Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

poniedziałek, 4 listopada 2019

Frankly in love - David Yoon


Już od dłuższego czasu nie należę do grona „młodzieży”, a jednak nadal lubię sięgać po książki dla nastolatków. Mają one swoisty charakter, są zwykle humorystyczne, momentami naiwne, ale zawsze niosą ze sobą pewne refleksje lub skłaniają do zastanawiania się nad podstawowymi w życiu wartościami. Obecnie królują tutaj kwestie LGBTQ, rasizmu, feminizmu, dyskryminacji szeroko pojętej i nie inaczej jest z powieścią „Frankly In love” Davida Yoona.  

Frank Li ma dwa imiona: amerykańskie Frank oraz koreańskie Sung-Min. Urodził się i dorastał w Kalifornii, w języku przodków zna zaledwie kilka słów. Mimo to jego rodzice oczekują, że zwiąże się z miłą Koreanką. Ale Frank spotyka się z Brit Means, dziewczyną swoich marzeń! Brit jest urocza, zabawna i inteligentna, ale… nie jest Koreanką. Rodzice Franka wiele poświęcili, żeby mógł dorastać w kraju nieograniczonych możliwości, jednak ich tradycyjna postawa nie pozwala mu być zwyczajnym amerykańskim nastolatkiem. Zdesperowany chłopak zrobi wszystko, by rodzice nie dowiedzieli się o randkach z Brit. Zwraca się o pomoc do córki przyjaciół rodziny, Joy Song…

Być może kojarzycie nazwisko autora, jest to bowiem mąż Nicoli Yoon znanej z „Ponad wszystko”. Obie książki wydają się być dość podobne, skierowane są też do tych samych odbiorców, a przy tym pozostają pomysłowe i intrygujące. Sęk w tym, że duża część młodzieżówek to odgrzewane kotlety, państwo Yoon zaś potrafią unikalne wartości i myśli przedstawić w zupełnie nowy sposób. W „Frankly In love” mamy zderzenie dwóch zupełnie różnych kultur, problem przynależności do nich i odkrycia swojej tożsamości wobec rodzinnych tradycji i pochodzenia. Pojawia się też motyw oczekiwań rodziców wobec wybranki serca młodego chłopaka, który chce iść własną drogą, lecz nie widzi wśród swoich bliskich cienia zrozumienia.

Tematy, które porusza powieść, być może są już dla mnie przeszłością, ale jestem pewna, że wielu spośród czytelników będzie mogło utożsamić się z głównym bohaterem. Ułatwia też to pierwszoosobowa narracja będąca odzwierciedleniem tego, co Frank czuje w danych chwilach swojego życia. To wyjątkowo prosty, momentami infantylny język i, przyznać muszę, momentami może denerwować dorosłego czytelnika. Pojawi się nawet kilka przekleństw, wiele głupiutkich procesów myślowych i pokaźny zestaw mało istotnych, niby humorystycznych wzmianek. Z jednej strony, dla bardziej dojrzałego czytelnika lektura będzie momentami bardzo irytująca, z drugiej – dorastający młodzi mogą poczuć się jak w towarzystwie najlepszego przyjaciela.

Istotnym minusem tej historii może być zaś wątek, wydawać by się mogło – najważniejszy, czyli romantyczny. Zdarzało mi się wielokrotnie czytać książki YA, w których relacja bohaterów budowała się w sposób naturalny, można był wyczuć wspólną nić porozumienia między nimi. Tutaj zaś Frank wydaje się być totalnie nieprzygotowany na budowanie związku, nawet takiego pierwszego. W jednej chwili chce zrobić wszystkiemu na przekór i być z Brit, zaraz zaś zmienia zdanie, bez żadnego uzasadnienia. Trochę bez refleksji, jakby kierował się w życiu impulsami, skokami stężeń hormonów w organizmie, jakimś instynktem, który dla dorosłego jest niepojęty. I  chociaż doceniam cały zamysł oraz poruszaną tematykę, to uważam, że można było wszystko lepiej opisać i stworzyć bardziej złożone postaci. Dlatego „Frankly In love” nie jest lekturą nowością konieczną na półce, ale być może przypadnie nastolatkom do gustu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz