"Woła mnie ciemność, choć w mojej duszy wstaje nowy dzień"
Sięgając po „Woła mnie ciemność” Agaty Suchockiej wiedziałam, że będzie to lektura kontrowersyjna. Wydawnictwo Initium celowo umieściło na tyle okładki napis „zawiera treści nieodpowiednie dla niepełnoletnich oraz takie, które mogą urazić dorosłych”. I tak właśnie podeszłam do lektury – z niepewnością i dystansem. Co z tego wynikło?
Armagnac Jardineux to niezwykle bogaty
mężczyzna, który w poszukiwaniu dobrej zabawy i solidnego wykształcenia wyrusza
w podróż z rodzinnej Luizjany do Europy.
Niedługo później wojna secesyjna pochłania cały jego majątek. Bankrutowi
pozostaje jedynie zbieranie symbolicznych kwot w zamian za grę na fortepianie.
Wówczas poznaje skrzypka Lothara oraz jego mecenasa – lorda Huntingtona. Z
biedy i poniżenia, zespół ląduje na salonach, w towarzystwie najzamożniejszych
i najbardziej wpływowych ludzi. Mężczyźni pławią się w luksusie, wybornych
daniach, zdobywają poważanie i przykuwają uwagę pięknych kobiet. Dobra passa
jednak zaczyna przygasać wraz z chwilą, w której Armagnac zagłębia się w
historię swojej babki, Blanche Avoy, której losy związane były z lordem
Huntingtonem. Jak to możliwe, że lord Huntington... nadal żyje? Jakie mroczne
tajemnice skrywa? Okazuje się, że smak luksusu i sławy może mieć ogromną
cenę...
„Woła mnie ciemność” na nowo wykorzystuje znany
wszystkim, chociażby z lektur szkolnych, motyw upadku moralnego. Z początku
niewinny, zwykły chłopak, pod wpływem innych osób i życiowych wyborów oraz
zwykłego przypadku, zaczyna zatracać wpojone niegdyś ideały. Jego historia
przypomina tą o oddaniu swojej duszy diabłu, w zamian za materialne korzyści.
Armagnac i Lothar stają bowiem w beznadziejnym miejscu w swoim życiu, aby zaraz
oddać się pod opiekę lordowi, który w zamian zapewnia im pieniądze, luksusy i
zapotrzebowanie każdej innej potrzeby cielesnej. Muzyka, która wydobywała się z
ich instrumentów, wydawała się hipnotyzować słuchaczy, często wbijała w ziemię
każdego z nich, wzruszała do łez, wwiercała się w ich umysły. W całym tym
przepychu i powodzeniu muzykantów czuć ingerencję czegoś złego, nieuchronnie
nadciągającego upadku. W tym przypadku upadku moralnego.
Ponoć to, co zakazane i niebezpieczne jest
najbardziej pożądane. Widać to nie tylko u bohaterów powieści, ale również u
czytelnika. Historia ma niesamowicie mroczny, gotycki klimat i powoli zaczynają
wdzierać się owe niepokojące dla niektórych elementy. Takie, które są
powszechnie nieakceptowane. Miłość homoseksualna, ale nie tylko, ostre sceny
seksu, najdziwniejsze mroczne pomysły, cała gama erotycznych upodobań i
fetyszy. To wszystko jest elementem zmian, jakie zachodzą w umyśle i życiu
Armagnac’a, ale autorka łapie czytelnika na tym, że on czuje tę zmysłowość i
elementy oburzające, a i tak... Może się to spodobać. Podczas lektury czułam
się zawstydzona, obrzydzona i zbulwersowana, to trzeba przyznać. Byłam jak mała
dziewczynka, która pod kołdrą czyta zakazane książki wykradzione z biblioteczki
rodziców. I czułam szok, niezgodność z moją moralnością, ale nadal czytałam i
nie mogłam się oderwać. Klimat powieści wprost hipnotyzuje, podobnie jak muzyka
Armagnaca i Lothara.
