Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

wtorek, 4 listopada 2014

Znajdź złoto, głupcze

Wydawnictwo: Egmont

Ilość stron: 344

Tom: 3. serii Zakon Ciemności

Opis: W trzecim tomie bestsellerowej serii o tajemniczym Zakonie Ciemności młodzi podróżnicy Luca, Freize, Izolda i Iszrak przybywają do Wenecji w czasie karnawału.
Podczas gdy mieszkańców miasta ogarnia szaleństwo zabawy, bohaterowie mają zbadać sprawę fałszerstwa złotych monet. W trakcie dochodzenia poznają dwoje alchemików, którzy najprawdopodobniej są w posiadaniu kamienia filozoficznego. Z biegiem czasu na jaw zaczynają wychodzić kolejne niewiarygodne, a czasem przerażające sekrety.




Od lat wierni inkwizytorzy posyłani są w świat w poszukiwaniu oznak końca świata. Pieczę sprawuje nad nimi tajemniczy Zakon Ciemności, który tępi to, co pogańskie. Zwierzchnicy wysyłają rozkazy, które muszą być surowo przestrzegane przez zakonników. Wtedy są pionkami w grze, a ich misja okazuje się być skrzętnym planem, prowadzącym do sukcesu. Każdą możliwą metodą.

Piątka przyjaciół – Izolda, Iszrak, Luca, brat Piotr i Freize – przybywają do Wenecji na rozkaz zwierzchnika Luci. Przychodzi im odkryć najmroczniejszą stronę najpiękniejszego miasta chrześcijańskiego świata. Badają sprawę fałszowania złotych monet. Angielskie noble bowiem zyskują coraz większą wartość, z dnia na dzień są coraz bardziej pożądane przez każdego mieszkańca. Kupcy z zadowoleniem przyglądają się powiększającej fortunie, a inni, w tym Luca, odzyskują nadzieję na wykupienie rodziny z niewoli. Wszystko się zmienia po tym, gdy przyjaciele poznają dwoje alchemików, którzy opracowują metodę pozyskania złota ze zwykłych materiałów. Prawdopodobnie posiadają też wiedzę o kamieniu filozoficznym. Rozkazy jednak mówią wyraźnie – znaleźć fałszerzy i poinformować władze. Nieposłuszeństwo może bowiem przynieść tragiczne skutki. Zresztą…. Kto wie jaki plan ma tajemniczy zwierzchnik?

Nie miałam nigdy w zwyczaju zaczynać serii w samym jej środku, tu jednak uczyniłam wyjątek. Nie spotkałam się wcześniej z twórczością Philippy Gregory, dlatego z lekkim powątpiewaniem sięgnęłam po „Złoto głupców”. Co się okazało? Że to naprawdę fantastyczna lektura, w dodatku nie sprawiała wrażenia niedopowiedzeń czy luk w fabule. Na pewno sięgając po poprzednie tomy miałabym większą wiedzę bodajby o samych bohaterach i Zakonie, jednakże mam wrażenie, że wiem wystarczająco dużo. Wystarczająco, by docenić wysiłek autorki.

„Złoto głupców” to książka wyjątkowa. Tak można by teoretycznie powiedzieć o każdej współczesnej pozycji, ale uwierzcie mi. Ja znalazłam tutaj „to coś”, z czym nie spotkałam się nigdy wcześniej. I, niestety, trochę ciężko stwierdzić, czym „to coś” jest. Na pewno przyczynił się do tego sam styl autorki. W lekturze nie ma dużo opisów, a jednak łatwo buduje klimat średniowiecznej Wenecji, a także porywa czytelnika. Nawet wówczas, gdy tak naprawdę dużo się nie dzieje. Kto by pomyślał że temat podrabianych monet może być ciekawy? Tymczasem mogłam spędzić kilka godzin z rzędu zatapiając się w lekturze i nie myśleć o niczym innym. Ta historia ma po prostu urok.

