Era wampirów, wilkołaków i
upadłych aniołów już za nami. Obecnie literatura młodzieżowa coraz częściej nawiązuje
do mitologii i to nie tylko tej greckiej czy rzymskiej, a także mniej znanej
jak celtyckiej czy słowiańskiej. W szkołach niewiele się o nich mówi, ale na
szczęście pisarze zauważyli, że mogą z nich czerpać garściami. „Ogień i kość”
Rachel A. Marks to książka pełna schematów, a jednak dająca czytelnikowi coś
nowego i świeżego – nawiązanie do mitologii celtyckiej.
Osiemnastoletnia Sage jest
przekonana o tym, że jest najzwyklejszą nastolatką w Los Angeles, która uciekła
od matki narkomanki. Pewnego dnia dziewczyna trafia do ukrytego magicznego
półświatka, które zmienia jej życie na zawsze. Sage dowiaduje się, ze jest
zaginioną córką potężnej celtyckiej bogini ognia. Moce nastolatki zaczynają się
uaktywniać i są na tyle mocne, że niekontrolowane mogą stać się zagrożeniem dla
całego świata. Sage musi nauczyć się panować nad ogniem, jednocześnie staje się
w magicznym świecie pionkiem w krwawą grę o władzę.
Marks umiejscowiła fabułę książki
w Mieście Aniołów, które jawi nam się jako miejsce pełne luksusu, elit, gdzie
Sage postrzega samą siebie na tle wyższych sfer. To środowisko wydało mi się
odrobinę przerysowane, tak jakby miasto z własną duszą zmieniło się w „nastolatkowe
wyobrażenia”. Na próżno szukać tutaj wyrazistych opisów miejsc, albo w ogóle
opisów pozwalających troszkę popracować wyobraźni. Mamy też świat magiczny,
równoległy do naszego, ale niestety i ten nie został dobrze rozbudowany i
przedstawiony. Nie chodzi mi od razu o kreację jak od Tolkiena, jednak świat
przedstawiony nie był w ogóle przekonywujący i logiczny. Marks podjęła próby
zgrabnego przeplatania rzeczywistości z magią i do pewnego momentu wychodziło
jej to całkiem dobrze, jednak nadal brakuje jakiejś spójności, zazębienia, tak
jakby bogowie pojawili się nagle, ale zamknięci w sowim jedynie towarzystwie. No
ale dobrze, nie oczekujmy od młodzieżówki świata budowanego krok po kroku,
logicznego i dobrze opisanego.
Kluczowa w „Ogniu i kości” jest
fabuła i szybki przebieg akcji. Mitologia celtycka, samo jej zastosowanie, to
już duży plus dla książki, bo nawet jeżeli opiera się na sprawdzonych
schematach, to jednak już z założenia ma w sobie coś oryginalnego. Autorka
przedstawia nam pięć rodów: wody, ducha, ciemności, ziemi i ognia. Każdy
zabiega o Sage, która odgrywa kluczową rolę w tym, który z domów zdobędzie
władzę. Tutaj już widać schemat – nastolatka dowiaduje się o swoich mocach i waży
na losach całego świata, ale został on przedstawiony w świeży sposób.
Poznawanie charakterystyki rodów to dla mnie czysta przyjemność i nawet jeżeli
autorka nie trzymała się ściśle oryginalnej mitologii, to taka forma jej
przybliżenia bardzo przypadła mi do gustu. Na drodze Sage pojawiają się też
intrygujące postaci jak Król Ciemności czy Król Kruków, a także stworzenia –
selkie, wampiry, alfy. Magiczny świat ma swój przyciągający klimat, ale,
właśnie, to o czym wspomniałam wcześniej – gdyby to wszystko dopracować i
bardziej przekonać czytelnika do tego miejsca poprzez bardziej obrazowe opisy,
byłoby idealnie.
Nie wiem dokładnie, co mi się tak
spodobało w książce, ale kartki przewracały się same. Lektura sprawiła mi wiele
przyjemności i radości, poczułam się znowu, jakbym miała kilkanaście lat.
Podświadomie przymykałam oko na momentami niezgrabne dialogi, na absurdy, jakie
z nich wynikały i nierozważne zachowanie Sage i naprawdę cieszyłam się lekturą.
„Guilty read”, lekkie fantasy, tak bym nazwała „Ogień i kość”. Polecam, zwłaszcza młodym czytelnikom,
którzy oczekują wciągającej przygody i niezobowiązującej lektury.
1 komentarze:
Prześlij komentarz