Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

niedziela, 6 kwietnia 2014

Kings of Leon. Sex on Fire - Michael i Drew Heatley

Wydawnictwo: Sine Qua Non
Stron: 290
Opis:  Kings of Leon, pochodzący ze stanu Tennessee kwartet, podbił świat muzyki na własnych warunkach. Zaprezentował śmiałą mieszankę klasycznego rocka, grunge’u i nowoczesnego brzmienia. Rezultatem okazała się muzyka, która przemówiła do publiczności składającej się zarówno z piętnasto-, jak i pięćdziesięciolatków. W swojej drodze na szczyt Kings of Leon zasłużyli na szacunek Boba Dylana, U2 i wielu innych gwiazd pierwszej wielkości. Z kolei suto zakrapiane imprezy i piękne kobiety sprawiają, że ich nazwisko stale gości w mediach. W pierwszej pełnowymiarowej, rzetelnej biografii Michael Heatley śledzi losy Kings of Leon od czasów, kiedy byli jeszcze lokalną grupą pełnych nadziei muzyków, aż do chwili, gdy ich single Sex on Fire, Use Somebody i Notion wspięły się na szczyty list przebojów. Niezwykłe pochodzenie i przekonania członków zespołu, a także ich styl życia, który sprawił, że trzymali się z dala od muzyki popularnej aż do 1997 roku, przyniosły fascynujące rezultaty. Kings of Leon. Sex on Fire to napisana z rozmachem opowieść o jednej z najbardziej niezwykłych formacji rockowych naszych czasów.


„Kings of Leon. Sex on fire” to opowieść o losach jednego z najpopularniejszych zespołów rokowych napisana przez Michaela i Drewa Heatley. Dotychczas przeczytałam tylko biografię pod tytułem „Brawurowi Bracia Jonas”, kiedy to jeszcze byłam fanką historyjek pokroju „Camp rock”. Pamiętam, że mimo ślepej fascynacji owym zespołem, lektura okazała się być nudna, pełna suchych faktów. Ktoś by zapytał: jak inaczej może wyglądać biografia? Odpowiem, że właśnie tak, jak w przypadku „Kings of Leon”. Miło spędziłam przy niej czas mimo, iż nie mogę nazwać się prawdziwą fanką zespołu.

Na wstępie poznajemy uogólnioną charakterystykę zespołu, środowiska rodzących się idei oraz porównania do innych popularnych zespołów jak „The White Stripes”, „Rolling Stones” czy „The Strokes”. Następne rozdziały w bardziej szczegółowy sposób ukazują wszelkie okoliczności oraz sytuacje, z jakimi musieli się uporać młodzi muzycy.

Kings of Leon składa się z trzech braci i ich kuzyna – wszyscy noszą nazwisko Followill. Wychowani zostali w bardzo religijnej, zielonoświątkowej rodzinie. Ich ojciec wykładał Słowo Boże, matka zaś grała na fortepianie podczas nabożeństw. Od dziecka bracia przyzwyczajani byli do odpowiednich zachowań, bogobojności, pokory i posłuszeństwa. Sami do końca nie rozumieli oddania rodziców wobec spraw duchowych. Nie posiadali telewizora, nie mieli dostępu do muzyki popularnej, nazywanej przez ich matkę „muzyką szatana”. Nic dziwnego, że religia z obowiązku nie przyniosła oczekiwanych owoców. Wszystko zaczęło się od usłyszanej w czyimś aucie piosenki country. Chłopcy z zafascynowaniem zaczęli wsłuchiwać się w różnego typu utwory muzyczne, poznając otaczający ich świat dopiero w nastoletnim wieku. Przełomowy moment buntu był skutkiem zdrady ojca, jego odejście z Kocioła oraz wyjazd. Wtedy młodzi, zdolni bracia intensywniej wtapiali się w świat muzyki, narkotyków i innych rzeczy oferowanych przez świat. Nikt nie sądził, że powstanie z tego znany na całym świecie zespół… Nazwany od drugiego imienia ojca i dziadka, Leona.

Początkowe utwory nawiązywały do wspomnień niezbyt kolorowego i szczęśliwego dzieciństwa. Świadczą o tym ironiczne teksty dotyczące wiary, Jezusa oraz Kościoła Zielonoświątkowego. Sama nazwa albumu „Holly Rollers” odnosi się do wyznawców ślepo kierujących się ku wyimaginowanym rzeczom. Dalsze utwory często miały charakter kontrowersyjny, poruszały tematy tabu takie jak seks, narkotyki, alkoholizm. Nie wszystkie oczywiście… Jednakże nie można zaprzeczyć, że Kings of Leon otwarcie wyraża emocje, nie godzi się na wszelkie szufladkowanie. Dlatego często utwory znacznie różniły się od siebie, reprezentowały odmienne gatunki muzyczne lub nastroje. To nie może być zespół taki jak inny.

