Casey Pedergast jest starszą
dyrektor kreatywną w agencji reklamowej Pople’s Republic. Uwielbia swoją pracę,
świat sław i marketingu to jej codzienność, w której czuje się jak ryba w
wodzie. Powstanie nowej odnogi firmy jest dla niej nową szansą na rozwój
kariery. Dział Nanu ma wypełnić lukę w reklamowym świecie i zapewnić wybicie
mniejszym korporacjom, z udziałem pisarzy. To właśnie oni stają się celem
Casey, choć istnieje przekonanie, że wolą w kapciach tworzyć teksty przez cały
dzień, a świat marketingu uważają za fałszerstwo. Istnieje jednak pewna luka na rynku, którą
mogą właśnie zapełnić pisarze, kuszeni dodatkowymi zyskami i wyróżnieniem w
niszowej strefie handlowej. Casey tak bardzo angażuje się w swoją pracę, że w
pewnym momencie poświęca swoją przyjaźń i miłość dla celów kariery. Czy
otrząśnie się ze złudnego poczucia docenienia i uświadomi sobie, że czasem sława
może być powodem prawdziwej samotności?
Czytając opis z okładki „Jak
upolować pisarza” Sally Franson możecie
odnieść wrażenie, że jest to typowa kobieca powieść z naciskiem na wątek
romantyczny. Ponieważ jest to wielce nietrafne wrażenie, pozwoliłam sobie nie
wspominać w moim opisie fabuły o sprawach miłosnych. Nie o to chodzi w tej
powieści. Wątek romantyczny jest bardo marginalny, pojawia się tak naprawdę na
chwilę i nie ma większego znaczenia. Powieść Franson traktuje przede wszystkim
o tym, jak często gubimy się w życiu, kiedy do realnej rzeczywistości dodamy tą
wykreowaną przez media. To przekaz przede wszystkim dla osób szukających sławy
w internecie, mających styczność z wszelkimi formami reklamy, a także dla
zwykłych osób. Każdy z nas codziennie zbiera informacje z telewizji, gazet, z
sieci o ludziach, których nie znamy. Na podstawie tego, co wciskają nam media, budujemy
w głowie obraz takich gwiazd. „Jak upolować pisarza” pokazuje kontrast pomiędzy
pozornym pięknem sławy, a tym, z jaką łatwością jesteśmy manipulowani.
Wystarczy, że ktoś w naładowany emocjami i elokwentny sposób napisze coś w sieci
i może skazać drugą osobę na publiczne poniżenie.
Świat sław i reklam wydaje się z
początku przyciągający, kreatywny, fascynujący, a wszystko przez zapał Casey,
który nam się udziela podczas lektury. Z czasem jednak wnikamy tam bardziej i
bardziej, a okropne rzeczy zaczynają wychodzić na wierzch. Franson wspomina o
fałszywym kreowaniu piękna, o tym, jak zwyczajni ludzie się porównują do idealnie
skorygowanych na zdjęciach gwiazd. Wspomina o hejcie, który może skierować się
na najbardziej docenianą dotychczas w mediach osobę tylko z powodu
nieporozumienia. O tym, jakie to wszystko może być fałszywe. Jak człowiek jest
w stanie robić wszystko dla pieniędzy. Bardzo
spodobało mi się pewne stwierdzenie – że ludzie sławni różnią się od zwykłych
ludzi tylko tym, iż rozpaczliwie pokazują to, jak potrzebują czyjejś uwagi. Słodko-gorzka historia Casey mówi o tym, że
czasem sława jest wprost proporcjonalna do tego, jak bardzo jesteśmy oszukiwani
i samotni.
Jak widać, o temacie poruszonym
przez autorkę można pisać i pisać. Nigdy dotąd nie spotkałam się z takim
przesłaniem, prawdziwym, mądrym, dającym do myślenia. W tej opowieści nie ma
ściemniania. Casey jest dziewczyną kreatywną, aktywną, lekko zagubioną, a przy
tym tak zwyczajną. Potrafi zacząć czytać instagrama, „na chwilę”, i skończyć za
dwie godziny. Momentami działa impulsywnie, ale przecież wielu z nas tak ma –
jeśli bardzo się w coś angażujemy, to
zapominamy o Bożym świecie. Tak się nakręcamy na coś, zapominając, że najważniejsze
w życiu są relacje z innymi i szczerość z samym sobą. Kreacja głównej bohaterki
to, zaraz po tematyce, jeden z największych plusów tej opowieści. Nie każdy polubi
Casey od razu, ale ja tęskniłam za taką postacią, bo ostatnio spotykałam w książkach
jedynie nieśmiałe, głupiutkie i niesamodzielne nastolatki.
Książka ma też swoje minusy, a
konkretnie dwa. Pierwszy z nich to to, że momentami miałam wrażenie, że czytam
o mało istotnych dla właściwej fabuły rzeczach. Momentami było monotonnie,
wręcz nudno, niektóre wątki były zbędne. Drugi zaś to zbyt filmowy,
moralizatorski element pod koniec. Wiece, to taka chwila gdy bohater bierze w
ręce mikrofon i mówi do wszystkich mądre rzeczy wywołując w tłumie łzy
wzruszenia. Wolałabym, aby ten morał wypowiedziany w tak dziwacznych
okolicznościach dał mi się poznać sam, zgodnie z analizą historii Casey. Fakt,
i tak mam duży materiał do myślenia, ale cały wywód, przepełniony mądrościami,
to motyw typowo filmowy i odejmujący realizmu. Trochę też traktuje czytelnika
po macoszemu.
„Jak upolować pisarza” to
książka, którą warto przeczytać, przede wszystkim ze względu na poruszaną
tematykę. Ja tworze swojego instagrama i kreuję swoją „markę”, swój wizerunek,
dlatego tym bardziej wzięłam sobie do serca historię Casey. W dobie kupowania
followersów, serduszek, komentowania będącego czystym spamem i fałszywego
cukrowania warto się otrząsnąć i nie zapominać, po co jesteśmy w sieci. Warto
być we wszystkim autentycznym.
1 komentarze:
Prześlij komentarz