Josef Engel to z pozoru zwykły
krawiec, który nigdy nie opowiadał szczegółowo o swojej przeszłości. Był jednym
z czterech Żydów, nazwanych die Anderen, ocalałych z obozu Schneider Lager. Nic
więc dziwnego, że jego wnuczka, Marie-Claude, zapragnęła dowiedzieć się jak
najwięcej o przeszłości dziadka, a także o pozostałych uratowanych. Kobieta nie
zważa na ostrzeżenia Josefa o tym, że nie powinna brnąć w poszukiwania zbyt
głęboko. Niedługo później dziadek zostaje brutalnie zamordowany, a obok jego
zwłok zabójca umieścił pewną wiadomość – „Skończyć to, co zostało rozpoczęte”.
Marie-Calude zdaje sobie sprawę, że musi uciekać wraz ze swoim synkiem, Leo.
Wkrótce na jaw wychodzą tajemnice i brudne układy sięgające II wojny światowej,
a tylko tajemniczy Salomon Creed może zapobiec kolejnym morderstwom.
Od razu przyznam, że nie
spodziewałam się tego, co właściwie otrzymałam od lektury „Chłopca, który
widział”. Założyłam, iż będzie to typowy kryminał lub thriller, który,
standardowo - jak większość takich książek, zahaczy o jakieś tajemnice
rodzinne. Być może przeszłość Josefa okaże się być komplikowana i szokująca,
może zaangażował się w coś, co angażować się nie powinien – tak właśnie
myślałam. Tymczasem wątek kryminalny to zaledwie kwestia poboczna. Tutaj autor porusza bardzo ważną, ciężką
tematykę związaną z rasizmem, nienawiścią do Żydów, antysemityzmem i fałszywym
patriotyzmem. I robi to naprawdę ostrożnie, z rozmysłem, aby nie przekroczyć
żadnej z cienkich granic pomiędzy tym, co dobre, a tym, co okazało się być
tragedią w postaci II wojny światowej. Nie są to też tematy obce współczesnym
społeczeństwom. Problem imigracji ludności pochodzenia arabskiego do Europy,
dylematy moralne, wybór między człowieczeństwem a zapewnieniem bezpieczeństwa,
skrajny „patriotyzm”… Hasło „Polska dla Polaków” nie jest nam obce, prawda?
Simon Toyne każe się chwilę zastanowić, czy czasem nawet nieświadomie nie
robimy komuś krzywdy. Granica między chęcią zachowania rodzimej kultury i
bezpieczeństwa a chęcią krzywdzenia, a nawet mordu obcych „ras”, jest niebywale
cienka. W końcu nie bez powodu cały naród poszedł za głosem brutalnego
przywódcy, który w ubiegłym wieku zgotował na ziemi piekło.
Jak widać, książka absolutnie nie
jest lekturą lekką. Tego się nie spodziewałam i w związku z tym czytało mi się
ją mozolnie i z trudem. Już na samym początku czułam się rzucona w wir
wydarzeń, które ciężko było sobie poukładać w głowie. Wiele postaci, wiele
wątków, a tak naprawdę nie wiadomo, na czym się skupić. To zmieszanie stopniowo
ustępowało, ale i tak książkę czytałam dość długo. Końcówka była w tym
wszystkim najlepsza, trochę szokowała i dawała do myślenia. „Chłopiec, który widział”
wymagał ciągłego skupienia i co rusz dawał nowy temat do refleksji. I zapewne
czytając książkę jesienią lub zimą miałabym lepsze wrażenie i byłabym bardziej
zdolna do powolnego wgryzania się w lekturę. Ponieważ to dziwne uczucie, gdy
wiesz, że coś jest dobre i inteligentne, ale zarazem często nieciekawe, niewciągające
i po prostu ciężkie w lekturze.
Mam wrażenie, że wszystko w tej książce jest
niebanalne i podszyte dwuznacznością. Główny bohater, Salomon, to postać
niezwykle tajemnicza i nieoczywista. Ciężko ustalić jego tożsamość czy nawet
pochodzenie, w jego przeszłości jest wiele znaków zapytania. Niby nie działa przypadkowo,
ale ciężko odgadnąć jego motywacje. Mam nadzieję, że w kontynuacji dowiem się o
tej postaci o wiele więcej.
„Chłopiec, który widział” to
powieść inteligentna, potrzebna i poruszająca temat Holokaustu. I mimo że
historia zbrodni jest fikcją, to jednak autor przekazuje wiele współcześnie aktualnych
tematów do refleksji, nadal są one poruszane chociażby u nas, w Polsce. Opowieść
pełna jest zagadek, skomplikowanych tropów, nie daje odpowiedzi na wszystkie
pytania. I mimo że ja musiałam tę książkę czytać kawałek po kawałku, momentami
musiałam się przymuszać i czasem nie miałam głowy do połapania się w wątkach, to
ostatecznie stwierdzam, że gdybym nie przeczytała tej książki, to dużo bym
straciła. Także może za rok, pewnego zimowego wieczoru wrócę do lektury. Wtedy
na pewno nastawię się na ponowne przetrawienie tematu i może odkryję coś, co
mogło umknąć mojej uwadze.
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.
0 komentarze:
Prześlij komentarz