Czas płynie nieubłaganie szybko - dzień za
dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem... Ogranicza ludzi, nie szczędzi ani
chwili, ciągle mknie do przodu. A gdyby tak można było oszukać czas?
Uważaj, bo lada chwila ziemia osunie Ci
się spod nóg, a Ty znajdziesz się zupełnie w innym miejscu. Innej epoce. To Ty
możesz być trzynastym podróżnikiem w czasie.
Po zapoznaniu się z ekscytującą
„Czerwienią rubinu”, przystąpiłam do lektury drugiej części Trylogii Czasu pod
tytułem „Błękit szafiru”. Kerstin Gier swoim dziełem wzbudziła zachwyt
czytelników, a seria stała się międzynarodowym bestsellerem. Co takiego
wyjątkowego znajdziemy w Trylogii Czasu? Przede wszystkim ciekawą tematykę,
mnóstwo sekretów i wyraziste, nieprzewidywalne postacie. Po raz drugi czytam
już tę serię i niezmiennie odczuwam radość z czytania o losach Gwen.
Gwendolyn Sepherd to ostatnia z dwunastu
podróżników w czasie. Reprezentuje rubin spowity tajemnicą magii kruka. Sama do
końca nie wie, czym tak właściwie jest owa magia. Jak więc można spełnić misję,
nie zdając sobie sprawy, jaka jest stawka? Wiadome jest jedno – Lucy i Paul
skradli jeden z dwóch chronografów umożliwiających podróż w czasie i do
odkrycia Tajemnicy Dwanaściorga brakuje im już tylko krwi Gwen oraz Gideona.
Gwendolyn ma jednak wątpliwości, czy faktycznie jej krewni ukradli chronograf w
tym celu. Komu więc ufać? Czy hrabii de Saint Germain, założycielowi Kręgu
Strażników, czy też przeczuciom tlącym się w głowie dziewczyny? Świeżo
upieczona podróżniczka w czasie stara się być kimś więcej niż tylko nic nierozumiejącą
lalką manipulowaną przez Strażników. Okazuje się bowiem, że nawet najbardziej
zaufana osoba może stać się wrogiem. A wróg przyjacielem.
Odległość czasowa między wydarzeniami
zakańczającymi pierwszy tom trylogii, a rozpoczynającymi drugi, wynosi nie
więcej jak kilka minut. Znajdujemy się w tym samym miejscu, w tej samej
sytuacji. Z tą różnicą, że pojawia się nowy bohater, Xemerius (ale o tym
pociesznym stworzeniu napomknę później). Trochę zbił mnie z tropu fakt, iż cała
akcja dwóch części odbywa się na przestrzeni kilku dni. Nie potrafiłam się z
tym pogodzić biorąc pod uwagę fakt, że Gwen tak szybko przyzwyczaiła się do
przeskoków w czasie. Nie wspominając już o uczuciu między nią a Gideonem, ale
to ot, czepianie się szczegółu.
Książka napisana jest współczesnym
językiem, bez żadnych zawiłych zdań i bogatych opisów. Autorka w lekki sposób
snuje swą opowieść nie oszczędzając przy tym humoru i ironii. Mamy również do
czynienia z komizmem postaci. Za idealny przykład może posłużyć wspomniany
wcześniej Xemerius. Jest to nowy bohater, duch demona w postaci kamiennego
gargulca, którego widzi tylko Gwendolyn. Xemerius z początku wydał mi się być
niepotrzebnym dodatkiem do fabuły, lecz z czasem przekonałam się do jego
humorystycznych, ale zarazem jakże przydatnych, wypowiedzi oraz
charakterystycznego stylu bycia. Jeśli jesteśmy już przy bohaterach, chciałabym
również zważyć na główną bohaterkę oraz Gideona. Główną bohaterkę z każdym
tomem lubię coraz bardziej. Coraz częściej jestem w stanie zrozumieć jej
zachowanie, a także utożsamiam się z nią podczas lektury. Zdaję sobie sprawę,
że w sytuacjach, w jakich znalazła się Gwendolyn, zrobiłabym dokładnie to samo
co ona. Gideon, mimo zmienności humorów, stał się jednym z moich ulubionych
chłopaków w literaturze. Nie jest on kolejnym „Panem Idealnym” i właśnie to
wyróżnia go spośród innych postaci z książek młodzieżowych. Nadal jednak nie
wiadomo, co tak naprawdę łączy go z Gwen. Czy to tylko zauroczenie, może
miłość, a może podstęp? Wszystko wyjdzie na jaw w następnym tomie i dopiero
wtedy Gideon będzie mógł pokazać, na co go stać.
O ile „Czerwień rubinu” odebrałam jako
wielki wstęp do Trylogii Czasu, o tyle po „Błękicie szafiru” spodziewałam się
porywającej akcji i uchylenia choć rąbka tajemnicy. Powieść za to okazała się
być powolna, akcja przesunęła się mały kroczek do przodu, a zamiast wyjaśnień,
otrzymałam jeszcze więcej sekretów. Z jednej strony książkę czytało się wolniej
i z łatwością mogłam się od niej oderwać, ale z drugiej – więcej zabawy
zasmakujemy odkrywając tajemnice przy lekturze trzeciego tomu. Tajemniczy
klimat „Błękitu szafiru” podsycają prolog i epilog pozostawiając czytelnika w
niecierpliwym oczekiwaniu na „Zieleń szmaragdu”. Nawet jeśli chodzi o mnie,
ponieważ serię czytałam kilka lat temu i duża część fabuły zdążyła mi wylecieć
z głowy.
Tych, którzy jeszcze nie zapoznali się z
Trylogią Czasu, odsyłam do lektury recenzji „Czerwieni rubinu” oraz do
księgarni. Uwierzcie mi i innym czytelnikom, że naprawdę warto. Tym natomiast,
którzy dali się już wciągnąć w świat podróży w czasie, polecam „Błękit
szafiru”. To ciekawa i tajemnicza powieść, która dostarczyła mi kilka godzin
dobrej zabawy i oderwania od rzeczywistości.
1 komentarze:
Prześlij komentarz