Szczerze przyznam, że uwielbiam, gdy książka dostarcza
mi dużo emocji. Czy to zachwyt, czy też szok i niezrozumienie... To wszystko
pozostawia w czytelniku duży ślad. „Woła mnie ciemność” to książka, która
całkowicie przeciwstawia się temu, co ja uważam za sztandar morałów w moim życiu.
I to właśnie skłania do refleksji - że
można być zupełnie innym człowiekiem, żyć według innych zasad. Dla mnie to jest
niesamowity upadek moralny, bagno, które zaciąga człowieka na samo dno. A wiem
jednocześnie, że wielu czytelników nie poczuje się tak dotkniętych. Ta książka
to idealny przykład tego, jak różnorodni mogą być odbiorcy i jak mogą
potraktować fabułę. Jedni bez reszty zostaną oczarowani tym niebezpiecznym,
zmysłowym klimatem, inni odrzucą lekturę z obrzydzeniem, a jeszcze inni, jak ja,
przeczytają z uwagą, mieszaniną fascynacji i niezrozumienia, ale potraktują
lekturę jako przykład historii tragicznej.
Agata Suchocka napisała w komentarzu pod moim
zdjęciem na instagramie, że „wystarczy odwiesić moralność na kołek i
rozkoszować się historią. Tak to już jest z fikcją literacką: nie trzeba jej
przepuszczać przez pryzmat moralności”. I tak właśnie powinniśmy robić, ale nie
ukrywajmy – jest to niesamowicie trudne. „Woła mnie ciemność” to lektura, która
ma być kontrowersyjna, która ma nam dokopać nieakceptowanymi społecznie
elementami i sprawdzić, jak to przyjmiemy. To doświadczenie literackie do
zapamiętania na długi czas. Historia szokuje i przez to przyciąga, ponadto
zagnieżdża się gdzieś z tyłu głowy i chociażby z tego powodu warto po nią
sięgnąć. Sprawdzić siebie. Sprawdzić, czy to co złe i nas może pociągnąć za
sobą, czy ten mrok i niepokojący klimat pobudzą naszą wyobraźnię i pozwolą na
chwilę oderwać się od tego, co przyzwoite.
Jednego autorce z pewnością nie można odmówić - niesamowicie umiejętnego i nietypowego zarazem stylu. Ma w sobie coś z magii, urzeka i potrafi opisać proste rzeczy w sposób ocierający się momentami o poetyzm i nadzwyczajność. W pewnym stopniu przypomina Oscara Wilde'a, przedstawiając zarazem historię opartą na podobnych klasycznych motywach. Z początku ten właśnie nietypowy styl może utrudniać wciągnięcie się w historię, ale po kilkudziesięciu stronach łatwo można przywyknąć i zakochać się w stylu i klimacie budowanym na czarujących opisach.
Jednego autorce z pewnością nie można odmówić - niesamowicie umiejętnego i nietypowego zarazem stylu. Ma w sobie coś z magii, urzeka i potrafi opisać proste rzeczy w sposób ocierający się momentami o poetyzm i nadzwyczajność. W pewnym stopniu przypomina Oscara Wilde'a, przedstawiając zarazem historię opartą na podobnych klasycznych motywach. Z początku ten właśnie nietypowy styl może utrudniać wciągnięcie się w historię, ale po kilkudziesięciu stronach łatwo można przywyknąć i zakochać się w stylu i klimacie budowanym na czarujących opisach.
Zdaję sobie sprawę, że większość z tej recenzji
to moja próba uporządkowania odczuć po lekturze. Ale zrozumcie proszę – ciężko cokolwiek
napisać po czymś, co totalnie porusza, szokuje, denerwuje a jednocześnie
fascynuje i pociąga. To mieszanina tak skrajnych odczuć, że sama nie wiem jaki
obrać do nich stosunek. „Woła mnie ciemność” to huragan, który burzy śliczny
porządek w naszej rzeczywistości. Mroczny, piękny, niebezpieczny, momentami
poetycki. Takie lektury doceniam. Takich nie zapominam.