Ostatnio mam wrażenie, że
wśród romansów i erotyków prym wiedzie
motyw mafijny. Niebezpieczni mężczyźni, mroczne porachunki, przemoc, ostry
język i dużo seksu... Do tej pory trafiłam jedynie na jedną serię, która mnie
zachwyciła takimi elementami, nie wywołując jednocześnie uczucia zgorszenia czy
irytacji - mianowicie "Srebrny łabędź". Czy "Elita",
pierwszy tom serii "Eagle Elite" również spełniła moje oczekiwania?
Eagle Elite to prawdziwy prestiż
dla Tracey Rooks, która fartem dostępuje zaszczytu uczęszczania do tej sławnej szkoły.
Zwykłej dziewczynie z farmy ciężko jest się odnaleźć w nowym miejscu, tym
bardziej, że w dziwny sposób wszyscy zwracają na nią szczególną uwagę. No tak,
bogate dzieciaki wpływowych rodziców niełatwo zaakceptują nową uczennicę, która
ewidentnie nie pasuje do reszty. Zauważają to też Elektorzy, najpotężniejsza
grupa w szkole wywołująca zachwyt, szacunek i strach. Nie możesz się do nich
odzywać, nie możesz się gapić, nawet nie próbuj zwracać na nich swojej uwagi. W
momencie, w którym Nixon, przywódca grupy, zbliża się do Tracey, w szkole
wybucha skandal. Związek tych dwojga jest zbyt ryzykowny i grozi wyjawieniem
tajemnic, o których nikomu się nie śniło...
Opis książki zabrzmiał, jak dla
mnie, trochę komicznie. I tak faktycznie około połowa książki wydała się
nierealistyczna i naciągana. Mamy bowiem prywatną szkołę, w której uczą się
bogate, rozpieszczone dzieciaki, oraz grupę niesamowicie przystojnych mężczyzn,
którzy, nie wiedzieć czemu, roszczą sobie prawo do wszystkiego. To tak jakby
królowie placówki, postrach korytarzy, już niemalże ich cień wprawia resztę w
przerażenie. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w prawdziwym życiu. Być może w
podstawówce miałabym prawo czuć się przez kogoś zastraszona, ale trzeba
zaznaczyć, że bohaterowie to praktycznie dorośli ludzie, którzy jednak zachowują
się jak dzieci. I to mogę zarzucić wszystkim postaciom, a zwłaszcza Tracey -
dziecinność, naiwność i brak logiki. Bohaterowie nie prowadzą ze sobą logicznie
uargumentowanych rozmów, wydają się nie rozumieć ciągu przyczynowo-skutkowego,
raz robią jedną rzecz, by chwilę potem zrobić coś zupełnie przeciwstawnego.
Rozmyślają o głupotach, nic nieznaczących, jeden problem rozkładają na wiele.
Komizm wyziera z nich samych, a także z fabuły.
Wątek mafii jest niełatwy do
przedstawienia. Wymaga wyjątkowej umiejętności, researchu, bo łatwo otrzeć się
tu o śmieszność. Niestety, mam wrażenie, że Rachel Van Dyken nie poradziła
sobie z tym dobrze. Samo umiejscowienie w szkole niebezpiecznej grupy stojącej
w konflikcie z prawem było pomysłem ryzykownym, a uczynienie z niej postrachu korytarzy
odjęło autentyczności. Nie można niemalże oddychać w obecności Elektów, bez ich
pozwolenia. Mam wrażenie, że na miejscu Tracey kazałabym im się solidnie palnąć
w łby, są przecież dorosłymi ludźmi, a nie łobuzami męczącymi kilkuletnie
dzieci na trzepaku.
Wspomniałam, że fabuła była tak
irytująca do pewnego momentu, mianowicie do około połowy lektury. Ciekawe
okazały się być za to motywy Nixona, tajemnice chłopaków, wątki kryminału.
Wtedy wciągnęłam się w czytanie najbardziej i ciężko było mi się oderwać od tej
historii, do tego stopnia, ze z rozpędu sięgnęłabym po drugi tom, gdyby tylko
byłby już wydany. Dlatego mam mieszane uczucia, jeżeli chodzi o
"Elitę". Z jednej strony autorka nie dopracowała wielu wątków,
zahaczyła o śmieszność, stworzyła głupiutkie postacie, a jednak miała dobry
pomysł i potrafiła tą mafią zainteresować.
Myślę, że ta nowość nie
jest dla wszystkich i nie wszystkim się spodoba. Większe szanse na udaną
lekturę mają osoby lubiące New Adult z ostrzejszymi wątkami, mafię i
niebezpiecznych mężczyzn. Trzeba przymknąć oko na wiele grzeszków Autorki, na sam wątek prywatnej
szkoły i na brak błyskotliwości ze strony głównej bohaterki, ale nadal można
czerpać z tej lektury przyjemność. Nie zachęcam, nie odradzam, ale z ciekawości
drugi tom przeczytam.
0 komentarze:
Prześlij komentarz