Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

czwartek, 29 listopada 2018

Seria Dworu cierni i róż



Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o serii Dworów Sarah J. Mass (zobacz)? Czy trzeba jeszcze coś dodawać w tej kwestii, gdy wszystko zostało już powiedziane? Ano trzeba, bo jeżeli nadal nie wiecie, kim jest Rysiek, którym zachwycają się niemalże wszystkie czytelniczki, to najwyższy czas to zmienić.

Dwie pierwsze części czekały na mojej półce praktycznie od dat ich premier. Tyle czasu, wyobrażacie sobie? W Gandalfie zaopatrzyłam się w trzeci tom i dopiero teraz połknęłam całą serię, praktycznie na raz. I mimo że mam kilka zastrzeżeń do warsztatu Mass, to jednak była to wielce emocjonująca przygoda i ciężko nie dać się porwać szaleństwu na Dwory.  Ale zacznijmy od początku...

Feyra jest łowczynią, utrzymuje swoją rodzinę poprzez polowanie. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w okolice Prythian – miejsca zamieszanego przez czarodziejskie istoty. I nie są to leśne rusałki, bynajmniej – rasa potężnych, niebezpiecznych stworzeń, która niegdyś władała światem. Dziewczyna podczas jednej z takich wypraw nieświadomie atakuje magiczną istotę w postaci wilka, a za ten czyn przychodzi jej srogo zapłacić. Musi albo walczyć na śmierć i życie, albo stać się wiecznym więźniem Prythianu.

Ciężko tak naprawdę określić, na czym opiera się sukces Mass, chociaż sama muszę przyznać po lekturze trylogii, że ma w sobie coś wyjątkowego. Prawdopodobnie chodzi o kreację bohaterów, nieidealną, ale porywającą bardziej niż właściwa fabuła. Feyra z początku nie zdobyła mojej sympatii, z czasem jednak zaczęła używać szarych komórek i inteligentnie analizować sytuację, w której się znalazła. Z każdym tomem tak naprawdę dorastała, w końcu na samym początku miała zaledwie dziewiętnaście lat. Także historia tej dziewczyny nieco różni się od znanej nam ze „Szklanego tronu” Celeany. Feyra zmierzyła się na kartach Dworów z większym cierpieniem, wiele przeżyła i to zaczęło ją kształtować. Mass dodatkowo zasypuje nas ilością bohaterów dalszoplanowych, z których każdy jest oryginalny i wywołuje konkretne, silne emocje. Od miłości i sympatii zaczynając, na czystej nienawiści kończąc. Mówiąc o miłości mam tutaj na myśli głównie Rhysanda, ale fanki już tak go otoczyły, że na pewno nie jest w moim zasięgu. Ale wzdychać do niego nie przestanę, oj, nie ma opcji!

Pierwszy tom serii, „Dwór cierni i róż”, jest zdecydowanie najsłabszy i szkoda, że wiele osób po tej części daje sobie spokój z dalszą lekturą. Mass ma to do siebie, że buduje obszerne wstępny, nie najlepszej jakości, ale wszystko rozwija w taki sposób, że pod koniec opada szczęka. To samo ze „Szklanym tronem”. Trzeba czekać praktycznie do trzeciego tomu, żeby z prostej opowiastki wyrzeźbiła się naprawdę dobra, zawiła historia. Z książki na książkę jest coraz lepiej, nie idealnie, ale naprawdę łatwo się wkręcić i dać porwać temu uniwersum. Najlepszą częścią Dworów jest według mnie tom trzeci, gdzie wszystko się nawarstwia, narasta i pęka z impetem. Poziom mojego zaangażowania emocjonalnego w historię Feyry osiągnął apogeum i temu nie mogą zaprzeczać, więc czekam na kolejny tom, bo to ponoć nie koniec.

Jestem już po lekturze czterech tomów „Szklanego tronu” tej autorki i muszę przyznać, że Dwory podobały mi się trochę bardziej. Zaczęło się od charakteru głównej bohaterki (w ST musiałam się powstrzymywać, żeby Celeany nie udusić), a skończyło na ciekawszym pomyśle na świat przedstawiony. Co jednak razi w Dworach najbardziej? Seks, fetysze i to takie naprawdę dziwne, zwłaszcza od drugiego tomu. Nie za bardzo rozumiem, jaki Mass miała w tym cel, może chciała dodać takie wątki dlatego, że robią tak wszyscy. I jest ich naprawdę dużo i są dość szczegółowe. Trochę nieodpowiedzialne posunięcie, zwłaszcza, że pierwsze tomy serii autorstwa Mass czyta się jak lekturkę dla starszych dzieci.

Dwory nie są idealne, momentami rażą głupotą, nielogicznością, zdarzają się denne dialogi i odpychający seks, a jednak seria ma „to coś”, czego szukają osoby spragnione fantastyki, przygód i emocji. Czekam na następne części z uniwersum, będę czujnie obserwować, czy Mass zrobi pewne postępy, czy też oprze się na swoim dotychczasowym sukcesie i nie zaoferuje nic nowego. Tymczasem lećcie do księgarni, najlepiej do Gandalfa, który zawsze ma zniżki i zatopcie się w świecie Dworów! 

1 komentarze:

Wieki temu kupowałem w Gandalfie, a dobra fantastyka zawsze w cenie :)
 

Prześlij komentarz