W książce poznajemy dokładnie piosenki z każdej płyty kwartetu, czemu towarzyszy opis linii melodyjnej, charakter utworu, fragmentu tekstu, okoliczności powstania oraz opinie z różnych części świata. Warto jednocześnie przesłuchać choćby część z wymienionych piosenek, aby jeszcze lepiej zrozumieć ich przekaz. Sam Caleb, wokalista zespołu, stwierdza, że „Fani dzielą się na tych od ‘Sex on Fire’ i od Kings of Leon”. Przyznam szczerze, że jestem jedną z tych wielu osób znających zespół przez właśnie „Sex on Fire” oraz „Use somebody”. Teraz wiem, że mimo pozorów… są to piosenki nienapisane z serca, jak to stwierdzili muzycy, a jedynie z nagle zrodzonego, chwytliwego pomysłu. I to one, o ironio, odniosły największy sukces. Rodzi się zatem pytanie, na czym najbardziej zależy chłopakom? Czy na sławie oraz komercyjnym graniu, czy też na wyrażaniu swoich przekonań i upodobań muzycznych? Po zapoznaniu się z ich biografią stwierdzam, że przeważa to drugie stwierdzenie. Wokalista nie był zadowolony z faktu, że podczas trasy koncertowej promującej ostatni album, po odśpiewaniu jednej ze starszych piosenek pewna ‘fanka’ zapytała, czy to nowy utwór.

Zespołu nie można postrzegać przez pryzmat jedynie dwóch najbardziej znanych „Sex on Fire” i „Use somebody”. A już na pewno nie powinniśmy w tym wypadku nazywać się fanami Kings of Leon, dlatego we wstępie przyznałam, że nie klasyfikuję się do tego grona. Mimo wszystko poznanie życia muzyków, ich charakterów oraz celu i przekazu ich muzyki pozwoliło mi na przyznanie racji stwierdzeniu, że piosenki to tylko wymysły. Wymysły autorów, którzy kreują swoją muzykę jak chcą i przekazują emocje w taki sposób, jaki im się podoba. A czy odbiorcy podążą tylko za rytmiką oraz brzmieniem czy też zastanowią się nad często niezrozumiałym tekstem to już ich sprawa. Taki stosunek do swojej twórczości mają Kings of Leon.

Biografia sporządzona przez Michaela i Drewa Heatley to wciągająca, lekka i ciekawa książka. Pełna jest cytatów samych muzyków, fragmentów reportaży, wypowiedzi producentów. W środku znajdują się ponadto kolorowe fotografie z koncertów KoL. Nadal pozostając przy stwierdzeniu, że nie jestem i nie będę wierną fanką zespołu, polecam biografię wszystkim fanom popu, rocka, ogólnie muzyki popularnej. Pozwala ona z pewnością na nakreślenie charakteru największych sław dzisiejszych czasów oraz uświadamia, że sława i pieniądze nie zapewniają idealnego, bajkowego życia. 

Na koniec wszystkim znany utwór "Use somebody". Warto jednak nie poprzestawać na jednym lub dwóch utworach, jeżeli chcemy poznać charakter zespołu.



Ocena książki: 7/10
Ciekawa, lekko napisana historia zespołu.

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.


sobota, 5 kwietnia 2014

Historie, w których nic się nie dzieje - Igor Kulikowski


Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Stron: 330

Opis: Tego dnia wszystko będzie wspaniałe. To właśnie taki dzień.
Obudzi nas słońce na policzkach i tupot ptasich nóżek na parapecie.Tego dnia wstaniemy wcześnie rano i wyjdziemy z naszych domów, by obrywać w ogrodach żółte kwiatki podbiału, różowe płatki rajskich jabłoni. A potem, na balkonie, sporządzimy magiczny płyn na powitanie wiosny. Trochę czystej wody i kolorowe farbki. Płatki kwiatów i zielone źdźbła młodej trawy. Wszystko dokładnie zamieszać, wypowiedzieć tajemne zaklęcie, rozlać w plastikowe butelki. Tego dnia wszystko będzie jak trzeba. Nasza radość i spokój w domu, co jest tu od zawsze i będzie na zawsze. Staniemy na balkonie i popatrzymy z góry na miasto. Zobaczymy zielone chmury drzew, białe obłoki, wieżyce kościołów. Zobaczymy dalekie, pasiaste szyje kominów i ławice gołębi nurkujące w przejrzystym powietrzu. A potem weźmiemy do rąk butelki z magicznym płynem i śmiejąc się, będziemy rozlewać go po niebie, drzewach, dachach i chmurach. Tego idealnego dnia tak właśnie będzie. Na nasz znak rozpocznie się wiosna. Świat zakwitnie na nowo, a każda z tych najlepszych rzeczy, jakie mają się nam zdarzyć, zdarzy się. Ponieważ wszystko wciąż będzie jeszcze przed nami.

