Czy
wizja świata rządzonego modyfikacjami genetycznymi wydaje nam się być odległa?
Śmiem twierdzić, że żyjemy w takiej rzeczywistości już teraz. Zmieniamy
materiał genetyczny zwierząt, roślin, ingerujemy mocno w procesy podziałów
komórek i zapładniania in vitro. To wydaje się nieuniknione, gdy cały czas
następuje rozwój nauki i technologii. Wiemy, że to ostatecznie doprowadzi do
światowej klęski, a jednak brniemy w to dalej. Taka kolej rzeczy. Historia zna
przypadki skutecznego wykorzystania broni biologicznej, ale tak naprawdę najgorsze
dopiero przed nami. "Killer T" Roberta Muchamora to jedna z najgroźniejszych
wizji apokalipsy, bo jest ona wielce prawdopodobna.
Harry, niepozorny
nastolatek, który niedawno przeniósł się z Anglii, marzy tylko o tym, aby pójść
w ślady swojej mamy, znanej i cenionej dziennikarki. Charlie, niepokorna
dziewczyna z zamiłowaniem do materiałów wybuchowych i kłopotów, chce tylko w
spokoju opiekować się swoim chorym bratem. W wyniku zamachu na szkolną gwiazdę
sportu drogi tych dwojga przecinają się po raz pierwszy. W ich świecie
modyfikacje genetyczne nie są tylko planami na niedaleką przyszłość, to prężnie
rozwijająca się gałąź nielegalnych praktyk. Korzystają z nich gwiazdy kina,
które chcą poprawić swój wygląd, i terroryści pragnący zobaczyć, jak świat
płonie. Charlie i Harry znajdą się w
samym centrum wydarzeń, w elicie Los Angeles, dokładnie w momencie, kiedy znana
nam codzienność przestanie istnieć. Czy nauczą się żyć po genetycznej
apokalipsie, wiedząc, że kilka razy przeszkodzili bardzo niebezpiecznym ludziom?
Killer T
to nic innego jak limfocyt NKT - komórka układu odpornościowego, które pod
wpływem bodźca stymulują wytwarzanie prozapalnych cytokin, odpowiadają też za
cytotoksyczność. Niszczą obce dla organizmu ludzkiego komórki bakterii, wirusy,
pierwotniaki, a także komórki nowotworowe. Być może dla osoby niezapoznanej
dobrze z fizjologią układu immunologicznego takie informacje są mało
przejrzyste, ale to dosłownie podstawa, która sprawia, że fabuła jest bardziej
zrozumiała. Pomijając to, autor zahacza często o tematykę wirusologii i
modyfikacji genetycznych pod kątem naukowym, ale, niestety, doszukałam się
wielu nieścisłości. Niektóre fakty zostały troszkę przeinaczone, lub
podkreślono tylko jeden ich wariant, aby fabuła miała ręce i nogi. I, naprawdę,
gdybym nie siedziała w tematach biologiczno-chemicznych, zapewne nie
zwróciłabym na to uwagi. Tak więc, jeżeli lubicie, gdy autor trzyma się
rzetelności co do nauki dotyczącej biologii, trzeba tutaj na pewne rzeczy
przymknąć oko.
Może to
dziwnie zabrzmi, ale widać, że tę książkę napisał mężczyzna. W "Killerze
T" dominuje bowiem przygoda, ciągła akcja, na próżno szukać delikatnych
kobiecych charakterów, dylematów sercowych i wrażliwości. W pewien sposób ta
książka kojarzyła mi się z "Tunelami" oraz "Więźniem
labiryntu". Wydarzenia mają zawrotne tempo, a i język jest całkiem
interesujący. Młodzieżowy, ale nie w kontekście prostoty i naiwności, a za to
podszyty ironią i zabawnymi sformuowaniami typu "epickie pie**olnięcie".
Określiłabym "Killera T" jako pełnokrwistą, kompletną i zapewniającą
rozrywkę przygodówkę młodzieżową. Dawno nie czytałam tego gatunku i miło było troszkę cofnąć się w czasie i przeczytać
coś dla trochę młodszych czytelników, co jednocześnie nie zawiedzie dorosłego.
"Killera
T" czyta się w zawrotnym tempie, kartki wypełnione drobnym drukiem lecą
jedna po drugiej i nie wiadomo kiedy - ponad 400 stron przeczytane. To kawał
angażującej przygodówki, która, gdy tylko przymkniemy oko na naukowe nieścisłości,
okaże się być satysfakcjonującą lekturą. Na ten bestseller warto zwrócić uwagę, a na
pewno takich młodzieżówek życzyłabym sobie, gdybym jeszcze tą młodzieżą była.
0 komentarze:
Prześlij komentarz