Już od dłuższego czasu nie należę
do grona „młodzieży”, a jednak nadal lubię sięgać po książki dla nastolatków.
Mają one swoisty charakter, są zwykle humorystyczne, momentami naiwne, ale
zawsze niosą ze sobą pewne refleksje lub skłaniają do zastanawiania się nad
podstawowymi w życiu wartościami. Obecnie królują tutaj kwestie LGBTQ, rasizmu,
feminizmu, dyskryminacji szeroko pojętej i nie inaczej jest z powieścią „Frankly In love” Davida Yoona.
Frank Li ma dwa imiona: amerykańskie Frank oraz koreańskie
Sung-Min. Urodził się i dorastał w Kalifornii, w języku przodków zna zaledwie
kilka słów. Mimo to jego rodzice oczekują, że zwiąże się z miłą Koreanką. Ale
Frank spotyka się z Brit Means, dziewczyną swoich marzeń! Brit jest urocza,
zabawna i inteligentna, ale… nie jest Koreanką. Rodzice Franka wiele
poświęcili, żeby mógł dorastać w kraju nieograniczonych możliwości, jednak ich
tradycyjna postawa nie pozwala mu być zwyczajnym amerykańskim nastolatkiem.
Zdesperowany chłopak zrobi wszystko, by rodzice nie dowiedzieli się o randkach
z Brit. Zwraca się o pomoc do córki przyjaciół rodziny, Joy Song…
Być może kojarzycie nazwisko autora, jest to bowiem mąż
Nicoli Yoon znanej z „Ponad wszystko”. Obie książki wydają się być dość
podobne, skierowane są też do tych samych odbiorców, a przy tym pozostają pomysłowe
i intrygujące. Sęk w tym, że duża część młodzieżówek to odgrzewane kotlety,
państwo Yoon zaś potrafią unikalne wartości i myśli przedstawić w zupełnie nowy
sposób. W „Frankly In love” mamy zderzenie dwóch zupełnie różnych kultur,
problem przynależności do nich i odkrycia swojej tożsamości wobec rodzinnych
tradycji i pochodzenia. Pojawia się też motyw oczekiwań rodziców wobec wybranki
serca młodego chłopaka, który chce iść własną drogą, lecz nie widzi wśród
swoich bliskich cienia zrozumienia.
Tematy, które porusza powieść, być może są już dla mnie
przeszłością, ale jestem pewna, że wielu spośród czytelników będzie mogło utożsamić
się z głównym bohaterem. Ułatwia też to pierwszoosobowa narracja będąca
odzwierciedleniem tego, co Frank czuje w danych chwilach swojego życia. To
wyjątkowo prosty, momentami infantylny język i, przyznać muszę, momentami może
denerwować dorosłego czytelnika. Pojawi się nawet kilka przekleństw, wiele
głupiutkich procesów myślowych i pokaźny zestaw mało istotnych, niby
humorystycznych wzmianek. Z jednej strony, dla bardziej dojrzałego czytelnika
lektura będzie momentami bardzo irytująca, z drugiej – dorastający młodzi mogą
poczuć się jak w towarzystwie najlepszego przyjaciela.
Istotnym minusem tej historii może być zaś wątek, wydawać by
się mogło – najważniejszy, czyli romantyczny. Zdarzało mi się wielokrotnie
czytać książki YA, w których relacja bohaterów budowała się w sposób naturalny,
można był wyczuć wspólną nić porozumienia między nimi. Tutaj zaś Frank wydaje
się być totalnie nieprzygotowany na budowanie związku, nawet takiego pierwszego.
W jednej chwili chce zrobić wszystkiemu na przekór i być z Brit, zaraz zaś zmienia
zdanie, bez żadnego uzasadnienia. Trochę bez refleksji, jakby kierował się w
życiu impulsami, skokami stężeń hormonów w organizmie, jakimś instynktem, który
dla dorosłego jest niepojęty. I chociaż
doceniam cały zamysł oraz poruszaną tematykę, to uważam, że można było wszystko
lepiej opisać i stworzyć bardziej złożone postaci. Dlatego „Frankly In love”
nie jest lekturą nowością konieczną na półce, ale być może przypadnie nastolatkom do gustu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz