Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

poniedziałek, 2 lipca 2018

Pocałunek cesarza - Sylwia Bachleda




Romans historyczny to gatunek, który lubię, ale tylko wtedy, gdy spełnia określone warunki. Ważne jest tutaj tło opowieści, krajobrazy, kultura, warunki życia dotyczące danego okresu, a także polityka. Ponadto bohaterowie powinni być dobrze wykreowani, tak, że czytelnik jest zainteresowany ich losami. I ostatnia rzecz - wątek miłosny może być pikantny, ale nigdy sztuczny i słodki. Zasiadając do lektury "Pocałunku cesarza" Sylwii Bachledy miałam nadzieję, że ta opowieść spełni w jakimś stopniu powyższe elementy i będę ją mogła uznać za dobry historyczny romans spod pióra polskiej autorki. Niestety, po przeczytaniu książki mam co do tego mieszane uczucia.


Charlotte to młoda, szczęśliwa narzeczona, która kocha Victora nad życie. Ich słodki związek jednak zostaje przerwany wraz z wyjazdem ukochanego do Wersalu w celu służby cesarzowi. Charlotte nie może pozwolić sobie na wyjazd, dlatego zrozpaczona zostaje w rodzinnym domu. Jej pocieszeniem staje się młody lekarz, Franciszek. Kiedy już wydaje się, że dziewczyna może na nowo ułożyć sobie życie, powraca Victor, wraz z zaproszeniem dla Charlotte od cesarza. Czy bohaterka zdecyduje się żyć u boku Victora w Wersalu? Jaką rolę w tym wszystkim odegra zabójczo przystojny cesarz?


Akcja powieści ma miejsce w XIX-wiecznej Francji, a wiec jest to idealna sceneria dla romantycznej historii miłosnej. Jednak muszę przyznać, że oczekiwałam więcej tego klimatu, że autorka zrobi dobry "research" i przedstawi realia, w jakich żyli ówcześni ludzie. Chodzi mi o sytuację polityczną, o styl życia, zwyczaje, może nieużywane już zwroty. Rozumiem, że nie jest to typowa powieść historyczna, jednak można było z tej scenerii wycisnąć nieco więcej uroku. Mamy tutaj jedynie bale, wzmiankę o strojach oraz służbie czy ogrodzie. Szczególnie brakowało mi lepszego przedstawienia tego, czym zajmuje się cesarz, jakie ma obowiązki, czy jego jedynym problemem są rebelianci, którzy nie wiedzieć dlaczego popierają jego niedoszłą żonę. Ten wątek "wojny" i małej rebelii jest jakby za mgłą, potraktowany po macoszemu. Nie wymagam może, aby bardzo zagłębiać się w politykę, ale wątpię, czy faktycznie zaufani doradcy dopuszczają się zdrady ze względu na pokrzywdzoną kobietę.

Jeśli jesteśmy już przy cesarzu, to jest to chyba najciekawsza postać w książce. Aleksander -niebezpieczny, seksowny, przystojny, a przy tym inteligentny, ciężko go rozgryźć. Do tego dochodzi pewne wydarzenie z nim związane, które dało mi materiał do refleksji nad tym, kim faktycznie jest i na czym polegają jego uczucia. Pozostając przy bohaterach męskich - Victora dało się lubić, jednak czasem działał nieracjonalnie, Franciszek zaś to największa ciepła kluska, ale jednocześnie był najbardziej opanowany i ogarnięty z nich wszystkich. Ogromny problem miałam natomiast z Charlotte. Ta dziewczyna była nie do wytrzymania, była targana emocjami gorzej niż chorągiewka na wietrze. W ciężkich chwilach uciekała z płaczem i zostawiała  danego ukochanego (a przypominam, że jest ich trzech!) samego, aby "mógł sobie przemyśleć swoje zachowanie". Raz mówiła, że kocha i nie zostawi, zaraz leciała do innego, w tym wszystkim nie widziała swojej winy, tylko tych mężczyzn, którzy bezlitośnie "kuszą". Decyzje podejmowała impulsywnie, bo tak zechciała. Poza miłosnymi dylematami nie przedstawiała sobą dosłownie nic, nie miała w życiu innej rozrywki, innego zajęcia. Nie miała żadnej pracy, żadnej pasji, chodziła na bale, brała kąpiele i jadła smaczne kolacje. Była jak rozpieszczona dziewczynka.

To wszystko szło naprawdę w złym kierunku, ale nagle BUM. Autorka koło 260 strony zafundowała nam niezły plot twist, świetny zabieg, który diametralnie zmienił bieg tej historii. Charlotte nagle przestała denerwować, pokazała charakterek, a fabuła stała się nieprzewidywalna. Skończyła się słodka opowieść o miłosnym czworokącie, a zaczęła ciekawa historia o tym, do czego może doprowadzić zazdrość i egoizm w związku. Ten zwrot akcji był jednym z najlepiej przemyślanych w ogóle, wszystko zaczęło do siebie idealnie pasować. Od tego momentu autentycznie cieszyłam się z lektury.

Zakończenie trochę mnie zdziwiło, ponieważ jest otwarte i wskazuje na kontynuację. Zastanawiałam się, czy sięgnę po nią i chyba to zrobię jeśli tylko Charlotte już nie będzie z powrotem taka, jak przez pierwsze 260 stron. Dałabym tej opowieści szansę, ponieważ po plot twiście zauważyłam duży potencjał w historii wymyślonej przez Sylwię Bachledę.

"Pocałunek cesarza" byłby dobrą książką gdyby nie to, że na rozkręcenie się akcji trzeba czekać lekko ponad połowę. Nie ma korzystnego balansu między tym, co było "przed", a co jest "po", bo ta pierwsza część jest zdecydowanie słabsza i to tak, że czasem miałam ochotę rzucić lekturę. Jednak nigdy chyba nie miałam takiej sytuacji, aby irytująca historia w jednym momencie rozwinęła się w tak imponujący sposób i to było bardzo zaskakujące i przyjemne. Aż nie wiedziałam co powiedzieć. Przez to właśnie mam teraz namieszane w głowie, nie wiem do końca czy polecać tę powieść, czy nie.

Styl autorki jest prosty i przyjemny, spotkałam się zaledwie z kilkoma zdaniami, które można by uznać za niepoprawne. Jedynym problemem w tej kwestii były nieścisłości logiczne, wynikające podejrzewam z głupoty głównej bohaterki. Dobrze to widać po 260 stronie, że gdy zmienia się Charlotte, książka zmienia się w opowieść dobrą, umiejętnie napisaną.

Sami musicie zdecydować, czy chcecie przez pół książki powolnie brnąć w czworokąt miłosny, aby później poznać zwrot akcji i czytać około 200 stron naprawdę dobrej historii. Zawsze możecie spróbować, zwłaszcza wtedy, gdy jesteście romantycznymi duszami i szukacie czegoś dla relaksu. Ja pozostanę przy ocenie pół na pół, nie jestem ani na tak, ani na nie. Wiem jednak, że jeśli autorka jeszcze popracuje nad historią i kreacją bohaterów, to naprawdę może nas solidnie zaskoczyć w drugim tomie. Sylwia Bachleda ma talent, a połowę jej debiutu trzeba po prostu wybaczyć, podejść z dystansem, a w drugiej części już cieszyć się dobrą opowieścią.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Novae Res.

1 komentarze:

Cieszy mnie ta recenzja, wszak jestem historykiem. No i Novae res - sam dostałem od nich propozycję wydania, tyle, że ze współfinansowaniem. Pozdrawiam nocną porą :)
 

Prześlij komentarz