Co roku, w grudniu, doświadczamy prawdziwego
wysypu świątecznych książek. Zawsze wydawały mi się do siebie dość podobne – ckliwe
historie miłosne o tym, że dobro zawsze wgrywa, a w życiu zdarzają się
absurdalne wręcz sploty losu. W tym roku jednak miałam nieodpartą ochotę poczuć
klimat Bożego Narodzenia poprzez powieść. „Świąteczne drzewko życzeń” Emily
March z jednej strony okazało się być jedną z wielu podobnych „gwiazdkowych” historii,
z drugiej zaś zapewniło mi oczekiwany relaks oraz słodycz.
Jenna od długiego czasu ma
problem. Problem, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie i psuje Boże
Narodzenie – ma stalkera, który co chwilę robi kobiecie nieśmieszne dowcipy i
wykonuje głuche telefony. Wobec tego praktycznie wpada w panikę, gdy dowiaduje
się, że jej adoptowany synek, Reilly, wydzwania do obcego mężczyzny. Szybko
okazuje się jednak, że chłopiec był święcie przekonany, iż dodzwonił się do Świętego
Mikołaja, ten zaś, nie chcąc robić chłopcu przykrości, wchodzi w rolę. Devin,
bo tak ma na imię owy rozmówca, stopniowo wnika w życie Jenny i Reillego i
postanawia pomóc w walce ze stalkerem. Czy w życiu Jenny jest miejsce na cud?
Czy największe marzenie Reillego o
tatusiu ma szansę się spełnić?
Opis zdradza tylko kilkadziesiąt
pierwszych stron książki, a założę się, że większość czytelników już będzie
znać cały przebieg wydarzeń razem z zakończeniem. Trudno tutaj o jakiekolwiek
zaskoczenia i mimo że początek dotyczący stalkera brzmi poważnie i intrygująco,
wątek ten szybko się gubi wśród słodkiej miłości. Główną rolę gra tutaj bowiem
romans Jenny z seksowym Mikołajem – Devinem. Wszystko zaczyna się w absurdalny
sposób – Reilly dostaje numer od przebierańca sklepie, w tym czasie Devin dostaje stary
telefon na kartę od miejscowej dziwnej babki, Reilly dzwoni do Devina z
życzeniem taty pod choinkę… A Jenna orientuje się o rozmowach jej syna dopiero
po kilku dniach. No dobrze, ale pomijając…
Jenna szybko zakochuje się w
mężczyźnie, którego nigdy nie widziała i ślepo wierząc w bożonarodzeniowe cuda,
daje się porwać uczuciu i wyrusza do górskiego miasteczka, do Mikołaja. Naiwne?
Cukrowe? Zdecydowanie. A jednak ta przewidywalność i prostota była czymś, czego
od tej książki oczekiwałam. Z ciekawością śledziłam losy bohaterów łapiąc się
na tym, że zaczynam darzyć Devina sympatią i chcę poznać jego charakter oraz
przeszłość. To najciekawsza postać w powieści, która daje się lubić od samego
początku, od momentu, w którym wciela się w Mikołaja, aby nie zrobić dziecku
przykrości. Jenna z kolei wydała mi się trochę niestabilna emocjonalnie i
niedojrzała. Wzięła na siebie ciężar wychowania Reillego, chcąc zapewnić mu bezpieczeństwo
i jak najlepsze warunki życia, a jednak wyraźnie sobie z tym nie radzi. Zapracowana,
znerwicowana, w dodatku wycofana z powodu „żartów” prześladowcy. Devin stara
się ja zrozumieć i usprawiedliwia jej brak opanowania, a jednak nie poczułam do
Jenny jakiejś szczególnej sympatii.
„Świąteczne drzewko życzeń” to
nowość, po którą warto sięgnąć już teraz, aby wniknąć w pełną nadziei, miłości
i cudów aurę Bożego Narodzenia. Być może ta historia nie zmieni niczyjego życia,
nie zaskoczy i nie wywoła lawiny emocji, ale zdecydowanie sprawdzi się jako
lekka, zimowa lektura na wieczory w towarzystwie kubka aromatycznej herbaty.