Niektórzy czytelnicy uwielbiają w książkach
wartką akcję, pełną plot twistów i zaskoczeń, inni zaś prawdziwą przyjemność
odnajdują w delektowaniu się językiem, kunsztem pisarskim i kreowanym światem.
W zależności od humoru i kondycji psychicznej, sięgam po powieści takie lub takie,
dlatego chcąc ostatnio zakopać się na dłużej w wymagającej, ale pięknie
napisanej historii, sięgnęłam po serię "Strange The Dreamer", która
obejmuje "Marzyciela" oraz "Muzę koszmarów". Nie była to łatwa przeprawa, ale zdecydowanie
warta mojego czasu i zaangażowania.
Lazlo Strange od
zawsze marzył, aby poznać tajemnice zaginionego miasta Szloch. Jako sierota, a
potem skromny bibliotekarz, nawet nie przypuszczał, że ma szansę na odbycie
kosztownej wyprawy przez pustynię Elmuthaleth do miejsca, gdzie mieszkają
mityczni wojownicy. Dopóki sami nie przekroczyli bramy Wielkiej Biblioteki i
nie zaproponowali wyprawy komuś innemu. Tu liczy się czas i każda podjęta
decyzja. Przed Strange’em pojawią się wybory, których nie sposób dokonać, żal,
którego nie da się wyleczyć, oraz magia tak prawdziwa, jakby istniała naprawdę.
Podstawowym
elementem, bez którego nie byłoby w ogóle o czym pisać, jest świat wykreowany
przez Laini Taylor. Kto czytał "Córkę dymu i kości", ten wiedział już
wcześniej, jak bujną wyobraźnię ma autorka, a w "Marzycielu" przeszła
samą siebie. Mamy tutaj świat piękny, pełen barw, taki wykraczający poza moje
umiejętności wobraźni, dlatego musiałam się trochę wysilić. I wiecie co? Warto
było! Mamy tutaj niebieskich ludzi, cudowne stworzenia, a wszystko odbieramy
każdym zmysłem, w każdym możliwy sposób poznawania i doświadczania, poprzez
cudowne, rozbudowane opisy. Je się po prostu smakuje, delektuje, zakopuje na
dłuższą chwilę i ciężko się już z książki wyplątać. To jej podstawowy,
najważniejszy plus, bo, uwierzcie, takich ksiażek przeczytałam w swoim życiu
zaledwie kilka.
Widziałam
gdzieś, prócz zachywtów, opinie takie, iż książka jest nudna, nie wciąga i
ostatecznie niektórzy doznają zawodu. Dlatego myślę, ze trzeba wiedzieć, na co
się piszecie sięgając po "Marzyciela". To nie jest lekka, przyjemna
lektura jak 99% młodzieżówek teraz, a naprawdę wymaga uwagi, cierpliwości i
odpowiedniego humoru. Na wakacje może niekoniecznie się nada, ale zimny, długi
wieczór z kocykiem i herbatką jak najbardziej. Nie ma tutaj bowiem porywającej
akcji, nie ma napięcia i wyczekiwania na to, co dalej. To raczej powolne
kroczenie za autorką, która oprowadza nas po cudownej krainie, która jest
wytworem jej wyobraźni. Dlatego "Marzyciela" oraz "Muzę
koszmarów" czyta się z zaciekawieniem, ale nie z wypiekami na twarzy. Bo
chociaż autorka zafunduje nam kilka zwrotów akcji, to jednak fabuła nie jest tu
najmocniejszą stroną. A "Muza koszmarów", mam wrażenie, jest jeszcze
bardziej uboga w przyspieszoną akcję.
"Strange
The Dreamer" to jedna z najlepszych serii przeczytanych przeze mnie w tym
roku, ale nie jest ona dla każdego i nie na każdy czas. Dlatego przygotujcie
się proszę, odpowiednio nastawcie na lekturę i dajcie się porwać Szlochowi i
przygodom Lazlo. Spróbujcie znaleźć przyjemność w poznawaniu świata, w
wyobrażaniu sobie tego, o czym czytamy i delektować się językiem autorki. Cudo,
po prostu, ta seria to literackie cudo.
Książki dostarcza:
1 komentarze:
Prześlij komentarz