Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

środa, 13 listopada 2019

Więźniowie Szarości




Jesienna aura tak na mnie działa, że mam ochotę na mroczne powieści i tym właśnie sposobem przeczytałam niemal jedną po drugiej „Bestię”, „Gałęziste” i „Więźniów szarości”. Wszystkie te tytuły łączy jedno – las. Mroczny, pochłaniający światło, skrywający wśród gałęzi czyste zło, postrach mieszkańców małego miasteczka położonego nieopodal. I chociaż te trzy powieści miały wspólny temat, to zupełnie inaczej go potraktowały, zwłaszcza Christine Lynn Herman, autorka „Więźniów szarości” dedykowanych młodzieży rozkochanej w „Stranger Things”.

Po śmierci ukochanej siostry Violet Saunders wraca z matką do jej rodzinnego miasteczka, by odkryć, że rządzi się ono przedziwnymi prawami. Rodziny jego założycieli dysponują szczególnymi mocami pozwalającymi na powstrzymywanie potwora uwięzionego w Szarości. Nazwa miasteczka, Cztery Ścieżki, odwołuje się do czterech sposobów, w jakie walczą z Bestią rody założycielskie. Gałęzie podporządkowują sobie drzewa, Kamienie tworzą rzeźby zdolne odegnać zło; Sztylety potrafią niszczyć, a Kości… mają zupełnie wyjątkową moc.

Niełatwo jest wciągnąć się w fabułę „Więźniów szarości”, a to ze względu na dezorientujący prolog oraz charakterystyczny, lepki jak mgła klimat. Wraz z Violet wkraczamy do miasteczka zapomnianego przez resztę świata, miasteczka, które wciąga, nie wypuszcza, a co niektórym wymazuje pamięć. Każdy z Założycieli prędzej przy później odczuwa piętno tego miejsca. Szaleństwo, żądza władzy, potworne moce to tylko skrawek historii Czterech Ścieżek. Violet, jako Kość, z najbardziej przerażającą mocą, stawiana jest jako nadzieja dla miasta, a jednocześnie zagrożenie dla pozostałych rodów Założycieli. Trzeba dowiedzieć się, jakie jest dziedzictwo dziewczyny, czy zdoła pokonać Bestię… i czy w ogóle to Bestia jest głównym zagrożeniem.

Fabuła brzmi dość skomplikowanie, ale w rzeczywistości jest bardzo prosta, pod koniec nawet schematyczna. Nie jest to też cieniutka książka i mimo ciągłej akcji mam wrażenie, że czegoś tutaj zabrakło. Świat stworzony przez autorkę ma pewien zarys, ale nie ma surowych reguł, nie jest stworzony pewnie i z przekonaniem, momentami daje poczucie nieścisłości i luk. Wystarczyłoby dopracować świat przedstawiony, dodać więcej horroru  i wyrzucić kilka zbyt prostych elementów, tak jak tych występujących pod koniec.

Plusem tej opowieści są bohaterowie, jest ich naprawdę dużo, każdy ma za sobą pewną historię. Podobało mi się również przedstawienie relacji między nimi, nawet, jeśli to nie dotyczyło bezpośrednio  Violet (Harper i Justin – kocham ich relację i emocje jej towarzyszące). Obyło się nawet bez wątku romantycznego, za co chwała autorce! Mam jednak jeden zarzut co do postaci – sama Violet wydała mi się bardzo nijaka, jakby działała pod wpływem emocji, impulsów, jakby dozgonnie ufała każdemu człowiekowi.  Całe szczęście jednak, że mam trzecioosobowego narratora, który od czasu do czasu „przeskakuje” do innych bohaterów.

„Więźniowie szarości” to nowość, która, mam wrażenie, nie wywołała szumu w internecie. Mimo że jestem na wpół zadowolona z lektury, uważam, że ta pozycja zasługuje na więcej uwagi, zwłaszcza od młodzieży lubiącej odrobinę mroku. Nie zawiodą się też fani „Riverdale” czy „Stranger Things”, bo wydaje mi się, że Cztery Ścieżki mają z tymi serialami wiele wspólnego. Dla tych, którzy lubią serie jest dobra wiadomość – autorka pracuje nad kontynuacją. Sama raczej na nią się nie skuszę, ale warto dać „Więźniom szarości” szansę, zwłaszcza w te ciemne deszczowe jesienne wieczory.

1 komentarze:

Gdyby nie Twoja recenzja, pewnie w ogóle bym na tę książkę nie trafiła, a zapowiada się ciekawie! Dodaję do listy "DO PRZECZYTANIA" :D
 

Prześlij komentarz