Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

sobota, 7 listopada 2015

Losing hope - Colleen Hoover

Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte Moondrive
Seria: Hopeless #2
Stron: 384
Opis: Czasami, aby pójść naprzód, trzeba najpierw sięgnąć głęboko w przeszłość. Przekonał się o tym Dean Holder. Przez wiele lat zmagał się z poczuciem winy, że kiedyś pozwolił odejść małej dziewczynce. Od tego czasu szukał jej uparcie, ale nie spodziewał się, że gdy ponownie się spotkają, ogarną go jeszcze większe wyrzuty sumienia. „Losing Hope” to historia trojga młodych ludzi naznaczonych przez traumatyczne doświadczenia. Każde z nich wybrało inny sposób na to, by sobie z nimi poradzić – nie każde z nich wybrało życie. 

Czy jest taka tragedia, po której nie da się odzyskać nadziei?



Lubisz swoje życie, masz dziwne nawyki i hobby, zamiast chodzić na imprezy wolisz piec ciasteczka, masz grupkę wiernych przyjaciół i kochającą matkę. I nagle pojawia się miłość, romantyczna i idealna. Z tym, że jej cena jest bardzo wysoka. Lepiej żyć w wygodnej ułudzie czy też stracić wszystko w imię bolesnej prawdy? Takie pytanie zadały sobie wszystkie czytelniczki „Hopeless”, powieści, która stała się najważniejszym tytułem gatunku New Adult.  Ja również sięgnęłam po tą pozycję i powiem szczerze, że nie byłam aż tak zachwycona jak większość czytelniczek. Z ciekawością jednak sięgnęłam po „Losing Hope”, tą samą historię opowiedzianą tym razem z punktu widzenia Holdera. Okazało się, że ta właśnie pozycja otworzyła mi oczy na to, o co tak naprawdę chodziło w „Hopeless”, jaki był sens całej tej tragicznej i zarazem pięknej historii.

 Holder od dziecka nie może przebaczyć samemu sobie tego, że stracił dwie najważniejsze dla niego dziewczyny. I nie chodzi tutaj o jakieś nastoletnie sercowe rozterki, ale o stratę przyjaciółki i siostry. Nie każda z nich wybrała życie. Od tej pory Holder cały czas miał nadzieję, że odnajdzie jedną z nich. Gdy już pogodził się ze stratą, nagle w jego życiu pojawiła się Sky, piękna dziewczyna, która przypomniała mu, jak bardzo kiedyś zwiódł swoją małą przyjaciółkę. Czy Holder kiedykolwiek będzie w stanie przebaczyć samemu sobie? Czy będzie gotowy w imię prawdy zniszczyć życie ukochanej osoby?

Czytając „Hopeless”, zamiast na historii Sky i Holdera, bardziej skupiłam się na fakcie, że ta książka musi być prawdziwym objawieniem, cudem wręcz tak jak to pisały czytelniczki. Dlatego po odstawieniu przeczytanej książki na półkę stwierdziłam, że jest to przesłodzony romans, który pod koniec zamienia się w przedramatyzowany chaos. Na szczęście nie przekreśliłam do końca tej opowieści i z ‘hope’ sięgnęłam po „Losing hope”. Na szczęście tej nadziei nie straciłam, bo zostałam naprawdę pozytywnie zaskoczona. W taki jednakże sposób, że pod koniec lektury chciało mi się płakać. Postać Holdera zdobyła moje serce i wdzięczna jestem za to, iż mogłam naprawdę, niepołowicznie, poznać tą postać.

W „Hopeless” poznajemy bieg historii i tajemnice z przeszłości. Ale to w „Losing hope” otrzymujemy resztę opowieści, mamy lepiej zarysowaną postać Holdera, przez co łatwiej zrozumieć tragizm sytuacji. I, nie sądziłam wcześniej, że to będę mogła powiedzieć, ale zupełnie zmieniłam patrzenie na tą opowieść. Przesłodzony romans i przekombinowany dramat? Nic z tych rzeczy! Już na samym początku książki otrzymujemy emocjonalny cios, a poczucie winy Holdera, jego ból i niemożność poradzenia sobie z własnym życiem sprawia, że cała opowieść rozrywa serce. Pozostawia jedynie na nim malutki plasterek. A i tak jestem zła, iż autorka wymyśliła dla swoich bohaterów coś tak okropnego. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak fakt, że opowieść mogła mieć miejsce w rzeczywistym świecie. Czasami zastanawiam się, ile jest wśród nas takich osób, które noszą w sobie rodzinne tragedie i borykają się z poczuciem winy. Ile z nich nie wie, jaka jest dokładnie ich przeszłość. I ile z nich zostało oszukanych przez ukochanych bliskich, dla ich dobra.

Jestem żywym przykładem na to, że nieprawdziwe jest twierdzenie, iż ta sama historia Sky i Holdera, pisana z drugiego punktu widzenia, jest jak odgrzewany kotlet – nie smakuje już tak dobrze. Według mnie – smakuje znacznie lepiej. Opowieść na bowiem dwie strony medalu, ukazuje słodką miłość i idealne życie dziewczyny, które w jednej chwili legnie w gruzach, oraz cierpienie, ból i wyrzuty sumienia chłopaka, który w tym wszystkim musi wyznać tragiczną prawdę i oglądać, jak serce ukochanej pęka. Nigdy nie dostrzegłabym, o co tak naprawdę chodzi w tej historii, dlaczego bohaterowie postąpili tak, a nie inaczej i w końcu jak ogromną cenę musieli ponieść w zamian za uregulowanie długu z przeszłością. „Hopeless” to nic szczególnego bez „Losing hope”. Za to obie te książki składają się na pomysł, który miażdży psychicznie, dosłownie, zasmuca, zachwyca, szokuje brutalnością i w końcu wzrusza.

„Losing hope” polecam absolutnie wszystkim czytelnikom pierwszej części. Nieważne, ta czy zachwyciła czy rozczarowała. Trzeba kończyć to, co się zaczyna, nie można oceniać historii, wtedy, gdy zna się  tylko jej połowę. A uwierzcie mi, warto znać wszystko to, co autorka przygotowała dla każdego z bohaterów. Wątpię, czy znalazłby się ktoś, kto po przeczytaniu oby tych powieści uznałby historię Sky i Holdera za niegodną obecnego rozgłosu.

Moja ocena: 9/10

Za lekturę dziękuję serdecznie Księgarni Matras.