Jesienna aura tak na mnie działa,
że mam ochotę na mroczne powieści i tym właśnie sposobem przeczytałam niemal
jedną po drugiej „Bestię”, „Gałęziste” i „Więźniów szarości”. Wszystkie te
tytuły łączy jedno – las. Mroczny, pochłaniający światło, skrywający wśród
gałęzi czyste zło, postrach mieszkańców małego miasteczka położonego nieopodal.
I chociaż te trzy powieści miały wspólny temat, to zupełnie inaczej go
potraktowały, zwłaszcza Christine Lynn Herman, autorka „Więźniów szarości”
dedykowanych młodzieży rozkochanej w „Stranger Things”.
Po śmierci ukochanej siostry Violet Saunders wraca z matką do
jej rodzinnego miasteczka, by odkryć, że rządzi się ono przedziwnymi prawami.
Rodziny jego założycieli dysponują szczególnymi mocami pozwalającymi na
powstrzymywanie potwora uwięzionego w Szarości. Nazwa miasteczka, Cztery
Ścieżki, odwołuje się do czterech sposobów, w jakie walczą z Bestią rody
założycielskie. Gałęzie podporządkowują sobie drzewa, Kamienie tworzą rzeźby
zdolne odegnać zło; Sztylety potrafią niszczyć, a Kości… mają zupełnie wyjątkową
moc.
Niełatwo jest wciągnąć się w fabułę „Więźniów szarości”, a to
ze względu na dezorientujący prolog oraz charakterystyczny, lepki jak mgła
klimat. Wraz z Violet wkraczamy do miasteczka zapomnianego przez resztę świata,
miasteczka, które wciąga, nie wypuszcza, a co niektórym wymazuje pamięć. Każdy
z Założycieli prędzej przy później odczuwa piętno tego miejsca. Szaleństwo, żądza
władzy, potworne moce to tylko skrawek historii Czterech Ścieżek. Violet, jako
Kość, z najbardziej przerażającą mocą, stawiana jest jako nadzieja dla miasta,
a jednocześnie zagrożenie dla pozostałych rodów Założycieli. Trzeba dowiedzieć
się, jakie jest dziedzictwo dziewczyny, czy zdoła pokonać Bestię… i czy w ogóle
to Bestia jest głównym zagrożeniem.
Fabuła brzmi dość skomplikowanie, ale w rzeczywistości jest
bardzo prosta, pod koniec nawet schematyczna. Nie jest to też cieniutka książka
i mimo ciągłej akcji mam wrażenie, że czegoś tutaj zabrakło. Świat stworzony
przez autorkę ma pewien zarys, ale nie ma surowych reguł, nie jest stworzony
pewnie i z przekonaniem, momentami daje poczucie nieścisłości i luk. Wystarczyłoby
dopracować świat przedstawiony, dodać więcej horroru i wyrzucić kilka zbyt prostych elementów, tak
jak tych występujących pod koniec.
Plusem tej opowieści są bohaterowie, jest ich naprawdę dużo, każdy
ma za sobą pewną historię. Podobało mi się również przedstawienie relacji
między nimi, nawet, jeśli to nie dotyczyło bezpośrednio Violet (Harper i Justin – kocham ich relację i
emocje jej towarzyszące). Obyło się nawet bez wątku romantycznego, za co chwała
autorce! Mam jednak jeden zarzut co do postaci – sama Violet wydała mi się
bardzo nijaka, jakby działała pod wpływem emocji, impulsów, jakby dozgonnie
ufała każdemu człowiekowi. Całe
szczęście jednak, że mam trzecioosobowego narratora, który od czasu do czasu „przeskakuje”
do innych bohaterów.
„Więźniowie szarości” to nowość, która, mam wrażenie, nie
wywołała szumu w internecie. Mimo że jestem na wpół zadowolona z lektury,
uważam, że ta pozycja zasługuje na więcej uwagi, zwłaszcza od młodzieży
lubiącej odrobinę mroku. Nie zawiodą się też fani „Riverdale” czy „Stranger Things”,
bo wydaje mi się, że Cztery Ścieżki mają z tymi serialami wiele wspólnego. Dla
tych, którzy lubią serie jest dobra wiadomość – autorka pracuje nad
kontynuacją. Sama raczej na nią się nie skuszę, ale warto dać „Więźniom
szarości” szansę, zwłaszcza w te ciemne deszczowe jesienne wieczory.
1 komentarze:
Prześlij komentarz