„Między nami chaos” miała być
kolejną młodzieżówką, która prawdopodobnie zapewni kilka godzin dobrej
rozrywki, może poruszy ciężkie tematy, ale nie będzie niczym ambitnym i zachwycającym.
Ciągnęło mnie jednak do lektury jak magnes, bo czasami jest tak, że tylko
widzisz okładkę i tytuł i już wiesz, że to może być dobre. Że to coś dla
Ciebie. Gdzieś z tyłu głowy miałam obawę, że się zwiodę, że może jestem na
takie lektury zwyczajnie „za stara”. Na szczęście na obawach się skończyło.
Pewnego dnia znika pisarz Arthur
Louis Pullmann i nikt nie wie, co się z nim stało. Tydzień później zostaje
znalezione jego ciało. Od śmierci dziadka mija pięć lat, wtedy też jego wnuk,
Arthur Louis Pullmann Trzeci, przeżywa bardzo ciężkie chwile. Otrzymuje sądowy
zakaz zbliżania się do swojej dziewczyny i traci stypendium. Jego życie staje na głowie i nie wie, jak
sobie z tym poradzić, wskutek czego jego ojciec wysyła go do Truckee, gdzie
miałby zamieszkać z wujem. Tam na Arthura czeka niesamowite znalezisko –
dziennik zmarłego dziadka, chorującego na Alzheimera i opis jego pięcioletniej
podróży. Chłopak zdecyduje się pójść śladami dziennika, aby odkryć to, co nieznane.
Podstawową zaletą powieści, a
równocześnie wadą, jest to, że niesamowicie wciągnęłam się w lekturę. Gdyby nie
studia, to przeczytałabym ją w ciągu jednego dnia i byłby to jeden z
najprzyjemniejszych dni z działu tych „leniwych”. Arthura nie polubiłam od razu, ale z
ciekawością śledziłam każdy jego krok, bo takowy był jednocześnie rozwiązaniem
jednej z wielu małych zagadek dziadka chłopaka. A dlaczego widzę tu jednocześnie
wadę? Bo nie można myśleć o niczym innym, dopóki nie przeczyta się ostatniego
zdania. Nauka, praca, obowiązki odbywały się u mnie gdzieś w cieniu myśli o
tym, gdzie dalej powędruje Arthur i do czego go to doprowadzi. Tak, więc
ostrzegam – warto przysiąść i dać się całkowicie zatracić historii, zapomnieć o
tym świecie.
„Między nami chaos” to powieść
drogi, w sensie dosłownym, ale też tym w przenośni. Praktycznie każda część
książki odpowiada kolejnemu miejscu, do jakiego udał się bohater. Sięgamy do
nowych kultur, smakujemy nowe klimaty, w ilościach drobnych, przyswajalnych,
subtelnych i urzekających. Dlatego klimat całej opowieści sprawia, że czytelnik
się w nią wtapia. Podróże Arthura to jednak przede wszystkim poszukiwanie
prawdy, która zmienia postrzeganie świata. To czas przewartościowywania,
odnajdywania tego, czego nie widać na pierwszy rzut oka, nauka współgrania ze światem
i odnajdywania swojego miejsca. Arthur, będąc osiemnastolatkiem w ciężkiej
sytuacji życiowej, musi też przejść przez pewne procesy, nie po to, aby nagle
stać się dorosłym, a po to, aby zauważyć, co oferuje świat i nabrać wobec tego
odpowiedniego stosunku. Cieszę się, że w
końcu ktoś przedstawił w literaturze młodzieżowej dorastanie w sposób poważny i
inteligentny. Tak, że nawet dorosły czytelnik wiele wyniesie z lektury.
Książka Samuela Millera to
pewnego rodzaju nowość i to taka błyszcząca, ciepła, klimatyczna. Wybijająca
się na tle stosów głupiutkich lektur dla nastolatków, które, mam wrażenie,
czasami mają młodego odbiorcę za tego pustaka, co nic w życiu jeszcze nie zrozumiał
i nie osiągnął, poza imprezami, konkursami piękności i opanowaniem sztuki flirtu.
Dlatego „Między nami chaos” to książka, którą warto się zainteresować, zwracam
się tutaj do osób w każdym wieku. Dorośli niemniej niż nastolatkowie docenią
historię Arthura i, być może, odnajdą kilka „smaczków” – odniesień do kultury.
Myślę, że kiedyś jeszcze wrócę do tej powieści i to z sentymentem.
2 komentarze:
mrs-cholera.blogspot.com
Prześlij komentarz