Feminizm może być czasem mylony z
feminazizmem, wskutek czego może być źle odbierany nie tylko przez mężczyzn,
ale też przez same kobiety. Dlatego „One płoną jaśniej” to lektura obowiązkowa,
bo to ona pokazuje, czym jest prawdziwy feminizm. Nie jest marszem, protestem,
niegoleniem nóg czy obnażaniem się w imię równości. To wewnętrzny płomień,
który mają w sobie kobiety, a każdy ucisk i dyskryminacja sprawia, że one płoną
jaśniej.
Purnima już dawno powinna wyjść
za mąż, ale przez niegrzeszący urodą wygląd oraz biedę ojca, nikt nie jest nią
zainteresowany. Małżeństwo to w Indiach czysta transakcja, liczy się przede
wszystkim duży posag oraz to, by przyszła żona potrafiła zadbać o mężczyznę w
każdy możliwy sposób. Sawitha pochodzi z
rodziny tak ubogiej, że mieszka w lepiance, a jedzenia musi szukać na wysypisku
śmieci. Jej ojciec wpadł w alkoholizm i potrafi jedynie żebrać w pobliżu
świątyni wzbudzając współczucie kapłanów. Sawitha ma jednak umiejętność, która
pozwala jej chociażby zjeść kilka ziaren ryżu – tka na krośnie. Dzięki swoim
umiejętnościom zostaje zatrudniona przez ojca Purnimy i tak dwie dziewczyny
stają się nierozłączne. Do czasu, gdy wydarza się prawdziwa tragedia, która
rozdzieli je być może na zawsze…
Autorka Shobha Rao pochodzi z
Indii i większość akcji jest tam właśnie umiejscowiona. I nie jest to ciekawy
obrazek. Świat zupełnie inny, zacofany, biedny, aż dziw, że taki ma prawo
istnieć w XXI wieku. Społeczeństwo kastowe, oporne na wszelki postęp i zmiany.
Przynależność do takiej kasty jest
uwarunkowana tylko i wyłącznie tym, w jakiej rodzinie przyjdzie się na świat i
nie ma zmiłuj – nie ma opcji przejścia ze statusu plebsu do wyższych sfer.
Bogactwo dosięga niewielu ludzi, a i tak źródłem największego dochodu są
porwania, handel ludźmi i zarządzanie burdelem. Tacy bogacą się najszybciej.
Reszta musi zajmować się hodowlą, rolnictwem, szyciem i zbieraniem resztek ze
śmietnisk. Tam mówi się, że kobieta to przekleństwo rodziny. Nie ma z niej
żadnego pożytku, ba!, trzeba jeszcze martwić się o jej zamążpójście i posag.
Nic dziwnego, że czasem dziewczynki z premedytacją pozostawiane są na pewną śmierć lub sprzedawane do domów publicznych. Każda kobieta jest tylko ciałem – wycenia się
jej urodę, dziewictwo, zdolność do pracy fizycznej i uległość wobec męża. Nie
ma edukacji, mało która umie pisać lub czytać, a wszelkie oznaki buntu są
skutecznie i surowo tłumione. „Kwas solny czy gorący olej” zapytają, gdy
zobaczą na twarzy blizny.
Te wszystkie rzeczy są straszne,
to życie jest okropne, a dla nas – nie do pojęcia. A jednak nie chodziło tutaj o
przesadzone wyolbrzymione pokazanie patriarchatu i agresywne zaprezentowanie
feminizmu. Autorka pisze bowiem delikatnie, czasem poetycko, czasem celowo
pomija co brutalniejsze fragmenty. A bohaterki nie są buntowniczkami z zasady,
nie użalają się nad sobą. I na tym polega ich siła – żyją dalej. W
społeczeństwie, które traktuje je gorzej jak psy. Nie są wykształcone, nie
rozumieją podstaw jakichkolwiek nauk, nie są pewne czy słońce wszędzie jest tym
samym słońcem, ani jakim cudem można jeść banana ze śmietanką, nie wiedzą ile
to jest 2+2, po angielsku nie rozumieją prawie nic. Ale tli się w nich siła,
ogień, poczucie tego, że są coś warte. Że są jak ptaki, które wznoszą się w
górę, nawet gdy ciężar je przytłaczający wydaje się być nie do uniesienia. Nie
wiedzą, że mogłyby kiedyś, tak jak Europejki, mieć tyle praw i swobody, jest to
dla nich niewyobrażalne. A jednak podświadomie walczą o siebie, widzą w swoim
potencjale przewagę, nawet kosztem brzydkiego i okaleczonego ciała. Bo nie
sztuka bać się blizn na twarzy – sztuką jest z dumą wykorzystać je tak, aby
zdobyć przewagę nad oprawcami.
„One płoną jaśniej” to jedna z
najlepszych książek tego roku, a zarazem książka, w końcu!, o prawdziwym
feminizmie. O tym, jak on wygląda współcześnie. Nie na hasłach, protestach i
manifestach – on polega na wewnętrznej sile kobiet. Na pragnieniu spełniania
się, na poczuciu własnej wartości, na nie czuciu się gorszym od kogokolwiek. Książka
pokazuje też bardzo ważną rzecz, o której się zapomina – nie każdy mężczyzna
jest szowinistą. Są i ci źli i dobrzy, feminizm nie oznacza osłabiania płci
męskiej. Tak naprawdę nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tę lekturę, bo
jest ona potrzebna, ważna i piękna.
Książki dostarcza: