Duologia wydana nakładem Wydawnictwa MAG
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Moja ocena: tom pierwszy 8/10, tom drugi 10/10
Szóstka wron.
Szóstka niebezpiecznych wyrzutków.
Jeden sposób by się wzbogacić.
Niewykonalny skok, niebezpieczeństwo, walka i intrygi.
Wciągająca historia, którą musicie poznać.
Leigh Bardugo to autorka, która
za sprawą serii „Grisza” stała się niezwykle popularna, ale to jej duologia „Szóstka
wron” i „Królestwo kanciarzy”, osadzona w tym samym uniwersum, wywołała w
Polsce i za granicą prawdziwe zamieszanie. I to nie za sprawą przepięknych,
solidnych wydań z barwionymi brzegami stron, a przede wszystkim dzięki
wspaniałej treści, która wybija się spośród stosów schematycznych, przeciętnych
pozycji z gatunku fantastyki. Duologia ta spokojnie może stanąć na półce tuż
obok „Czasu żniw” Samanthy Shannon lub „Igrzysk śmierci” Collins, ponieważ dzieło
Leigh Bardugo jest napisane na równie wysokim poziomie.
Tak naprawdę powinnam o tej duologii
opowiedzieć w kilku zdaniach, aby nie zdradzać Wam zbyt wielu treści. Pozwólcie
więc, że bardzo ogólnikowo wspomnę o fabule, natomiast dalej opowiem (może
chaotycznie, przez natłok emocji) jak bardzo chcę, abyście przeczytali tą serię
i podzielili się o niej swoim zdaniem.
„Szóstka wron” to osadzona w
brutalnym świecie opowieść o sześciu wyrzutkach, szumowinach, osobistościach
najbardziej brutalnych i plugawych, o gangu najbardziej odrażającym w całym Katterdamie.
Miasteczko pełne jest nieuczciwego handlu i hazardu, a na domiar złego szerząca
się afera narkotykowa skłania władze, w tym majętnego kupca Van Eck’ema, do
złożenia przestępczemu geniuszowi, Kaz’owi Bekker’owi, nietypowej oferty.
Stawka jest ogromna, misja praktycznie samobójcza, ale w końcu od czego ma się
gang szumowin, które razem zdziałają wiele, o ile oczywiście wcześniej nie
pozabijają się nawzajem.
Przyznam szczerze, że przez
pierwsze 80 stron kompletnie nie potrafiłam się odnaleźć w nowym świecie. Nie
czytałam trylogii „Grisza”, dlatego początkowo miałam duży problem z nowymi
dziwnymi nazwami, zrozumieniem struktury miasteczka oraz aspektami magicznymi.
Często musiałam zastanawiać się kto jest kim, a jako że każdy rozdział
nawiązuje do innej postaci, miałam w głowie jeszcze większy zamęt. Podobne
odczucia miałam przy pierwszym tomie „Czasu żniw”, w którym to autorka
zbudowała własny świat od podstaw, ale w przypadku „Szóstki wron” bardziej mnie
to irytowało. Na szczęście po tych kilkudziesięciu stronach zaczęłam łączyć
fakty i wciągać się w całą historię. Przy lekturze „Królestwa kanciarzy” nie
miałam już najmniejszych problemów i mknęłam strona po stronie w bardzo szybkim
tempie.
„Szósta wron” to książka
dopracowana, skomplikowana i bogata pod względem charakterów. Jeżeli macie dość
błahych problemów młodocianych postaci, rozbudowanych wątków romantycznych i
nic niewznoszących przemyśleń, to pokochacie każdego z bohaterów. Autorka
wykazała się umiejętnością różnorodnego kreowania charakterów, a w tym
wszystkim postawiła na siłę, pewność siebie, brutalność, a także na czarny
humor. Nieczęsto zdarza się, że głównymi bohaterami są „ci źli”, dlatego
śledzenie ich przygód było bardzo ciekawym przeżyciem. Gdybym miała wybrać
jedną postać, która szczególnie zdobyła moje zainteresowanie, byłby to Kaz,
geniusz przestępczości. Inteligentny, pewny siebie, brutalny, a także mistrz
wrednego dowcipu. Jest chyba najbardziej negatywnie zarysowaną postacią,
dlatego jest najbardziej intrygujący i tylko wyczekiwałam fragmentów, w których
będzie obecny.
Pierwszy tom duologii pełen był
akcji, pościgów, intryg i walk, ale jednak przez początkowe trudności nie
korzystałam z lektury aż tak bardzo, jak się spodziewałam. Owszem, często kartki
jakoś same szybko się przewracały, a mi ciężko było się oderwać od lektury, ale
nadal to nie był ten poziom odczuć emocjonalnych, jaki być powinien. Mimo
wszystko zamykając „Szóstkę wron” byłam zadowolona z tego naprawdę dobrego
kawałka pracy Leigh Bardugo. Od razu zabrałam się za „Królestwo kanciarzy” i
tutaj już przepadłam.
W tomie drugim jeszcze lepiej
poznajemy bohaterów, ich skomplikowane charaktery i przywiązujemy się do nich,
kibicując tym szumowinom we wszystkim, co robią. Budujące się między nimi relacje
rozwijają się powoli, bardzo naturalnie, zwłaszcza te nienachlane, romantyczne,
które są dodatkowym smaczkiem w całej
historii. Mamy tutaj też lepsze rozbudowanie historii, a autorka zgrabnie
przeskakuje z wątku na wątek, stosując zawsze zaskakujące rozwiązania. Może nie
wszystkie wydawały mi się najlepsze, ale kierunek, w jakim to wszystko
zmierzało, dawał mi dużą satysfakcję. Ogromnym plusem jest nieprzewidywalność
lektury i jeszcze bardziej podkręcone tempo akcji niżeli jak w tomie pierwszym
(chociaż może to być skutek tego, że na dobre wciągnęłam się w ten świat). Samo
zakończenie duologii jest bardzo dobre, ale pozostawia niedosyt. Jest przecież
jeszcze tyle wątków, które mogła rozwinąć autorka i, błagam, niech napisze
dalsze części albo chociaż jakieś nowelki!
Z jednej strony jestem zachwycona
tym, że nie mam do czynienia z niekończącym się „tasiemcem książkowym”, a
jedynie z dwoma tomami, które są konkretnym, solidnym i zadowalającym kawałkiem
literatury. Jest jednak druga strona medalu – żałuję, że to już koniec. Oba
tomy są bardzo dobre, ale „Królestwo kanciarzy” to już przegięcie, prawdziwa
petarda! Jeżeli jesteście po lekturze „Szóstki
wron” i prawdopodobnie myślicie, że lepiej być nie może, to uwierzcie mi – to
zaledwie połowa tego, na co stać Leigh Bardugo. A jeżeli nie sięgnęliście po
tom pierwszy, to nadróbcie zaległości. Mam nadzieję, że tak jak mnie, ta duologia
porwie Was w świat pełen akcji, wyrazistych bohaterów i intryg, który z
pewnością pokochają fani „Czasu żniw”.
Za możliwość przeczytania rewelacyjnego "Królestwa kanciarzy" serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG!
Koniecznie dajcie mi znać w
komentarzach lub emailem, czy czytaliście „Szóstkę wron” i „Królestwo kanciarzy”
i co o nich myślicie! Zastanawiam się także nad przeczytaniem trylogii „Grisza”,
polecacie? J
1 komentarze:
Prześlij komentarz