Wielokrotnie przychodziło mi na myśl stwierdzenie, że tak naprawdę „Złoto głupców” nie jest tylko dla młodzieży. Książka wydaje się być o wiele poważniejsza od innych pozycji. Opiera się na historii imperium osmańskiego i samej Wenecji, na legendach, ukazuje tajniki prawdziwego handlu. Poza tym, bohaterowie są prawdziwymi, mocnymi charakterami. Nie znajdziemy tutaj przesłodzonych sytuacji, rozmyślań „kocha czy nie kocha, przecież jestem taka przeciętna”. Kobiety potrafią walczyć o swoje prawa, niechętnie godzą się na przestrzeganie manier, są zdolne i mądre. Tak naprawdę polubiłam każdą postać z ich grona, może oprócz Freize’a. Wydawał się być naiwny, tchórzliwy, niezbyt inteligentny.

Jednym z największych atutów powieści jest również to, że autorka gra z nami, tak jak zwierzchnik z zakonnikami. Każe nam śledzić ich poczynania ukrywając prawdziwy sens misji, który odkrywamy na samym końcu, wraz z bohaterami. Ponadto, wtedy gdy oni ustalają między sobą, że coś pozostanie tylko pomiędzy nimi, my, jako czytelnicy, nie mamy prawa o tym wiedzieć. Pozostają jedynie domysły, bardziej prawdopodobne lub mniej. Cały czas jestem ciekawa, czy w odpowiedni sposób zinterpretowałam sytuację dotyczącą wątku miłosnego. Bohaterowie obiecali sobie bowiem, że nigdy już nie będą zadawać sobie pytań, a to co się zdarzyło, ma pozostać tajemnicą. Lub snem.

Bohaterowie stali się w tej grze głupcami, stąd nazwa „złoto głupców”. I ja zostałam głupcem wraz z nimi, chyba tak jak każdy czytelnik.
Na pewno długo nie zapomnę tej lektury i będę z niecierpliwością czekać na następną tajemniczą misję. Serdecznie polecam zarówno fanom serii, jak i tym, którzy nie zapoznali się jeszcze z Zakonem Ciemności. W tym momencie znów przekonuję się, że nadal istnieje coś takiego jak prawdziwa, ciekawa, warta spędzenia na niej czasu literatura. 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont

sobota, 1 listopada 2014

Romantyczna historia w głębi sadu

Wydawnictwo: Egmont

Rok wydania: 2014

Ilość stron: 192

Opis: Eric Marshall, świeżo upieczony absolwent college'u przyjeżdża na Wyspę Księcia Edwarda, by w zastępstwie chorego przyjaciela poprowadzić szkółkę w Charlottetown. Poznaje tam piękną i tajemniczą Kilmeny - niemą dziewczynę obdarzoną słuchem absolutnym, która komunikuje się ze światem poprzez grę na skrzypcach. Eric się w niej zakochuje. Musi jednak zawalczyć o swoją miłość. Czy uda mu się zdobyć serce Kilmeny? Dziewczę z sadu to opowiedziana z punktu widzenia młodego mężczyzny historia prawdziwej i głębokiej miłości, która okazuje się mieć uzdrawiającą moc.




Miłość to uczucie, które może pokonać każdą przeszkodę. Niemożliwe staje się możliwym, dzieją się prawdziwe cuda, a świat zdaje się w końcu rozumieć istotę egzystencji. Jedyny warunek – miłość powinna być prawdziwa i wierna. Przekonuje nas o tym powieść „Dziewczę z sadu”, autorstwa Lucy Maud Montgomery. Na pewno czytelnicy skojarzą nazwisko z serią „Ania z Zielonego Wzgórza”, cenioną wśród młodszych pokoleń, ale i posiadającą sentyment dorosłych. Czy „Dziewczę z sadu” zajmie równie chwalebne miejsce wśród lektur? Niestety, ja nie jestem do końca przekonana.

Eric Marshall dopiero co został absolwentem college’u, a już otrzymuje wiadomość od przyjaciela z prośbą o zastępstwo. Podczas jego choroby, Eric miał poprowadzić szkołę w Charlottetown na Wyspie Księcia Edwarda. Podczas popołudniowego spaceru, bohater trafia w opuszczone, a jednocześnie najbardziej czarujące miejsce na Ziemi – niezwykle klimatyczny sad. To właśnie tam słyszy niebiańską muzykę skrzypiec, graną przez piękną nieznajomą. Ta, na widok Erica, ucieka z przerażeniem. Mężczyzna nie może zapomnieć jej idealnej twarzy, tak więc coraz częściej przychodzi do sadu. Okazuje się, iż owa dziewczyna, Klimeny, jest niemową. Eric będzie musiał zawalczyć o miłość swojego życia. Czy warto przeciwstawić się rozsądkowi? Jak pokonać przeszkody, w tym najpoważniejszą – niemożność mowy?