"Bo musi być coś, żeby się tego trzymać. Choćby jedna rzecz na tym świecie. Inaczej nie da się go znosić."*

„Historie, w których nic się nie dzieje” to zbiór piętnastu opowiadań Igora Kulikowskiego.  Lekturę rozpoczęłam wieczorem, tak jak to zwykle robię po męczącym dniu. Szybko przekonałam się jednak, że do tej książki trzeba podejść w zupełnie inny sposób niż do zwykłych, rozluźniających opowiastek. Najlepsza okazała się ławka na odciętej od szumu miasta górce. Dlaczego? Pozwoliło mi to lepiej wczuć się w historie… w których na pozór nic się nie dzieje.

Podstawową, niezwykle urzekającą i najszybciej zauważalną cechą wszystkich opowiadań jest niesamowity klimat. Mamy tutaj do czynienia ze wszystkimi porami roku przyozdobionymi różnobarwnymi kwiatami, słodkimi zapachami, krajobrazami od ruchliwego miasta, przez kwitnące ogrody, po puste plaże. Owa nastrojowość ściśle łączy się z historiami poszczególnych bohaterów, każde z ich rozmyślań i refleksji uwarunkowane jest otoczeniem oraz zaistniałymi okolicznościami. Niektóre z postaci snują swoje historie w spokojnych, praktycznie opuszczonych miejscach, inne zaś odkrywają coś bardzo ważnego stojąc na tarasie lub wpatrując się w widok za oknem. Zapewne każdy z nas również ma chwile zamyślenia pijąc herbatę, patrząc na zachód słońca, podziwiając piękno natury… Nawet jeżeli myśli te nie są daleko idące, warto zatrzymać się na chwilę, najlepiej czytając „Historie, w których nic się nie dzieje”.

Osobiście nie przepadam za wszelkimi tomikami poezji, które można interpretować na milion różnych sposobów i w dodatku nie wynieść nic wartościowego. Opowiadania za to dają możliwość wcielenia myśli w życie, odniesienia sytuacji bohaterów do naszego życia. Rozległe, a zarazem nienudzące opisy refleksji, wspomnień i skojarzeń, wciągają czytelnika zadając najważniejsze pytania i poruszając kwestie egzystencjalne. Jaki jest cel życia? Jaką rolę stanowią minione chwile? Jak cienka jest granica między samotnością a lękiem przed światem?

"Ludzie zbyt szybko wymieniają się imionami, słowami, myślami. 
A potem znikają."**

Każde z opowiadań ukierunkowuje czytelnika na dane aspekty życia – dzieciństwo, tęsknotę za swoim bezpiecznym miejscem, drobnostki życia codziennego, płynący czas, zmienność wszystkiego, co nas otacza. Odniosłam jednak wrażenie, że każda historia obraca się w temacie samotności, indywidualizmu jednostki, niezrozumienia przez świat. Bohaterowie, przebywając w miejscach odludnych, odczuwają spokój, mogą w ciszy rozmyślać nad życiem. Jednocześnie większość z nich nie rozumie samych siebie, są samotni, niedopasowani do realiów środowiska społecznego. Brakuje im przyjaciół, tak jak na przykład Tobiemu z opowiadania „Polowanie na obłoki”. Poniekąd go rozumiem, gdyż kilka lat temu również znajdowałam się w podobnej sytuacji, otaczałam się innymi rzeczami niż inni. Zmiany zaszły z czasem, lecz nadal w pewnych sprawach nie rozumiem samej siebie, lubię także ciche, urokliwe miejsca. To sprawia, że do serca wpływa fala spokoju, melancholii, zamyślenia. Podobnie było z Tobim.

Myślę, że każdy z czytelników może utożsamić się z myślami danych bohaterów. Dlatego „Historie, w których nic się nie dzieje”, mimo typowo refleksyjnego charakteru, który jest dziś nie w modzie, dotrze do wielu odbiorców. Szczególnie takich, którzy czasem zatrzymują się w codziennym biegu  lub chcą dostrzec wartość ważnych życiowych drobiazgów. Serdecznie polecam tę książkę. Dodam na koniec, że nie warto kierować się tytułem, gdyż przy tych historiach nie da się nudzić.

* - cytat, str 177
** - str 77
Ocena książki: 7/10
Inteligentna, refleksyjna powieść, bardzo nastrojowa, pozostawiająca nadzieję. 

DODATKI:
O AUTORZE:  KLIK
TRAILER I WIĘCEJ O KSIĄŻCE: KLIK












A już za niedługo ogłoszę na moim blogu KONKURS. Do wygrania jedna z dwóch powieści "Historie, w których nic się nie dzieje". Bacznie obserwujcie! :))