanie.
„Pęknięta korona” to książka dopracowana pod
względem stylistycznym, ale jednak pozostawia czytelnika obojętnego na treść. Brak
tutaj jakiejś głębi, intrygującego celu, historia wiele traci też na swojej
małej objętości. Autor ma świetny pomysł, spore zasoby językowe, dobrą
wyobraźnię, ale nie czyni swojej historii ciekawą, wciągającą. Jeżeli to
pierwszy tom serii, to istnieje realna szansa, że następne części bardziej mnie
do siebie przekonają i wtedy już całkiem wciągnę się w losy bohaterów. Póki co
pozostaję z mieszanymi uczuciami.
1 komentarze:
Prześlij komentarz