Podczas lektury miałam nieodparte wrażenie, iż autorka starała się wyidealizować zarówno fabułę, jak i postacie. Dziewczyna jawi się bowiem jako czyste, nieskalane brudem tego świata dziecię. Poprzez wychowanie w zamkniętym domu z możliwością przebywania jedynie w sadzie, Klimeny zdaje się stawiać pierwsze kroki w otaczającym ją świecie. Nie zna i nie rozumie praw nim rządzącymi, w swojej niewiedzy jest wolna od brudu i rzeczywistości. Przy tym jest niezwykle piękna, ma długie, czarne włosy, idealną twarz z ustami niczym płatki róż. Każdy mężczyzna, który ją zobaczy, od razu zakochuje się w niej. I mimo iż Klimeny żyje w kłamstwie i bólu z powodu niemożności mowy, wydaje się być postacią nazbyt wyidealizowaną. Również Eric jawi się jako idealny mężczyzna, odważny i romantyczny. Ciężko to przyjąć, zwłaszcza, gdy autorka dwa razy zaprzecza sama sobie zdaniami twierdzącymi, że Eric nigdy nie był romantykiem i od dziada pradziada nie miał nawyku działać pod wpływem emocji. Pół strony dalej czytamy zaś jego uniesione, przy czym odrobinę irytujące, monologi. Dalej jeszcze znów zachwyca się Klimeny i cytuje romantyczne wiersze.

Fabuła powieści skupia się wyłącznie na uczuciu między Ericem i Klimeny, przy czym jest ono przedstawione w niezwykle poetycki sposób. Miłość pojawia się praktycznie od razu, jest niezwykle intensywna, żywa, odważna. Napotyka wprawdzie przeszkody, ale to one czynią ją jeszcze bardziej nieprawdopodobną. Dlaczego? Ponieważ o ile pojawi się jakiś problem, zostaje on natychmiast rozwiązany, w bardzo łatwy, banalny wręcz sposób. Być może autorka miała na celu przekonać czytelników, że każdy ból może być ukojony miłością i przeciwności zdarzają się na każdym kroku. Chyba nie do końca to się powiodło. „Dziewczę z sadu” okazało się być zbyt poetycką, nieprawdopodobną, bajeczną i przesłodzoną historią. Taką, niestety, która raczej nie przypadnie do gustu współczesnemu czytelnikowi. Opowieść z  XIX wieku w tym wypadku wydaje się być nieadekwatna do świata, który nas otacza.  

Nie mogę powiedzieć, że książka nie należy do dobrych lektur i nie posiada żadnych pozytywnych cech. Przede wszystkim, czyta się ją lekko i z przyjemnością. Nie wymaga zaangażowania czytelnika, jest więc idealną pozycją na nudne dni. Kolejnym plusem i umiejętnością, którą nieczęsto przejawiają współcześni autorzy, jest niesamowity klimat. I nie mam tu na myśli przesłodzonych i wyidealizowanych opisów postaci czy uczucia, ale samego sadu. Na własnej skórze mogłam poczuć spokój i piękno bijące z zaniedbanego, a jednocześnie uroczego sadu. Autorka opisała go jako miejsce zamkniętych marzeń, beztroski dzieciństwa i swego rodzaju sacrum. Harmonia kierująca naturą oraz dźwięk skrzypiec wprowadza w spokojny, pozytywny nastrój. Wtedy właśnie ma się chęć pójść do ogrodu, na łąkę lub do sadu i właśnie tam kontynuować lekturę.

„Dziewczę z sadu” to urocza historia, lecz trochę zbyt naiwna i przesłodzona. Sądzę, że jedynie zwolennicy romantycznych historii z czasów wiktoriańskich będą w stanie całkowicie docenić ową pozycję. Ja jestem wdzięczna autorce za niezwykły nastrój i kilka godzin odpoczynku po męczącym dniu. Może to za mało, aby polecić książkę, dlatego zalecam odwołać się do własnych upodobań i zadecydować, czy historia o uniesionej, romantycznej miłości jest odpowiednią dla Was lekturą. 

Moja ocena: 6/10


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont